„Zawsze miałem na Ciebie ochotę”,

„Zawsze miałem na Ciebie ochotę”, „Wyobrażam sobie, jak cudnie wulgarna jesteś w łóżku” – to fragmenty wiadomości, jakie otrzymywała pani Magdalena z Jeleniej Góry od swojego prześladowcy. Kobieta była przerażona, bo mężczyzna wiedział jak jest ubrana i kiedy jest w domu. W końcu zastawiła na niego pułapkę. Okazuje się, że maile słał Artur K., wielokrotnie nagradzany policjant.

W języku angielskim stalker oznacza łowcę. Myśliwego, który wytrwale tropi swoją zwierzynę. Śledzi każdy jej ruch. Powoli osacza, upajając się przy tym jej paniką i strachem.

- Taki jeden z bardziej tragicznych polskich przypadków, to była miss polski, Agnieszka Kotlarska, która została zamordowana przez swojego obsesyjnego fana, który wyznawał jej miłość – opowiada dr Jan Gołębiowski z Centrum Psychologii Kryminalnej.

Zabawa staje się lepsza, gdy zwierzyną jest człowiek. Stalker dzień po dniu przejmuje kontrolę nad jego życiem. Nie spieszy się. Wszystko zaczyna się całkiem niewinnie. Tak, jak w przypadku maili do pani Magdaleny. To mail, jaki kobieta otrzymała w maju 2011 roku:

„Witaj Madziu 
W końcu się odważyłem i piszę do Ciebie.
Zawsze podziwiałem Twoją urodę, ta Burza Włosów, spojrzenie, WOW!
Jak jeszcze pracowałaś w Jeleniej, chciałem się z Tobą spotkać.
Pozdrawiam, wielbiciel.”

Pani Magdalena ma 30 lat. Od urodzenia mieszka w Jeleniej Górze. Samotnie wychowuje 13-letnią córkę. Gdy stalker napisał do niej po raz pierwszy, myślała że to dowcip którejś z koleżanek. Wątpliwości rozwiały się jeszcze tego samego dnia.

„Chyba kogoś pomyliłaś. Pisałem poważnie, nie jestem żadną zazdrosną żoną, tylko facetem, który zawsze miał na Ciebie ochotę (…) Jesteś zajebistą dupą, wiem to od kumpla, który miał przyjemność być z Tobą, kochać się. Nie miałem śmiałości do Ciebie dzwonić, jak pracowałaś.
Pozdrawiam.”

- Tu już się robi mniej przyjemnie. Sprowadza mnie do roli prostytutki, tutaj tak naprawdę zaczyna się horror – mówi pani Magdalena.

„Wiesz, już sobie wyobrażam, jak cudnie wulgarna jesteś w łóżku. Faktycznie, to musi być z Tobą zajebiste. Jesteś, jak wulkan. Widziałem Cię ostatnio na Wielkanoc, pomykałaś z koszyczkiem do samochodu. Dużo bym dał, wiesz za co…”

- Ktoś wie, kiedy wyjeżdża, kiedy przyjeżdża, kiedy stoi jej auto, jak była ubrana w danym dniu. Zaczęła się obawiać – mówi koleżanka pani Magdaleny.

„Cześć Madziu.
Co nic nie piszesz? Widziałem Twoje autko pod domem. Najlepiej zadzwoń, przekonasz się, że nie jestem żadną babą.”

- Moim zdaniem jest to stalking. Są wprost zapowiedzi seksualne, więc widać w jakim kierunku to idzie. Może dojść do napaści. Jak się to skończy, nie wiadomo – ocenia dr Jan Gołębiowski z Centrum Psychologii Kryminalnej.

Gdy pani Magdalena zignorowała maile, pojawiły się telefony. Ktoś zaczął dzwonić do jej domu oraz na numer komórkowy jej córki. Telefony powtarzały się po kilka razy dziennie. W słuchawce zawsze panowała jednak głucha cisza.

- Wtedy już oszalałam, byłam potwornie przerażona. Mój numer stacjonarny jest zastrzeżony, nie wyświetla się nigdzie, to było najdziwniejsze. Postanowiłyśmy zamontować fotokomórkę, która działa na ruch i zapala światło, mieć namiastkę bezpieczeństwa – opowiada pani Magdalena.

„Puk, puk. Jesteś tam?
Witaj.. Nadal milczysz… Chciałbym spotkać się z Tobą za kasę.”


- Miałam dwanaście lat, gdy to przeczytałam (na koncie pani Magdaleny w jednym z portali społecznościowych – przyp. red), zemdlałam – opowiada Sandra, córka pani Magdaleny.

Po czterech miesiącach stalkingu, pani Magdalena postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Znajomego informatyka poprosiła o skonstruowanie specjalnego linku. Próbując go otworzyć, autor wiadomości zostawił mu swój numer IP. Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie.

- Klikając w ten link stracił całą swoją anonimowość – mówi informatyk, znajomy pani Magdaleny.

- Taki profesjonalista dał się tak łatwo podejść zwykłej, nieskomplikowanej dziewczynie, która rozpracowała go, niczym James Bond – opowiada były policjant Komendy Miejskiej Policji w Jeleniej Górze.

Wydrukowane wiadomości oraz numer IP stalkera pani Magdalena zaniosła do prokuratury. Okazało się, że komputer, z którego wysyłano wiadomości, należy do… Komendy Miejskiej Policji w Jeleniej Górze! Autorem maili miał być 47-letni Artur K. Wielokrotnie odznaczany policjant, naczelnik tamtejszego Wydziału Kryminalnego.

- Przykro mi, że cały czas rozmowa jest prowadzona tak, jakbyśmy mówili już o przestępcy. Prokuratura jest od tego, żeby tę sprawę wyjaśnić i na pewno zakończy odpowiednimi wnioskami – powiedział Paweł Petrykowski z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.

Po zatrzymaniu komputera i twardych dysków, podinspektor Artur K. został przesłuchany. Zeznał jednak, że pisane przez niego maile, to działania operacyjne. Jak stwierdził, podejrzewał, że pani Magdalena prowadzi u siebie dom publiczny. Chciał więc zdemaskować ją jako stręczycielkę i prostytutkę.

- Nigdy w życiu nie miała z tym nic wspólnego. Zielonego pojęcia nie mam, skąd taki pomysł – mówi pani Magdalena.

- Gdy prokuratura prześwietli ten komputer jeszcze bardziej albo inne, może coś znajdzie. Może to dopiero początek i tych kobiet jest więcej – zastanawia się  Grzegorz Koczubaj, dziennikarz Nowin Jeleniogórskich.

Po wszczęciu śledztwa przez prokuraturę sprawa naczelnika Artura K. wyciekła do lokalnych mediów. W Jeleniej Górze zrobiło się głośno. Ponieważ naczelnik zna tam większość prokuratorów, śledztwo zostało przeniesione do Bolesławca. Ale w kwietniu tego roku, naczelnika Artura K. - awansowano. Został zastępcą komendanta. Właśnie w … Bolesławcu. Próbowaliśmy skontaktować się z Arturem K.

- Pan komendant (Artur K.) powiedział, że nie będzie rozmawiał – przekazała nam Anna Kublik-Rościszewska z Komendy Powiatowej Policji w Bolesławcu

W maju tego roku śledztwo ponownie przeniesiono do Jeleniej Góry. Tym razem, nadzorem objęła je Prokuratura Okręgowa. Komendantowi wciąż nie postawiono jednak żadnych zarzutów. Najpierw śledczy muszą bowiem stwierdzić, czy pisane przez niego maile zasługują na miano nękania. A to już czysto subiektywna ocena.

W marcu tego roku, pani Magdalena razem z córką wyprowadziła się do Niemiec. Jak twierdzi, boi się wracać do Polski. Komendant K. wciąż mieszka bowiem w pobliżu jej domu. - Obawiam się, żeby nie okazało się, że to niska szkodliwość czynu i umarzamy sprawę lub wyrok z zawieszeniu – mówi koleżanka pani Magdaleny.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl