Zginął przez „złe spojrzenie”

Bartek zginął, bo zwrócił uwagę mężczyznom opierającym się o jego samochód. Miał 19 lat. Oprawcy ukryli jego ciało w okolicach Grójca. Dla pewności poćwiartowali je i zakopali w oddzielnych torbach. Tak ustaliła prokuratura. Sąd skazał napastników na surowe kary. Skazani odwołali się od wyroku i wkrótce mogą odzyskać wolność. W sprawie brakuje bowiem najważniejszego dowodu: ciała ofiary.

Bartek Magdziarz miał 19 lat. Mieszkał w Suchedniowie – niewielkim mieście w pobliżu Kielc. Był spokojny. Właśnie zdawał maturę. 24 maja 2002 r. dla jego rodziców czas stanął w miejscu.

- To jest pokój naszego Bartka, tak jak był za jego życia. Lubię sobie tu posiedzieć, bo czuję jego obecność. Jeszcze mam piżamę, w której spał, jakoś nie umiem wyrzucić – oprowadza nas po domu Grażyna Magdziarz, mama Bartka.

24 maja 2002 roku chłopak zdał egzamin z matematyki. Był piątek. Wieczorem postanowił więc odpocząć i spotkać się z kolegami. Wziął samochód rodziców i pojechał do oddalonego o kilkanaście kilometrów Skarżyska. Zapowiadał się przyjemny wieczór. Około północy Bartek miał wrócić do domu.

- W tej altance żeśmy zjedli z synem ostatnią kolację. Mówił, żeby się nie martwić, że wróci na czas, no i niestety, nie wrócił – mówi Czesław Magdziarz, ojciec Bartka.

Następnego dnia rano rodzice powiadomili policję o zaginięciu Bartka. Chłopak jakby zapadł się pod ziemię. Zniknął też powierzony mu przez rodziców samochód. Rozpoczęły się poszukiwania. W mieście szybko zaczęło huczeć od plotek.

- Porwanie, nawet ucieczka, ewentualnie konflikt z rodziną, ale te wersje zostały dosyć szybko zweryfikowane i okazało się, że nie są prawdziwe – mówi oficer operacyjny policji.

- Czepialiśmy się czegokolwiek: jasnowidzów, detektywów, wróżów, wszystkiego – mówi Grażyna Magdziarz, mama Bartka.

To fragment wizji jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego:

„Według mojej wizji, ten człowiek był w towarzystwie trzech mężczyzn. On z nimi jechał pojazdem w kierunku Suchedniowa. Doszło do bijatyki. Oni go mocno pobili. Stało się to w lesie, blisko szosy. Potem ciągnęli go około 300 metrów w kierunku zbiornika wodnego. Ciało jest w płytkiej wodzie lub w chaszczach przybrzeżnych”.
    
Poszukiwania Bartka trwały trzy lata. Na początku 2005 roku w sprawie pojawił się pierwszy trop. Do policjantów dotarła informacja o młodych mężczyznach, którzy mogą mieć związek ze zniknięciem chłopaka. Byli znani policji. Jeden z nich miał już na koncie rozbój z użyciem noża.

- Przez jakiś czas chełpili się tym, co się stało. W środowisku przestępczym urośli. Mieli się za twardzieli. Myślę, że oni byli w przeświadczeniu, że nie ma ciała, nie ma sprawy – opowiada oficer operacyjny policji.

Okazało się, że za zaginięciem Bartka stoi czterech mieszkańców Skarżyska. Rok po tragedii jeden z nich zmarł od zaczadzenia we własnym domu. W marcu 2005 roku policjanci zatrzymali pozostałych trzech. Kilka godzin później jeden z bandytów opowiedział, co tak naprawdę się stało. To fragment zeznań Krzysztofa M.:

„Podeszliśmy bez wyraźnego celu. Chcieliśmy pogadać. W pewnym momencie Łukasz S. usiadł na masce samochodu. Magdziarz zwrócił mu uwagę i zaczęli się słownie sprzeczać. Możliwe, że padło parę wyzwisk. Jakich – nie pamiętam.”

- Bartek odwozi do domu swoich znajomych i wraca do domu tą samą drogą, którą idą ci, którzy później stają się sprawcami zabójstwa – mówi Sławomir Mielniczuk z Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

Fragment zeznań Krzysztofa M.: S. powiedział do nas – dajmy mu nauczkę. Wtedy do drzwi kierowcy podbiegli Norbert R. z Marcinem P. i trzymając za odzież wyciągnęli Magdziarza z samochodu. To trwało moment. Nawet nie trzeba było im pomagać. Chcieli wsadzić go do bagażnika, ale w końcu, S. kazał mi go wepchnąć na tylne siedzenie.

- Decyzja o tym, że pozbawią go życia, zapadła tak po prostu. W samochodzie. Jeden z nich powiedział, że trzeba go sprzątnąć – mówi oficer operacyjny policji.

Fragment zeznań Krzysztofa M.: Magdziarz został wyciągnięty z samochodu. Było już widno. Usłyszałem krzyk. Leżał w zagłębieniu na ziemi. W okolicach szyi widziałem dużą kałużę krwi.

- Pierwszy cios został zadany bagnetem w okolice szyi. A później, kiedy Bartek się przewrócił, był uderzany kamieniem w głowę – mówi Sławomir Mielniczuk z Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

- Jeden rzucił kamieniem w głowę, Bartek stracił przytomność, został uderzony kilka razy nożem w okolice pleców, a później, solidarnie, każdy z nich miał dokonać tego samego – dodaje oficer operacyjny policji.

Fragment zeznań Krzysztofa M.: Chwyciliśmy Magdziarza za ręce i zaczęliśmy go ciągnąć do takiego rowu. Potem przykryliśmy go gałęziami. Krew przysypaliśmy piachem. Z drogi nie było widać zwłok, ani krwi. 

Krzysztof M. - skruszony zabójca zeznał, że do zbrodni doszło w okolicach Grójca. Nie był jednak w stanie wskazać dokładnego miejsca ukrycia zwłok. Było ciemno. Poza tym, w czasie morderstwa był mocno pijany. Aby odświeżyć mu pamięć, poddano go nawet hipnozie. Bez skutku.

Śledczym nie udało się odnaleźć ani zwłok Bartka, ani narzędzia zbrodni. Mimo to, prokuratura postawiła całej trójce zarzut zabójstwa. W lipcu 2007 roku zapadł pierwszy wyrok. Oprawców Bartka skazano na dożywocie i 25 lat więzienia. Krzysztofowi M., w zamian za współpracę karę złagodzono do pięciu lat. W tej chwili jest już na wolności.

W listopadzie 2008 roku Sąd Apelacyjny w Krakowie uchylił wyrok w sprawie Bartka i nakazał wszczęcie procesu ponownie. Zażądał ustalenia, po czyim ciosie zmarł chłopak. Za kryterium przyjmując tzw. „śmierć mózgową” ofiary.

Podczas kolejnego procesu pojawił się nowy świadek – wujek jednego z oprawców. Mężczyzna zeznał, że dwa tygodnie po zabójstwie bandyci przenieśli ciało Bartka w inne miejsce. Tego dnia był ich kierowcą. Mimo to, on też nie potrafił wskazać miejsca ukrycia zwłok.

- Chcieli w ten sposób mieć pewność, że nigdy więcej nikt tych zwłok nie znajdzie – mówi oficer operacyjny policji.

W 2010 roku bandyci zostali skazani po raz kolejny. Kary pozostały bez zmian. Oskarżeni ponownie odwołali się jednak do sądu apelacyjnego. A ten… ponownie uchylił wyrok.

- Ja bym nie chciał, żebyśmy odnieśli wrażenie, że sąd apelacyjny chroni zabójców. To jest nie tak. Sąd stoi przed olbrzymim dylematem. Musi mieć przekonanie, że kara została wymierzona po jednoznacznym udowodnieniu winy – wyjaśnia Wojciech Dziuban z Sądu Apelacyjnego w Krakowie.

W lipcu proces domniemanych zabójców Bartka ruszy po raz kolejny. Jego rodzice, od nowa będą musieli wysłuchiwać szczegółów zbrodni. Nie wiadomo jednak, czy proces ostatecznie zakończy sprawę. Niewykluczone bowiem, że kompani Krzysztofa M. tym razem zostaną uniewinnieni.

- To jest zasada domniemania niewinności. To jest „ABC” praworządnego wymiaru sprawiedliwości. Nie możemy w sytuacji pewnych bulwersujących, okrutnych zbrodni na te zasady procesowe przymykać oko – mówi Wojciech Dziuban z Sądu Apelacyjnego w Krakowie.

- Gdy idę na cmentarz, mam tylko jedno pytanie: gdzie ty jesteś? Patrzę na jego zdjęcie i pytam: Gdzie ty leżysz? Kto po tobie chodzi? Kto cię depcze? – mówi Czesław Magdziarz, ojciec nieżyjącego Bartka.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl