Dzieciobójcy

Makabryczna zbrodnia na Lubelszczyźnie. 35-letni mężczyzna zabił siekierą dwie córki, a później popełnił samobójstwo. Dziewczynki miały 6 i 9 lat. Okoliczni mieszkańcy mówią, że mężczyzna załamał się po tym, jak żona odeszła do kochanka. Już wcześniej próbował się zabić i był w szpitalu psychiatrycznym.

- Te dzieci nie mają oczu, nie mają  zębów. Wie pani, co on zrobił z tymi dziećmi… - mówi krewny Małgorzaty K.

- Byłem na miejscu, widziałem zwłoki tego mężczyzny, jednak nie zdecydowałem się pójść na górę. Widziałem zdjęcia tych dziewczynek… Trudno o tym mówić - mówi łamiącym się głosem Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji Lublinie.

Dwie dziewczynki z domu w miejscowości Zamch w Lubelskiem po raz ostatni poszły spać w poniedziałek 28 maja. Dzień wcześniej jedna z nich przystąpiła do pierwszej komunii.

- Widok był makabryczny. Wszystkie okoliczności wskazują, że ich ojciec dokonał zabójstwa, a potem sam popelnił samobójstwo – mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji Lublinie.

W nocy z poniedziałku na wtorek 35-letni Adam K. morduje siekierą córeczki: 6-letnią Natalkę i 9-letnią Laurę. Rano brat znajduje jego ciało.

- Chłopak młody, rodzina wspaniała. Te dziewczynki to mi codziennie rowerkami jeździły pod oknem. Sam tabletki  brałem, bo nie mogę sobie z tym poradzić – mówi sąsiad Adama K.

- On jeszcze w poniedziałek był w kościele. Dziewczynki były w środku, a on wyszedł, długo rozmawiał przez telefon, płakał pod dzwonnicą – mówi jedna z mieszkanek Zamchu.

- Otrzymaliśmy zgłoszenie, że doszło do samobójstwa 35-letniego mężczyzny, a tymczasem jeden z policjantów znalazł pod kołdrą dwie martwe dziewczynki. Był to dla niego szok, znajduje się pod opieką psychologów – dodaje Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji Lublinie.

Co działo się z Adamem K. - mężem, ojcem trójki dzieci? O takich sprawach wieś wie, a ludzie mówią. Podobno żona Adama K. miała kochanka.

- Ona pojechała do niego. Tydzień temu się wyprowadziła – mówi jeden z mieszkańców Zamchu.

Adam K. miał się dowiedzieć z badań DNA  że trzecie dziecko - 8-miesięczna córeczka nie jest jego. Na miejscu zbrodni zostawił pożegnalny list do żony. Miał napisać, dlaczego zabił dziewczynki. Treści listu prokuratura nie ujawnia.

- Może nie doszłoby do tego, gdyby ona jednak została w domu, a może byłoby o jednego trupa więcej – zastanawia się Romuald Sitarz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu.

- Ona przywiozła te dzieci na komunię. Prosił, żeby zostały, córka miała biały tydzień. Myśleliśmy: niech ojciec chodzi z dzieckiem do kościoła. Jak dzieci chciałby być z nim, on chciał być z dziećmi, niech będą – mówi krewny Małgorzaty K

- To wszystko przez nią. On był porządnym człowiekiem, tylko psychicznie słabym. Za bardzo ją kochał – uważa mieszkaniec Zamchu.
Sekcję zwłok dziewczynek przeprowadzono w Dzień Dziecka. Adam K. zadał swoim córkom po kilka ciosów w głowę. Prawdopodobnie śmierć nastąpiła szybko.

18 maja do mieszkania przy ulicy Spokojnej w Stargardzie Szczecińskim wraca starsza kobieta. Powinna na nią czekać córka i dwie wnuczki. 9-letnia Ala i 3,5-letnia Ola. Kobieta otwiera drzwi i w szoku ucieka. W mieszkaniu czuć zapach gazu. Matki przy córkach nie ma. 3,5-letnia dziewczynka żyje. Z ranami kłutymi klatki piersiowej wydostaje się z mieszkania.

- Zdążyła biedna zapukać, ta otworzyła i padła. Nie dało się reanimować. Strasznie to malutkie dziecko krwawiło – opowiada sąsiadka rodziny.

Policjanci znajdują ciało 9-letniej Ali. Śmiertelne rany między innymi w klatkę piersiową zadano jej ostrym narzędziem.  45-letnią matkę Iwonę O. policja znajduje następnego dnia. Nie przyznaje się do winy. Wiadomo jedynie, że chciała się zabić. Kobieta nie mówi nic o morderstwie.

Dzieci 42-letniego emerytowanego policjanta Janusza T. z ulicy Szpitalnej w Łodzi nie miały żadnych szans. Mężczyzna udusił czteroletnią dziewczynkę i siedmioletniego chłopca.  Janusz T. był w chwili morderstwa pijany. Potem próbował popełnić samobójstwo. W 2000 roku dostał medal od prezydenta za uratowanie tonącego dziecka. Zabił z zemsty, bo żona przestała go kochać i chciała odejść razem z dziećmi. W lutym tego roku skazano go na dożywocie.

- Matka, na przykład zwolniona z pracy, nie ma wizji wykształcenia i wychowania dzieci. Nie ma możliwości finansowych. Nie chce zatem, żeby dzieci męczyły się w życiu i dlatego podejmuje taką tragiczną decyzję. Odbiera dzieciom życie, a następnie sama popełnia samobójstwo. Mężczyźni rzadko zabijają dzieci z motywów ekonomicznych. Natomiast zabijają dzieci w sytuacji, gdy chcą „ukarać” ich matkę. Być może mają wyrzuty sumienia i dlatego popełniają samobójstwo – mówi prof. Brunon Hołyst, prezes Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego.

W 2010 roku w Polsce doszło do 680 zabójstw. W 198 przypadkach były to morderstwa w rodzinie. Statystyk dotyczących zabójstw dzieci połączonych z samobójstwem bądź jego próbą policja nie prowadzi.

- Każdy człowiek ma swoje granice. To są również granice pojemności emocjonalnej. Z powodu emocji dochodzi do coraz większej kumulacji złości, lęku. Przychodzi pewien kres – mówi Helena Wolska, psychoterapeuta ośrodka „Po Zmianę” w Warszawie.

- Jeżeli człowiek ma kłopoty ze sobą, nie może sobie poradzić z przeciwieństwami losu, to powinien zasięgnąć opinii psychologa i wyjaśnić swoją sytuację. Prosić o wsparcie, ale taką uniwersalną metodą zapobiegania samobójstwom, kryzysowym sytuacjom, jest wzajemna życzliwość. Niech zatem życzliwość odciska się życzliwością – dodaje prof. Brunon Hołyst, prezes Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego.

Czy tragicznego finału w Zamchu można było uniknąć? Kryzys w tej rodzinie nastąpił w Wielki Czwartek tego roku.

- 5 kwietnia dostaliśmy od małżonki Adama K. wiadomość o tym, że zaginął,. Policjanci znaleźli go w lesie, błąkał się. Miał otarcia na szyi, jakiś sznurek w ręku. Takie skojarzenie było, że prawdopodobnie usiłował popełnić samobójstwo.  Wezwano karetkę, ta przewiozła go do szpitala psychiatrycznego – opowiada Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji Lublinie.

Adam K. był w szpitalu psychiatrycznym w Radecznicy. Jednak o tym dyrekcja placówki nie rozmawia z dziennikarzami.

W miniony piątek w Zamchu odbyła się rada pedagogiczna. Natalka otrzymała promocję do pierwszej klasy. Laura – do trzeciej. Gdyby żyła, zostałaby wyróżniona za wyniki w nauce…*

* skrót materiału

Reporterka: Marta Terlikowska

mterlikowska@polsat.com.pl