„Pieszy staranował auto”

Czy pieszy może staranować auto? Tak uznała policja w przypadku 17-letniego Artura Partyki z Dzierżoniowa. Chłopak został potrącony na środku przejścia dla pieszych. Policja uznała jednak, że to jego wina i skierowała do sądu wniosek o stwierdzenie demoralizacji u Artura, która miała się przejawiać tym, że wtargnął pod koła jadącego samochodu…

Kilka dni temu do naszej redakcji trafił mail z prośbą o interwencję. Jego autorką okazała się Beata Partyka z Dzierżoniowa, mama 17-letniego Artura. Sen z powiek spędza jej sprawa, z którą od pół roku walczy jej syn.

Problemy Artura zaczęły się 15 listopada ubiegłego roku. Chłopiec wracał od kolegi. Tuż po godzinie 16 dotarł do oznakowanego przejścia dla pieszych przy ulicy Świdnickiej.

- Doszedłem do pasów, popatrzyłem w prawo, w lewo, w prawo, w lewo, tak jak uczyli. Było bezpiecznie, więc wszedłem na jezdnię. Byłem już za połową pasów, gdy potrąciło mnie auto – opowiada 17-letni Artur.

Stan chłopaka był na tyle poważny, że z Dzierżoniowa przewieziono go do jednego ze specjalistycznych szpitali we Wrocławiu.

- Głównym problemem było poważne złamanie podudzia, którego elementem zawsze są zmiażdżenia tkanek miękkich, a to implikuje gorsze zrastanie się – mówi prof. Jan Godziński, ordynator Oddziału Chirurgii Dziecięcej Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu.

- Widząc zdjęcie rentgenowskie lekarze zastanawiali się, czy to w ogóle uda się poskładać – opowiada Beata Patryka, mama Artura.
Sprawą zajęła się dzierżoniowska policja. Niemal od początku uznała, że… to chłopiec staranował jadące auto.

- Ustalono, że małoletni wtargnął na przejście dla pieszych wprost pod jadący samochód. Faktycznie został potrącony przez pojazd jadący z jego prawej strony, został jednakże uderzony przednim lewym bokiem pojazdu i to również świadczy o tym, że wtargnął na jezdnię – twierdzi Mariusz Furgała, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Dzierżoniowie.

- On od razu powiedział, że przebiegał przez ulicę, że to był korek, ktoś na niego trąbnął i on się wystraszył, taka była jego pierwsza wersja. Ja bym powiedziała, że to on potrącił mnie tak naprawdę – twierdzi kobieta, która kierowała samochodem, który uderzył w Artura.

- Usiłowali mi wmówić, że to było wtargnięcie. Jeżeli bym prosto z chodnika wszedł pod  auto, to mogliby tak twierdzić, ale ja byłem już na drugim pasie, to nie jest wtargnięcie – przekonuje Artur.

Po wypadku Artur i jego mama zostali całkowicie zaskoczeni propozycją kierującej samochodem. Kobieta zażądała od nich zapłaty za naprawę uszkodzonego auta.

- Pani sobie wyceniła straty u znajomego mechanika i dodała, że powinnam być zadowolona, że znajomy jej to zrobił za jedyne 1540 zł – opowiada pani Beata, mama Artura.

To nie koniec niespodzianek. Kilka tygodni później na wniosek policji, poturbowany chłopak został wezwany do sądu.

- Został oskarżony o demoralizację przez to, że stworzył zagrożenie w ruchu lądowym dla kierującej pojazdem i jej pasażerów – mówi pani Beata. 

- Sędzia stwierdził, że przejawów demoralizacji w tym przypadku nie ma i postępowanie zostało umorzone – informuje Agnieszka Połyniak, rzecznik Sądu Okręgowego w Świdnicy.

Artur i jego mama sądzili, że decyzja sądu pomoże policji ustalić, kto zawinił. Tak się jednak nie stało. Kilka tygodni później, 30 marca tego roku, sprawę wypadku umorzono.

- Zebrane dowody nie były wystarczające, żeby komukolwiek przedstawić zarzuty wypadku komunikacyjnego – tłumaczy Mariusz Furgała, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Dzierżoniowie.

- Jest wypadek, jest poszkodowany i nie ma winnego. W dodatku policja nic z tym nie robi, a jeżeli robi, to na odczepnego, żeby jak najszybciej zamknąć sprawę – mówi Artur. Chłopak zapowiada dalszą walkę o sprawiedliwość. Tym bardziej, że przed nim jeszcze długo droga do sprawności, bo pogruchotane kości nie chcą się zrastać.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl