Telefon od zabójcy
Wszystko zaczęło się od anonimowego telefonu. To co stało się później jest jeszcze bardziej tajemnicze i mroczne. Paulina Ozga była kuratorką sądową. 16 marca 2010 roku ktoś zadzwonił do niej z informacją, że w jednej z rodzin, którymi się opiekuje, trwa alkoholowa libacja. Kobieta pojechała na miejsce i zginęła. Jej ciało zmasakrowano. Sprawca do dziś jest na wolności.
Paulina i Paweł znali się całe życie. Oboje mieszkali w Imbramowicach – małej miejscowości w pobliżu Wrocławia. Paweł był starszy. W sierpniu 2002 roku para postanowiła się pobrać. Na weselu bawiło się ponad sto osób. Do szczęścia brakowało już tylko dziecka. W grudniu 2005 roku na świat przyszedł Kuba.
Zimą 2009 roku pani Paulina zaczęła pracę w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Kostomłotach. Kilka miesięcy później została też kuratorem sądowym. Do jej zadań należała opieka nad rodzinami, w których dzieciom dzieje się krzywda.
- Kolosalny błąd zrobiła, że pojechała tam sama. Kolosalny błąd. To jest niedopuszczalne, żeby coś takiego pracownik robił. Ten błąd kosztował ją życie – mówi dyrektor GOPS-u w Kostomłotach.
Jest 16 marca 2010 roku. Około godziny dziewiętnastej pani Paulina otrzymuje anonimowy telefon. Nieznany mężczyzna informuje ją, że w jednej z rodzin, którymi się opiekuje, trwa alkoholowa libacja. Dwuletnie dziecko pozbawione jest jakiejkolwiek opieki. Pani Paulina natychmiast postanawia interweniować.
- Znamy numer telefonu komórkowego, ten numer od dnia zabójstwa jest nieaktywny. Nie ustaliliśmy abonenta – mówi Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Czy dzwonił morderca?
- Wiele na to wskazuje. Na pewno zadzwoniono w konkretnym celu, spowodowano, że ofiara pojawiła się na miejscu – odpowiada Paweł Petrykowski z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.
- Cholery jasne! Uciekaj! Tu już policji tyle było, że… Ktoś ją zwabił, że u nas pijaństwo. A policja badała nas i każdy zero promili miał. Nic nie słyszeliśmy tego wieczoru – mówi Antonina W., była podopieczna pani Pauliny.
Kiedy pani Paulina dotarła na miejsce, było już ciemno. Otworzyła furtkę i weszła na ganek. Po schodach skierowała się w kierunku drzwi. Podobno nie zdążyła nawet zapukać. Chwilę później nastąpił atak.
- Zabezpieczono metalowy pręt metalowy o długości 150 cm, na którym ujawniono plamy koloru brunatnego, najprawdopodobniej tym prętem Paulina Ozga została uderzona w głowę – mówi Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
- Ktoś chciał bestialsko pozbawić tę osobę życia. Pierwotnie nawet nie byliśmy w stanie stwierdzić jej płci – opowiada dr Jarosław Drobnik z Pogotowia Ratunkowego w Środzie Śląskiej.
- Nie ma takiej możliwości, żeby ci ludzie w tak drastyczny sposób masakrując tę osobę, nie zostawili żadnych śladów. Ani w domu, ani na swoim ubraniu. A przecież byli obejrzani od stóp do głów. Nie ma nic - dodaje Marcin Rybak, dziennikarz Gazety Wrocławskiej.
Morderca najpierw uderzył panią Paulinę w głowę metalowym prętem. Potem zaciągnął ją do stojącej tuż obok szopy. Tam zadał jej jeszcze kilkanaście kolejnych ciosów, masakrując jej czaszkę i twarz. Kobieta nie miała szans. Zmarła w izbie przyjęć pobliskiego szpitala nie odzyskując przytomności.
- Jak pojechałem na sekcję zwłok, to lekarz pytał się, czy chcę zobaczyć żonę. Mówił, że gdyby to była jego żona, to by nie chciał oglądać. Pierwszy raz widział tak zmasakrowane ciało – wspomina Paweł Ozga, mąż zamordowanej Pauliny.
Na ganku Antoniny i Krzysztofa W. znaleziono krew, włosy oraz rzeczy osobiste pani Pauliny. Nie ma wątpliwości, że atak nastąpił właśnie tam. Nie znaleziono jednak niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że to oni stoją za zbrodnią. W śledztwie szybko pojawił się za to ktoś inny… Grzegorz S.
- To jest mój kolega. Znamy się około pięć lat. Nie wiem, czy się kochał w Paulinie. Na pewno mu się podobała – mówi Paweł Ozga, mąż zamordowanej Pauliny.
- To była toksyczna znajomość. To jest człowiek, dyplomatycznie mówiąc, porywczy.Była próba wykonania portretu psychologicznego tego sprawcy. Podobno bardzo pasował do tego człowieka. Podjęto próbę przesłuchania go przy pomocy wariografu, co wcześniej, nawet sugerował, ale w ostatniej chwili odmówił. Dowodów jednoznacznie obciążających tę osobę nie ma. Jest jak to się mówi zwykle w takich sytuacjach, przekonanie graniczące z pewnością – twierdzi Marcin Rybak, dziennikarz Gazety Wrocławskiej.
Znajomy rodziny Ozgów czyli Grzegorz S. to mieszkaniec sąsiedniej wsi. W przeszłości był już karany. Przewija się też w wielu prokuratorskich śledztwach. Za każdym razem udaje mu się jednak wyjść z opresji obronną ręką. W maju tego roku śledztwo w sprawie zabójstwa Pauliny Ozgi umorzono z powodu niewykrycia sprawców. Aby je wznowić, potrzebny jest nowy świadek. Chociaż przesłuchano ich ponad stu, żaden nie wniósł jednak na razie do sprawy niczego istotnego. Teraz pozostaje więc tylko czekanie na cud.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski