Godna starość?
Odwołać dyrektora – proszą pensjonariusze ośrodka opiekuńczego w Starzynie koło Hajnówki. Starsze osoby skarżą się, że Mirosław K. pobiera opłaty za wożenie do lekarza, że w ośrodku nie ma bieżącej ciepłej wody, posiłki są skromne, a przede wszystkim brakuje osób do opieki.
- To nie jest ośrodek dla starszych ludzi, żeby godnie przeżyć starość – mówi Eugenia Kuchta, była pracownica ośrodka opiekuńczego w Starzynie.
Do naszej redakcji dotarły sygnały o nieprawidłowościach w ośrodku opiekuńczym w Starzynie koło Hajnówki. Postanowiliśmy to sprawdzić. Niestety, dyrektor ośrodka Mirosław K. nie chciał z nami rozmawiać.
- Od pewnego czasu tu jest burdel. Są tu obłożnie chorzy, a nawet nie ma pielęgniarki – mówi pensjonariusz ośrodka.
- Byłam zatrudniona jako pomoc kuchenna. Gotowałam, wydawałam kolację, ale także prałam, sprzątałam, wszystko robiłam. Nie ma osobnych osób zatrudnionych do opieki – dodaje Eugenia Kuchta, była pracownica ośrodka opiekuńczego w Starzynie.
Pensjonariusze skarżą się nie tylko na brak opieki. Jeden z naszych informatorów twierdzi, że za miesięczny pobyt w ośrodku płaci 3 tysięcy złotych. Pensjonariusze twierdzą, że pomimo takich opłat, sytuacja w ośrodku znacznie się pogorszyła od kiedy dyrektorem został Mirosław K.
- Nie ma ciepłej wody do mycia, trzeba sobie w czajniku grzać. Musimy wcześniej zgłosić, że chcemy się wykąpać. Na kolację to na przykład półtora jajka i trzy kromki chleba. Nic więcej. Masła bryłka jak paznokieć – mówi jedna z pensjonariuszek ośrodka.
- Ja mam kłopot z nogą, spuchnięta jest jak bania. Chciałem do lekarza. Dyrektor zadzwonił do pani doktor i uzgodnili, że nie ma sensu nigdzie jechać. Przez telefon! W końcu nie pojechaliśmy do tego lekarza – dodaje jeden z pensjonariuszy ośrodka.
Pan Józef Pałczyński również był pensjonariuszem ośrodka opiekuńczego w Starzynie. Dzisiaj mieszka na terenie ogródków działkowych.
- Jak mam mieszkać tam, w tej umieralni, to wolę być tu. Mi dyrektor nie kazał płacić, ale zawiózł koleżankę do szpitala, a potem przywiózł z Hajnówki i kazał jej zapłacić 50 zł za paliwo – opowiada Józef Pałczyński.
Mirosław K, który jest dyrektorem ośrodka opiekuńczego w Starzynie wcześniej kierował Domem Pomocy Społecznej w Kozarzach. W poprzednim miejscu pracy wybuchła afera, kiedy wyszło na jaw, że niektórzy pracownicy w godzinach pracy musieli pomagać przy budowie prywatnego domu dyrektora K.
- Moja praca polegała na tym, że układałem cegłę klinkierową na ogrodzeniu. Wszystkie narzędzia tam używane były z domu pomocy społecznej – mówił Wojciech Daszkowski, który budował dom dyrektorowi.
Wówczas, w rozmowie z nami Mirosław K. wszystkiemu zaprzeczył. Prokuratura postawiła mu jednak zarzuty. Sprawa w sądzie ciągnie się od kilku lat. Zapadły już dwa wyroki. Oba takie same, oba nieprawomocne, bo Mirosław K. się odwołuje.
- Żyjemy w państwie prawa. Samo oskarżenie kogoś nie skazuje na rozstrzelanie ani banicję.
Ja nie mam sobie nic do zarzucenia: ani do swojego postępowania, ani zachowania – mówił wówczas Mirosław K., dyrektor Ośrodka Opiekuńczego w Starzynie.
- Sąd uznał oskarżonego za winnego zarzuconego mu czynu i wymierzył karę pozbawienia wolności zawieszając jej wykonanie oraz zasądził karę grzywny i zakazał pełnienia funkcji publicznych – informuje Piotr Wypych, prezes Sądu Rejonowego w Wysokiem Mazowieckiem.
Ale ponieważ wyrok jest nieprawomocny, a Mirosław K. miał także mandat radnego, zwolnienie go ze stanowiska dyrektora Domu Pomocy Społecznej w Kozarzach było bardzo trudne. Sytuacja zmieniła się na początku zeszłego roku.
- Straciłem do pana dyrektora resztkę zaufania, bo nie wykonał polecenia służbowego, które mu wydałem. Zakazałem jakiegokolwiek ruchu kadrowego w zakładzie, miałem na myśli zwłaszcza zwolnienia tych osób, które zeznawały w sądzie, czy wypowiadały się przeciwko dyrektorowi – mówił wówczas Bogdan Zieliński, starosta wysokomazowiecki.
Mirosław K. nie posłuchał starosty i w listopadzie 2010 roku zwolnił Annę Terlikowską. Kobieta jawnie występowała przeciwko dyrektorowi, także w naszym programie.
- W trakcie tego wypowiedzenia doszły do nas bardzo smutne informacje, że pani ta popełniła samobójstwo. To była kropla, która przepełniła czarę goryczy – mówił Bogdan Zieliński, starosta wysokomazowiecki.
- Utrata pracy bardzo ją załamała, nie wytrzymała tego. Ona pracowała 27 lat, po takim czasie stracić pracę, właściwie bez powodu, było dla niej dramatem – opowiadała Małgorzata Andrzejczuk, pracownica w Domu Pomocy Społecznej w Kozarzach.
Jednak Mirosław K. szybko znalazł zatrudnienie w podobnej placówce w Starzynie. Ośrodek należy do Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej. Władze tego stowarzyszenia nie zgodziły się na rozmowę przed kamerą.
- To są dawne zaszłości. Ktoś cały czas na niego poluje. Co chcecie państwo udowodnić? Że on się nie nadaje na to stanowisko? Uważam, że się nadaje. Takie jest nasze stanowisko, nie mamy żadnych zastrzeżeń do niego – powiedział przedstawiciel Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej.*
* skrót materiału
Reporterka: Paulina Bąk