Śmiertelnie groźna roślina
Tej rośliny wystrzegajcie się jak ognia! Barszcz Sosnowskiego, choć wygląda pięknie, jest śmiertelnie niebezpieczny dla człowieka. Pani Sławomira Hałasowska otarła się o niego nogami. Skończyło się na kilkudniowej śpiączce, przetaczaniu krwi i walce z martwicą. Od poparzenia minęło osiem lat, a kobieta wciąż musi zażywać silne leki przeciwbólowe. Idą wakacje, zachowajcie ostrożność!
- Każdemu opowiadam, żeby się nie dotykać, z daleka od takiej rośliny, żeby nie było tego samego co ze mną – mówi pani Sławomira Hałasowska.
Barszcz Sosnowskiego to piękna, a zarazem niebezpieczna roślina. Do Polski przywędrowała z Kaukazu w latach pięćdziesiątych. Miała służyć jako pasza dla zwierząt.
- Zaniechano jej uprawy, ale roślina rozsiała się na okolicznych terenach. Dobrze się u nas poczuła, opanowała 30 procent naszego kraju – mówi Jan Pastwa z Fundacji Palący Problem Heracleum.
O tym jak niebezpieczne może być zetknięcie się z barszczem Sosnowskiego boleśnie przekonała się Sławomira Hałasowska. W 2004 roku kobieta pracowała na plantacji truskawek.
- Przechodziłam przez rów, gdzie rosła ta roślina. Musiałam się o nią otrzeć – opowiada.
- Należy te powierzchnie ciała, które miały kontakt z rośliną, przemyć detergentem, mydłem lub dużą ilością wody. Nie dopuścić do ekspozycji na słońce, bo kontakt ze słońcem uczula tę substancję i nasze ciało, co skutkuje oparzeniami pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia. Znane są nawet przypadki śmiertelne – przestrzega Jan Pastwa z Fundacji Palący Problem Heracleum.
Ale pani Sławomira nie miała o tym pojęcia. Po dwóch tygodniach kobieta zaczęła odczuwać pierwsze dolegliwości.
- Bolało mnie gardło i głowa, wyglądało na grypę. Lekarz powiedział, że takiej anginy to w życiu nie widział. Dał antybiotyki, ale gorączka nie mijała. Po dwóch tygodniach dostałam jakby paraliżu. Do łazienki nie mogłam dojść, jakbym nóg nie miała – mówi pani Sławomira.
Pani Sławomira trafiła do szpitala w Człuchowie. Lekarze mieli problem z postawieniem właściwej diagnozy. Tymczasem kobieta walczyła o życie. Groziła jej amputacja stóp.
- Mąż mówi, że tydzień byłam w agonii. Jednego dnia dali mi krew, a następnego już jej nie było, bo ta toksyna wszystko ją zjadła – opowiada pani Sławomira.
- Zaczęła powstawać martwica, więc jedynym ratunkiem było wycinanie fragmentów martwego ciała – dodaje Ryszard Hałasowski, mąż pani Sławomiry.
Właścicielem drogi, na której doszło do poparzenia Sławomiry Hałasowskiej, jest Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Ale ta nie poczuwa się do odpowiedzialności.
- To, że pojedyncze rośliny rosną w naszym pasie drogowym, nie oznacza, że jesteśmy odpowiedzialni za poparzenie tej pani. To nie jest jednoznaczne, że ta pani się w tym miejscu poparzyła. Równie dobrze mogła się poparzyć w innym miejscu – mówi Piotr Michalski, rzecznik gdańskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
- Nikt tego nie wycinał. To było większe ode mnie, do 190 cm sobie rosło, kwitło i ginęło wraz z przymrozkami – twierdzi Ryszard Hałasowski, mąż pani Sławomiry.
Barszcz Sosnowskiego rośnie także na ternach należących do gminy Człuchów. Wójt twierdzi, że robi co może, ale walka z rośliną to walka z wiatrakami, bo samo wykaszanie niewiele daje.
- Miałoby to sens, gdyby rozpoczęto zwalczanie tej rośliny na różnych obszarach. Jeśli jedna gmina się zaangażuje, to wielkiego sensu to nie ma, bo nasiona roznosi wiatr, dzikie ptaki, a także ludzie. Jest to roślina niezwykle efektowna i nieświadomi niebezpieczeństwa ludzie przenoszą ją do ogrodów - mówi Adam Marciniak, wójt gminy Człuchów.
Chociaż od poparzenia barszczem pani Sławomiry minęło osiem lat, skutki zetknięcia z tą niebezpieczną rośliną kobieta odczuwa do dzisiaj. Nie wiadomo, ile jeszcze czasu upłynie, zanim zagoją się bolesne rany.
- Silne leki przeciwbólowe biorę dwa razy, trzy razy dziennie – mówi pani Sławomira.
- Ta roślina zmieniła nasze życie w koszmar. Jestem pewien, że ludzie nie wiedzą, co może zrobić w naszym organizmie – dodaje Ryszard Hałasowski, mąż pani Sławomiry.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk