Prowizje agenta…

Pani Katarzyna podpisała umowę z firmą, która pomogła jej uzyskać odszkodowanie po śmierci męża. Dziś tego żałuje. W umowie był bowiem zapis, że od każdej wywalczonej kwoty firma zabierze 35 procent prowizji. W sumie uzbierało się już 21 tys. zł.

- Mówił, żebym się o nic nie martwiła, że on w sądzie ma znajomości – mówi pani Katarzyna Drabik.

38-letnia pani Katarzyna z Koszalina od kilku lat nie ma łatwego życia. W październiku 2005 roku zginął jej 37-letni mąż Aleksander, jedyny żywiciel rodziny. Osierocił dwie córki, Wiktoria miała wtedy 6 lat, Angelika 11.

- Zginął w wypadku samochodowym jako pasażer. To był dla mnie szok, wielka trauma – wspomina pani Katarzyna.

- To było coś strasznego, mama strasznie przeżywała, brała leki uspakajające, ja nie mogłam się skupić na nauce, nie chciałam chodzić do szkoły – dodaje Angelika Drabik, starsza córka pani Katarzyny.

Jak mówi pani Katarzyna, podczas żałoby na ulicy przypadkowo spotkała znajomą. Ta powiedziała, że zna mężczyznę, który pomoże jej uzyskać odszkodowanie.

- Uświadomił mi, że coś po mężu mi się należy. Mówił, że bez niego nic nie uzyskam, cały czas utrwalał mnie w tej świadomości – mówi pani Katarzyna.

Kobieta w grudniu 2005 roku podpisała umowę z firmą Jarosława Ś. Twierdzi, że od tego czasu wszelkie świadczenia wypłacane z odszkodowania oraz renty po zmarłym mężu wpływały na konto mężczyzny.

- Przez te lata zainkasował 21 tysięcy złotych – mówi pani Katarzyna.

- Kilka razy widziałam, jak przychodził i wykładał pieniądze. Brał kalkulator i odliczał swoje prowizje – dodaje Angelika Drabik, starsza córka pani Katarzyny.

Prowizja nie była mała. Umowa zakładała, że Jarosław Ś. będzie otrzymywał 35 procent od każdej uzyskanej przez kobietę kwoty. O tym, że umowa jest niekorzystna pani Kataryna zorientowała się dopiero po 5 latach.

- Moja klientka wypowiedziała tę umowę w marcu 2010 roku. W następstwie tego wypowiedzenia, moja klientka została wezwana niejako do zapłaty kwoty ponad 100 tys. zł, bowiem w umowie zawarte są takie postanowienia, z których wynika, że jeżeli będzie chciała się wycofać z tej umowy, to będzie musiała zapłacić bardzo wysokie kary umowne. Udzielone przez moją klientkę pełnomocnictwo obowiązuje nawet po jej śmierci, tego typu zapisy są po prostu nieważne – mówi Krzysztof Celiński, adwokat pani Katarzyny.

Ostatecznie Jarosław Ś. w ubiegłym roku złożył do Sądu Rejonowego w Koszalinie pozew. Sprawa jest w toku. Obecnie mężczyzna od pani Katarzyny oraz jej córek żąda blisko 50 tys. zł. Na tyle wyliczył swoją prowizję od rent i odszkodowań po zmarlym.

- Pozwana twierdzi, że już się nic nie należy, bo po pierwsze pan Jarosław Ś. już sobie potracił całe wynagrodzenie, po drugie podnoszony jest zarzut złego reprezentowania w tej sprawie, złego umocowania do działania. Ponadto podnosi się też zarzut pewnego wyzysku, że ta prowizja, którą pan powód miał uzyskać, była niewspółmierna do nakładu pracy – informuje Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie.

- Obiecywał, że będzie mnie reprezentował przed sądem, że będę mogła liczyć na jego pomoc, a nie było go na żadnej rozprawie – twierdzi pani Katarzyna.

Jarosław Ś. w 2007 roku był skazany na ponad rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata za wyłudzenia odszkodowań komunikacyjnych. Odwiedziliśmy jego biuro, o sprawie pani Katarzyny nie chciał jednak rozmawiać.

- Byłam naiwna, nie kontrolowałam tego, bo nie myślałam, że on może w ten sposób postąpić – podsumowuje pani Katarzyna.*

* skrót materiału

Reporter: Grzegorz Kowalski

gkowalski@polsat.com.pl