Biznes po amerykańsku

Nathan Gendreau stworzył w budynku Polskiej Akademii Nauk imponujących rozmiarów wystawę zwierząt egzotycznych. Interes szedł dobrze. Tyle tylko, że Amerykanin rozbudowywał terraria nie zważając na polskie prawo i nadzór budowlany. Konflikt z PAN skończył się w sądzie. Po Amerykaninie zostały długi i bałagan. Najgorsze, że nie wiadomo, co zrobił ze zwierzętami.

Początek tej bulwersującej historii był taki: Amerykanin Nathan Gendreau od lat mieszkający w Polsce miał pomysł na połączenie biznesu z edukacją. W budynku Instytutu Systematyki i Ewolucji Zwierząt Polskiej Akademii Nauk w Krakowie postanowił otworzyć największą w kraju wystawę zwierząt egzotycznych.

- Zawsze chciałem coś zbudować, zrobić coś dla miasta – opowiada Nathan Gendreau.

- Przyszedł młody człowiek, obiecywał technologię amerykańską, obiecywał windę dla niepełnosprawnych, na którą nas nie było stać, wystawy, edukację i jeszcze do tego pieniądze z wynajmu lokalu. To dla każdego instytutu, a szczególnie tak biednego jak nasz, jakby pana Boga za nogi złapać – mówi prof. Wiesław Krzemiński, dyrektor Muzeum Przyrodniczego PAN w Krakowie.

- W 2008 roku pan Gendreau uzyskał zezwolenie ministra środowiska na prowadzenie ogrodu zoologicznego na terenie Muzeum Przyrodniczego – dodaje Tomasz Ciepły z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Krakowie.

Początki zapowiadały się obiecująco. Nowo otwarte aquarium zajmowało ponad tysiąc siedemset metrów w budynku Muzeum Przyrody. Amerykanin rozbudowywał wystawę. W zabytkowym budynku zaczął stawiać masywne konstrukcje żelbetowe pod akwaria, na które nie miał pozwolenia.

- Budowałem i wstawiałem akwaria. Tam było wcześniej mniejsze akwarium. Jedyne, o co chodziło to zmiana grubości podłóg. Moi architekci powiedzieli, że nie ma potrzeby zgłaszania się po pozwolenia, bo nasze zmiany nie miały nic wspólnego ze ścianami ani konstrukcją budynku – twierdzi Nathan Gendreau.

- Pan Gendreau informował mnie w dniu rozpoczęcia robot, że robi wylewki pod akwaria. Wylewka brzmi niewinnie, tymczasem powstawały żelbetowe konstrukcje. Zgłosiliśmy sprawę do nadzoru budowlanego. Okazało się, że jest to samowola budowlana, nielegalna konstrukcja. Sama rozbiórka tego kosztowałaby blisko 100 tysięcy złotych. Poprosiliśmy go o gwarancję bankową na koszta rozbiórki tego, gdy skończy się umowa. Odpowiedział, że nie ma mowy, on chce budować, bo jemu się to należy – opowiada dr hab. Zbigniew Bocheński, dyrektor Instytutu Systematyki i Ewolucji Zwierząt PAN w Krakowie.

To był początek ogromnego konfliktu. Na początku 2009 roku umowa najmu lokalu została skutecznie rozwiązana. Trzy lata Amerykanin bezumownie korzystał z lokalu. Przestał płacić czynsz za wynajem. Zalega ponad pół miliona złotych

- Nie mieli prawa tak robić, więc my przestaliśmy płacić czynsz – tłumaczy Nathan Gendreau.

- Pan Gendreau stwierdził, że on tego nie przyjmuje do wiadomości, stwierdził, że umowa trawa dalej i on nie zamierza wyprowadzić się z naszego budynku. Nie pozostało nam nic innego jak złożyć sprawę do sądu – mówi dr hab. Zbigniew Bocheński, dyrektor Instytutu Systematyki i Ewolucji Zwierząt PAN w Krakowie.

- Sądy na terenie województwa krakowskiego kilkakrotnie wydawały wyroki dotyczące pana Nathana. Były to głównie wyroki dotyczące zapłaty. Mamy jeszcze prawomocny wyrok, w którym nakazano panu Nathanowi opuścić zajmowany lokal, opróżnić rzeczy, które się tam znajdują i wydać Polskiej Akademii Nauk – informuje Beata Górszczyk, rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie.

W czerwcu tego roku Amerykanin musiał opuścić lokal. Ku przerażeniu pracowników Instytutu, pan Gendreau zostawił po sobie ogrom zniszczeń i porzucone zwierzęta. Część z nich, jak ustaliliśmy, trafiła do ogrodów zoologicznych w Warszawie, Wrocławiu i Zamościu

- Jak 18 czerwca wszedł komornik, to część zwierząt została w tragicznych warunkach. Jest kilkanaście ryb, były dwie małpki z gatunku już bardzo wymierającego i kilka gadów.  Miał zabrać wszystkie zwierzęta, większość z nich sprzedał do ogrodów zoologicznych. Najbardziej baliśmy się tego, że tutaj było kilkadziesiąt gatunków zwierząt jadowitych. Wiadomo, że od roku nie powinno ich być w Polsce – opowiada prof. Wiesław Krzemiński, dyrektor Muzeum Przyrodniczego PAN w Krakowie.

- Dużo zwierząt trafiło do zoo we Wrocławiu, wczoraj prawie wszystkie pozostałe zwierzęta trafiły do warszawskiego zoo. Część została przeniesiona do zoo w Pradze, część trafiła do Niemiec do prywatnych hodowców – mówi Nathan Gendreau.

- Próbujemy ustalić, gdzie są te zwierzęta. Policja jest jedynym organem prawnym, żeby sprawdzić, czy pan Nathan wywiązał się z przepisów wynikających z ustawy o zwierzętach jadowitych i niebezpiecznych – opowiada Tomasz Ciepły z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska  w Krakowie.

- W ostatnią noc widać było, że już nie zdąży zdemontować wszystkiego, to chodził sobie z kolegą i rozwalał szyby w terrariach, które ocalały.
Niestety odbywało się to w obecności zwierząt – dodaje prof. Wiesław Krzemiński, dyrektor Muzeum Przyrodniczego PAN w Krakowie.*

* skrót materiału

Reporterki: Małgorzata Frydrych, Aneta Kaziuk

mfrydrych@polsat.com.pl