77-latek uwodził dla pieniędzy

Czułe słowa, obietnice, wyznania miłości i... oszustwo. Schemat stary jak świat, a mimo to wciąż aktualny. To również metoda działania 77-letniego Zygmunta K. Jego ofiary: 80-letnia pani Zofia, 63-letnia pani Barbara i 60-letnia pani Beata straciły pieniądze, zdrowie i spokój.

- Ma różne metody: poprzez biuro matrymonialne, anonse w gazetach, przysiada się na ławeczkach w parku i zagaduje – opowiada pani Barbara, 63-letnia ofiara Zygmunta K.

63-letnia Barbara z Gdańska poznała 77-letniego Zygmunta K. trzynaście lat temu i od tamtej pory byli parą. Przez ten cały czas starsza pani nie miała pojęcia o podwójnym życiu partnera. Któregoś dnia do jej drzwi zapukały oszukane przez mężczyznę kobiety. Okazało się, że na podstawie jego życiorysu mógłby powstać niejeden film. 

- Zaprosił mnie na kawę. Jaki był słodki, miły, kulturalny, matko jedyna. Mówił, że koniecznie samochód by się przydał, wzięłam 20 tysięcy złotych pożyczki, teraz będę spłacać – opowiada pani Zofia, 80-letnia ofiara Zygmunta K.

- Zapoznaliśmy się na przystanku tramwajowym. Ładnie opowiadał o sobie, o różnych zainteresowaniach, jak aktorem mógł być, jednocześnie poetą, bioenergoterapeutą, mógł być wszystkim. Dałam się namówić na spotkanie, on chciał od razu do domu, ale zaproponowałam na neutralnym gruncie – mówi pani Beata, 60-letnia ofiara Zygmunta K..

77-letni Zygmunt K. jak kameleon wciela się w różne osoby. Jest jednocześnie prawnikiem, inżynierem, pracownikiem uczelni i lekarzem. Mimo swojego wieku, podobno uszczęśliwia kobiety w łóżku. Na swoje ofiary poluje m.in. przy ul. Długiej przy Fontannie Neptuna w Gdańsku.

- Przede wszystkim stan majątkowy swojej ofiary go interesuje. Pyta gdzie pracuje, czy ma dzieci – opowiada pani Barbara.

- Sielanka trwała mniej więcej trzy tygodnie, a potem wychodził wieczorami. Zjadł śniadanie, obiad i poszedł. 800 zł mi zginęło – mówi pani Zofia.

Pan Zygmunt poza żerowaniem na kobiecych uczuciach, znalazł kolejny sposób na zdobycie pieniędzy. Założył stowarzyszenie, które ma opiekować się osobami niepełnosprawnymi, starszymi, samotnymi. I takie właśnie werbuje. Wpisowe wynosi 300 złotych, a potem płaci się 5 złotych miesięcznie.

- On sobie zmienia stawki wedle własnego uznania, nie konsultuje się z pozostałymi członkami stowarzyszenia. Sam do siebie pisma pisze, sam sobie gratulacje składa – twierdzi pani Beata.

Próbowaliśmy odszukać Zygmunta K. Jego stowarzyszenie jest zarejestrowane w Krajowym Rejestrze Sądowym, ale wszelkie próby kontaktu nie powiodły się. Udaliśmy się pod rzekomy adres siedziby stowarzyszenia. Tam znaleźliśmy jedynie kolejnych oszukanych.

- Tutaj było całe jego biuro, już zaczęliśmy się za niego brać, bo ludzi oszukuje. Obiecywał, że za mieszkanie załatwi komfortowy dom starców, z opieką – mówi Marian Witkiewicz, były współlokator Zygmunta K.

- Zorientowałam się we wszystkim, kiedy zostałam sama, a on chciał żebym moje mieszkanie na stowarzyszenie przepisała. Zauważyłam, że nic nie ma, a ludzi oszukuje – opowiada  Stanisława Pyszka, oszukana 84-latka.

Kolejnym adresem sędziwego „Tulipana” było mieszkanie pani Zofii. Kobieta jednak twierdzi, że nigdy nie zgadzała się na udostępnienie lokalu dla prowadzenia jakiejkolwiek działalności.

- Ukradł mi dowód osobisty, wie pani po co? Potrzebował mój dowód, zameldował się w mieszkaniu bez mojej wiedzy! – opowiada pani Zofia.

- To jest sposób na życie takich oszustów. Jak ktoś  idzie do pracy, to oni umawiają się na spotkanie z następną kobietą, po to żeby zdobyć jej zaufanie, przepisać na siebie jakąś nieruchomość, czy też zdobyć jakąś gotówkę – mówi Małgorzata Tobiszewska z Centrum Praw Kobiet.

Niestety, podobnych historii oszustw matrymonialnych jest dużo więcej. Przypomnijmy kilka z nich. Marcin A. z Czerwionki-Leszczyny koło Rybnika zabezpieczał swoją przyszłość przez… płodzenie dzieci. To one w przyszłości miały się nim opiekować. Kobietom przedstawiał się jako architekt wnętrz lub pracownik kopalni. W rzeczywistości był bezrobotny.

- Mówił mi, że to jest silniejsze od niego, że jak będzie stary i już nie będzie płodzić dzieci, to jego synowie będą kontynuować to, co on zaczął – opowiadała nam Patrycja Maj, ofiara Marcina A.

- Odwraca się do nas plecami, dzieckiem się nie interesuje i jeszcze mnie poniża. Grozi mi, że kolegów na mnie naśle za to, że go o alimenty podałam – mówiła pani Kamila, ofiara Marcina A.

- Nie boję się. Kiedyś byłem podejrzewany o zabójstwo i wyszedłem z tego. Dla chcącego, nic trudnego – powiedział nam Marcin A.

Kolejny oszust, 37-letni Arkadiusz B. kobiety rozkochiwał i wykorzystywał do popełniania przestępstw. Partnerki udostępniały hasła do kont internetowych, a on bez ich wiedzy wyłudzał pieniądze na popularnym portalu internetowym. Część kobiet odsiadywała za niego wyroki, a część nieświadomie uczestniczyła w oszustwach. Arkadiusz B. został zatrzymany, ale nawet zza krat nęka swoje ofiary.

- Zostałam oskarżona o wyłudzenie od pewnej firmy mebli. Robił to bez mojej wiedzy, na moje konto. Oskarżył mnie o to, że ukradłam mu 36 tys. zł w gotówce, telewizor, spawarkę i myjkę ciśnieniową – opowiadała pani Marta.

Kolejny oszust, 21-letni Konrad K., poznawał swoje ofiary przez portale internetowe. Proponował spotkanie, a po miesiącu prosił o rękę. Nie wspominał o żonie, dwójce dzieci i kolejnej narzeczonej, z którą mieszkał. Gdy data ślubu była ustalona, prosił o pożyczki na duże kwoty. Pieniędzy potrzebował na leczenie ciężko chorego ojca w zagranicznej klinice lub na otwarcie nowego interesu. W rzeczywistości wynajmował drogie samochody i mieszkania, część przeznaczał na stare długi. Oszukał kilka kobiet na ponad dwieście tysięcy złotych.

Zdaniem policji setki kobiet rocznie zostają ofiarami oszustów matrymonialnych. Prawdopodobnie jeszcze więcej ze wstydu nigdy nie zgłosi się na policję. Podobnie jest z ofiarami  77-letniego Zygmunta K.

- Osoba oszukana czuje wielki wstyd i presję środowiska i rodziny, zwłaszcza starsza – mówi Małgorzata Tobiszewska z Centrum Praw Kobiet.

- Apelujemy do pokrzywdzonych osób, aby zgłosiły się na policję. To jedyny sposób, żeby sprawca poniósł odpowiedzialność za swój czyn, a kobiety pokrzywdzone odzyskały swoją własność – dodaje Magdalena Michalewska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.

Ofiary Zygmunta K. twierdzą, że oszukanych kobiet jest nawet kilkadziesiąt, ale do tej pory żadna z nich nie odważyła się pójść na policję. Przekonaliśmy starsze panie, by zdecydowały się pokonać wstyd i zrobić pierwszy krok. Złożyły zawiadomienie na policji.*

* skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl