Złamała kręgosłup, nie było ostrzeżeń

Do tego wypadku nie powinno dojść! Szesnastoletnia Patrycja z Trzemeszna koło Gniezna złamała kręgosłup, bo nikt jej nie ostrzegł, że spaceruje po śmiertelnie groźnym wzniesieniu. Pod jej nogami był budynek lodowni. Dziewczyna spadła siedem metrów w dół przez niezabezpieczony otwór wentylacyjny. Za teren odpowiada miasto.

23 września ubiegłego roku, Trzemeszno koło Gniezna. 16-stoletnia Patrycja Szablewska wraz z ze znajomymi idzie na spacer. W pewnym momencie dziewczyna spada siedem metrów w dół.

- Tutaj jest ten otwór wentylacyjny, przez to wpadła – pokazuje nam Paweł Kwiatkowski z Administracji Domów Mieszkalnych Urzędu Miasta w Trzemesznie.

- Tam była wysoka trawa, nikt nie widział, jak spadam. Złamałam kręgosłup i nogę. Przeszłam siedmiogodzinną operację. Mam wstawione stabilizatory. Od dziecka tańczyłam, chciałam iść po gimnazjum do Szkoły Tanecznej w Krakowie, wszystko runęło – rozpacza Patrycja Szablewska. 

Dziewczyna wpadła przez niezabezpieczony otwór wentylacyjny do zabytkowego budynku lodowni. Od strony ulicy siedemnastowieczna chłodnia wygląda okazale. Od drugiej strony, gdzie znajduje się wzniesienie, spacerowicze nie mają pojęcia, że są na obrośniętym trawą, krzewami i drzewami budynku.

- Nikt się nie spodziewa, że jest na dachu, bo to wygląda jak łąka – mówi Roman Wolek, dziennikarz Tygodnika Pałuki.

- Jakie mam dolegliwości? Nie mogę długo siedzieć, maksymalnie dwie godziny. Nie mogę się schylać, nie mogę chodzić do szkoły – wylicza Patrycja.

Rodzice nastolatki wystąpili o odszkodowanie. PZU, w którym gmina jest ubezpieczona, odmówiło wypłaty. Powołało się na informację przekazaną przez wiceburmistrza. Rzekomo teren był zabezpieczony ogrodzeniem, przez które dziewczyna przeszła. Zlekceważyła tablice ostrzegawcze i odsunęła płyty przykrywające otwory wentylacyjne.

- 3 stycznia odmówiono nam odszkodowania, a jest ono nam potrzebne na rehabilitację, na sanatorium, takie podstawowe rzeczy – mówi Aleksandra Szablewska, mama Patrycji.

- Stanowisko opierało się na informacji jaką przedłożył zarządzający  tym obiektem, kierownik Administracji Domów Mieszkalnych w Trzemesznie, pan Kwiatkowski. Z tej informacji wynikało, że obiekt jest prawidłowo zabezpieczony – mówi Dariusz Jankowski, wiceburmistrz Trzemeszna.

- Potwierdzenie mamy z czerwca, że teren był zabezpieczony, a potem był dozorowany. Wiem, że ja ponoszę odpowiedzialność. Nie da się tego upilnować – przyznaje Paweł Kwiatkowski z Administracji Domów Mieszkalnych Urzędu Miasta w Trzemeśnie.

Czy obiekt był zabezpieczony? Jeszcze przed wypadkiem miejscowy radny, a także mieszkający obok lodowni dyrektor banku alarmowali, że obiekt, za który odpowiada gmina, stanowi zagrożenie.

- Te interwencje były spowodowane obawą, że może nastąpić jakieś nieszczęście. To teren, przez który przechodzą mieszkańcy, przybysze z dworca. Jest to trasa spacerowa – mówi Benedykt Nitka, dyrektor oddziału Banku PKO BP w Trzemesznie.

- Złożyłem w gminie oświadczenie. Zawarłem w nim deklarację, że nie było żadnych tablic informujących o zagrożeniu na terenie lodowni. Tablice pojawiły się po wypadku – mówi Tomasz  Bauza, radny miasta Trzemeszno.

- Policjanci byli na miejscu w dniu wypadku. Teren był ogrodzony. Był łańcuch i kłódka na bramie, ale było też miejsce, gdzie ten płot był powalony na ziemię – informuje Anna Osińska z Komendy Powiatowej Policji w Gnieźnie.

Wiceburmistrz Trzemeszna dopiero w rozmowie z naszym reporterem zadeklarował, że gmina popełniła błąd i być może sprawa zostanie niebawem rozwiązana. Co ciekawe, zauważyliśmy, że otwory wentylacyjne lodowni nadal nie są zabezpieczone. 

- Podjęliśmy decyzję, żeby ponownie zweryfikować te fakty. Oględziny w tej sprawie pokazały nowe światło na całą sprawę. Będziemy sugerowali rozwiązania w zakresie zawarcia ugody ubezpieczyciela z poszkodowanym - obiecuje Dariusz Jankowski, wiceburmistrz Trzemeszna.

- To nowość, do tej chwili gmina nie poczuwała się do odpowiedzialności. Bała się, iż będzie musiała zapłacić odszkodowania. Twierdzili, że teren był dobrze zabezpieczony – mówi Roman Wolek z Tygodnika Pałuki.

- Nic o tym nie słyszałam. Nikt z nami się nie kontaktował. Jestem zszokowana tym, co słyszę – dodaje Aleksandra Szablewska, mama Patrycji.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl