Stracili czy chcą zarobić?

Czy droga ekspresowa S17 niszczy lokalnych przedsiębiorców? Tadeusz Cichosz i Bogdan Królik twierdzą, że inwestycja uniemożliwia im prowadzenie firm. Drogowcy wykupili od nich po około jednej trzeciej nieruchomości. Mężczyźni twierdzą, że na pozostałym obszarze dalej działać się nie da. Czy rzeczywiście? Drogowcy odpierają zarzuty i podają swoje argumenty.

Prace na budowie drogi S17 idą pełna parą. Inwestycja jest bardzo ważna nie tylko dla mieszkańców województwa lubelskiego.

- Ułatwi dojazd do Lublina i ominięcie miasta w ruchu tranzytowym i poprawi bezpieczeństwo kierowców. Na całej trasie przejęliśmy około 400 nieruchomości zabudowanych, a kłopotliwych spraw mieliśmy góra dziesięć – mówi Krzysztof Nalewajko, rzecznik lubelskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

Jedną z takich kłopotliwych spraw jest nieruchomość należąca do Tadeusz Cichosza. Mężczyzna na trasie budowy drogi S17 od 30 lat prowadzi firmę zajmującą się produkcją i sprzedażą materiałów budowlanych. Pod budowę odcinka drogi Lublin – Piaski przedsiębiorca oddał 25-arową działkę z halą produkcyjną.

- Ta droga to cel wyższy niż istnienie mojego zakładu. Nie ma możliwości, żeby to powstrzymać, bo nie będziemy się rozwijać, więc nie protestowałem – opowiada pan Tadeusz.

Za przejętą część nieruchomości przedsiębiorca otrzymał odszkodowanie. W jakiej wysokości? Tego ujawnić nie chce.

- To są moje prywatne sprawy. Nie mogę tego podać, chcę spać spokojnie. To nie są pieniądze, które Generalna Dyrekcja dała mi z łaski, ona zwróciła mi jakiś tam ekwiwalent, bo nie mówię, że to godziwe odszkodowanie, za to co mi zabrała – mówi Tadeusz Cichosz.

- Odszkodowanie, które zostało temu panu wypłacone, jest naprawdę duże. Możemy tylko powiedzieć, że część tego odszkodowania poszła na spłatę jakiegoś zaciągniętego kredytu na hipotekę tej działki – opowiada Krzysztof Nalewajko, rzecznik lubelskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że ten ekwiwalent to kilkaset tysięcy złotych. Jednak Tadeusz Cichosz uważa, że został oszukany, bo pozostawienie mu tylko części nieruchomości uniemożliwia mu prowadzenie firmy.

- Poszerzono pierwotny pas drogowy, który zamiast zająć moją halę,  w sprytny sposób ją ominął. Hala jest dla mnie nieprzydatna. Napisałem pismo do GDDKiA, że nie widzę możliwości eksploatowania tego obiektu i wnoszę, żeby w ramach projektu została przejęta i zlikwidowana – opowiada Tadeusz Cichosz.

- Pod budowę drogi brana jest tylko niezbędna część terenu. Biegli orzekli, że jest możliwość dalszego użytkowania tej nieruchomości i nie widzą sensu, żeby narażać skarb państwa na nieuzasadnione wydatki – odpowiada Krzysztof Nalewajko, rzecznik lubelskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

Jednak Tadeusz Cichosz powołał własnego rzeczoznawcę, który ma w tej sprawie inne zdanie niż Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad.

- Moim zdaniem wyłączenie tej hali powoduje utrudnienie w prowadzeniu tej działalności gospodarczej. Część maszyn została wyłączona z użytkowania, poza tym na potrzeby tej działalności istniały dwa węzły betoniarskie – ocenia Zbigniew Mazur, rzeczoznawca.

- Trudno mi powiedzieć, czy firma zajmująca się sprzedażą kostki brukowej, której nie kupuje się jak w sklepie spożywczym prosto z półki, nie mogła działać tak jak do tej pory. Przy tej drodze działa wiele innych firm, moglibyśmy się spodziewać pozwów od wszystkich właścicieli, tymczasem mamy takie problemy z dwoma osobami – mówi Krzysztof Nalewajko, rzecznik lubelskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

Drugą osobą jest Bogdan Królik. Mężczyzna przez wiele lat prowadził masarnię. Generalna Dyrekcja również przejęła część terenu, na którym przedsiębiorca prowadził swoją działalność. Podobnie jak Tadeusz Cichosz, twierdzi, że w pozostawionej mu części nieruchomości firmy nie może prowadzić, bo nie pozwalają na to przepisy weterynaryjne i sanitarne.

- Najgorsze jest to, że media, szambo, wszystko jest w pasie drogowym. Nawet jakbym chciał produkować, to nie można, trzeba wszystko całkowicie przebudować – uważa Bogdan Królik, właściciel masarni.

- Staraliśmy się temu panu pomóc, żeby mógł sobie w naszym pasie drogowym wybudować ogrodzenie wymagane przez weterynarię, żeby mogło funkcjonować szambo. Taką zgodę mu daliśmy, powiedzieliśmy, że możemy mu wybudować wymagane w przepisach zjazdy, ale dalszych rozmów nie było – mówi Krzysztof Nalewajko, rzecznik lubelskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

Mężczyzna również otrzymał odszkodowanie za przejętą część nieruchomości, również nie chce zdradzić w jakiej wysokości. Twierdzi natomiast, że przez budowę S17 dzisiaj jest bankrutem.

- Budowa tej drogi wykończyła mnie i mój zakład. Tu nie było żadnego dojazdu, było coraz mniej klientów hurtowych i indywidualnych. Zdrowie mi siadło zawal, miałem i musiałem zrezygnować z dalszego działania – mówi Bogdan Królik.

- Odszkodowanie, które ten pan otrzymał zostało wypłacone jego wierzycielom, więc to świadczy o tym, że ta firma nie funkcjonowała dobrze – uważa Krzysztof Nalewajko, rzecznik lubelskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

Niezadowolonym przedsiębiorcom pozostaje jedynie droga sądowa. To sąd zdecyduje, czy za ewentualne straty związane z prowadzeniem firm należy im się odszkodowanie.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl