"Troskliwa" synowa

Starsza, schorowana kobieta spłaca z niewielkiej emerytury kredyty, które zaciągnęła jej synowa. Urszula P. pożyczała pieniądze na dowód teściowej bez jej zgody. By wyjść z długów, wraz mężem sprzedali dom, ale teściowej nie pomogli. Gdy pani Józefa spłaci jeden kredyt, pojawia się kolejny…

- Chodzi mi tylko o to, że ona tych kredytów nie brała. Nie jest moją rolę, żeby oskarżać kogokolwiek i domagać się kary – mówi Józef Stańczyk, zięć pani Józefy.

74-letnia Józefa Stępniewska jest matką trójki dzieci. Kiedy dwie córki opuściły rodzinny dom w Górze Kalwarii na Mazowszu, została z najmłodszym synem Andrzejem i jego żoną Urszulą.

- W 1996 roku teściowie przekazali swój dom, dorobek całego życia na rzecz syna Andrzeja, z którym razem zamieszkali – opowiada Józef Stańczyk, zięć pani Józefy.

Pani Krystyna przyznaje, że przez lata wszystko układało się poprawnie. Razem z mężem regularnie odwiedzała mamę. Jednak podczas jednej z wizyt w 2009 roku rozmowa ze starszą kobieta wzbudziła ich niepokój.

- Dowiedzieliśmy się, że ma obniżoną emeryturę. Chciałem zobaczyć odcinek emerytury. Odpowiedziała, że nie ma, że Urszula jej powiedziała, że już odcinków emerytury nie dają. Dowiedziałem się, że ZUS otrzymał od komornika dwa tytuły wykonawcze na podstawie prawomocnych wyroków sądu o potrącanie należności z powodu zaciągniętych dwóch kredytów. Jeden był zaciągnięty na 8,5 tysiąca złotych, a drugi na 2,5 tysiąca – opowiada Józef Stańczyk, zięć pani Józefy.

Pani Krystyna z mężem postanowiła wyjaśnić sprawę. Szybko okazało się, że upomnienia, które przychodzą to żadna pomyłka. Pani Józefa podejrzewała, że za wszystkim może stać jej synowa Urszula.

- Teściowa opowiadała, że synowa Urszula brała od niej dowód osobisty, gdy szła do przychodni, żeby wypisać receptę na leki teściowej – mówi Józef Stańczyk, zięć pani Józefy.

- Prosiła o dowód, to ja szybko dawałam, bo wiedziałam, że do leków potrzebne. Dziwiłam się, że nigdy nie był potrzeby, a teraz jest – mówi Józefa Stępniewska.

- Ustalono, że podejrzana, posługując się dowodem osobistym pokrzywdzonej, zgłaszała się do takich instytucja jak banki, operatorzy telefonii komórkowej i zawierała umowy podając się za pokrzywdzoną – informuje Dariusz Ślepokura z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Sprawą od 2009 roku zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Piasecznie. W kwietniu tego roku Urszula S. usłyszała zarzuty związane z wyłudzeniem kredytu na podstawie podrobionego podpisu i użycia dokumentu tożsamości innej osoby.

- Urszuli S. przedstawiono zarzuty wyłudzenia jednego kredytu na sumę 1800 zł oraz podpisanie umowy o świadczenie usług telekomunikacyjnych i wyłudzenie dwóch telefonów komórkowych o wartości około 1700 zł. Podejrzana przyznała się do zarzucanych czynów i odmówiła składania wyjaśnień – mówi Dariusz Ślepokura z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Pani Józefa od 2010 roku jest pod opieką córki Krystyny i jej męża. Nie chciała dłużej mieszkać z synową. Wcześniej jednak kobieta, chcąc pomóc synowi, podpisała akt notarialny, w którym zrzekła się służebności mieszkania.

- Przychodził i mówił, że muszę przepisać na niego, bo nie może wziąć kredytu – mówi pani Józefa.

- Doszło do tego, że oni sprzedali ten dom, bo mieli bardzo duże długi, musieli się jakoś ratować - dodaje Krystyna Stańczyk, córka pani Józefy.
Chcieliśmy porozmawiać z Urszulą S. i jej mężem. Usłyszeliśmy tylko wyzwiska.

Teraz Pani Józefa nie ma nic. Obecni opiekunowie kobiety mówią, że cały czas z emerytury potrącane jest prawie 300 zł. Przyznają również, że nie wiedzą ile może być łącznie zaciągniętych kredytów.

- Jeden kredyt został już spłacony, ale na to miejsce wchodzi następna wierzytelność – mówi Krystyna Stańczyk, córka pani Józefy, a jej mąż Józef dodaje: Ostatnio dotarło do nas pismo o kolejnym zaciągniętym kredycie na 3600 zł na zakup komputera. *

* skrót materiału

Reporter: Grzegorz Kowalski

gkowalski@polsat.com.pl