Z kryminalistą pod jednym dachem

Pani Jolanta boi się wejść do swojego mieszkania. Lokal zajął jej brat, który wyszedł z więzienia. Kobieta twierdzi, że nadużywa on alkoholu i grozi jej śmiercią. Mężczyzna wcześniej otrzymał lokal socjalny. Mimo to sąd dokwaterował go do siostry. Pani Jolanta ma udostępnić mu pokój, kuchnię i łazienkę oraz podłączyć prąd i gaz.

- Dopóki będzie żył pan Jerzy Moroz, nigdy nie będę mogła w tym mieszkaniu zamieszkać. Nie ma chyba takiego drugiego państwa na świecie, żeby sąd nakazał własnego oprawcę utrzymywać – mówi Jolanta Kucharska.

W 55-metrowym mieszkaniu w Radomiu Jolanta Kucharska mieszkała od urodzenia. Razem z matką Alicją i dwoma młodszymi braćmi. W imieniu matki kobieta wykupiła mieszkanie od miasta. A potem otrzymała je aktem darowizny. I wtedy zaczęły się problemy z braćmi, a zwłaszcza jednym z nich - Jerzym, który wyszedł właśnie z więzienia.

- Pytał dlaczego ja jestem właścicielką mieszkania, dlaczego matka darowała to mieszkanie mnie. Groził, że z matką zrobi porządek,  że mnie zabije, a moją córkę okaleczy – opowiada Jolanta Kucharska. 

- Nic ją nie zastraszałem. Kłamie, po prostu kłamie. To mnie się należało. Ja tam byłem od urodzenia, ona już tu nie mieszka 20 lat  – twierdzi Jerzy Moroz, brat pani Jolanty.

- Kiedy siedział w więzieniu, to był święty spokój. Jak wychodził, to był ciągle pijany – mówi sąsiadka rodziny.
Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy u mamy pani Jolanty i pana Jerzego nasiliła się choroba nowotworowa. Starszej pani potrzebny był spokój. 

- Chciała iść do łazienki i upadła. On się nad matką nachylił, powiedział, że się brzydzi, a poza tym musi iść do pracy i wyszedł. Matka dwie godziny czołgała się do telefonu, żeby do mnie zadzwonić. Kiedy otworzyłam drzwi, usłyszałam straszny krzyk matki, wyła jak zwierzę. Z pokoju obok wyszedł brat Jerzy i powiedział, że całą noc tak się darła, nie mógł spać. On zjadł matce jedzenie, które zostawiłam przy łóżku i ona dostała hiperglikemii – opowiada pani Jolanta.

Po wypisaniu ze szpitala Alicja Moroz trafia na dwa miesiące do hospicjum. Tam umarła we wrześniu 2009 roku. Dwaj bracia pani Jolanty zażądali od siostry po 20 tysięcy złotych.

- Grozili, że mi odbiorą mieszkanie i jeszcze będę musiała im zapłacić zachowek. Dostał mieszkanie socjalne, ale powiedział, że nie będzie w nim mieszkał, bo kto będzie płacił – mówi Jolanta Kucharska.

Jerzy Moroz uważa, że siostra powinna kupić mu kawalerkę albo pozwolić zamieszkać w mieszkaniu, które dostała w darowiźnie od matki. Mężczyzna skierował sprawę do sądu. A ten po dwóch latach nakazał pani Jolancie udostępnić bratu pokój, kuchnię i łazienkę oraz podłączyć prąd i gaz.

– Stan zdrowia tego pana jest taki, że on funkcjonuje na granicy życia bardzo ubogiego – mówi Grzegorz Wójtowicz, prezes Sądu Okręgowego w Radomiu.

- Powiedział, że jak tylko odważę się tu zamieszkać, to powybija wszystkie okna, wysadzi blok w powietrze. Groził, że nie musi mnie osobiście zabijać, że będzie miał alibi. Od mokrej roboty to on ma kolegów – opowiada pani Jolanta.

Póki co pani Jolanta woli wyjaśnić sprawy podłączenia gazu i ewentualnych opłat z radomską gazownią. Kobieta nie chce płacić za brata.

- Do zawarcia umowy kompleksowej sprzedaży dostarczania paliwa gazowego nie jest wymagany tytuł prawny do nieruchomości. Czyli taką umowę może zawrzeć również osoba mieszkająca w lokalu, będąca najemcą – wyjaśnia Krzysztof Kubacki z Mazowieckiego Oddział Obrotu Gazem PGNiG SA.

- Mieszkanie razem z tym kryminalistą może spowodować, że dojdzie do tragedii. On nawet może zabić – mówi Włodzimierz Wolski z Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu.

- Ja nie zaryzykuję zamieszkania razem z nim, po mojej śmierci nic mi nie da, że mieszkańcy Radomia pójdą w białym czy czarnym marszu w proteście, że tak działa prawo, że bandyta chodzi bezkarnie. W tej chwili czuję się ograbiona, oszukana – podsumowuje pani Jolanta.*

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl