Rodzina więziła niepełnosprawną

On ma 45 lat, ona 23 i cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Nie mówi, za to dobrze pisze, jest w pełni sprawna umysłowo. Poznali się przez internet i po kilku miesiącach zakochali. Arleta zamieszkała u pana Darka. Niestety, na święta wróciła do domu, gdzie została uwięziona przez swoją matką. Ruszyliśmy z pomocą!

Kilka dni temu do naszej redakcji przyszły dwa dramatyczne listy.

„Zwracam się po pomoc, bo już nie wiem, co robić. Jakiś czas temu poznałem niepełnosprawną dziewczynę. Jej niepełnosprawność jest fizyczna, ale intelektualnie jest dobrze rozwinięta. Ma 23 lata, więc jest pełnoletnia. Mieszkaliśmy 5 tygodni razem i wszystko układało się wspaniale. Kiedy pojechaliśmy na święta do domu jej matki i powiedzieliśmy, że chcemy się pobrać i być rodziną, matka alkoholiczka uwięziła ją w domu, a mnie wyrzuciła. Błagam Was pomóżcie i pokażcie ludzką tragedię”.

„Nazywam się Arleta Spychalska mam 23 lata, porażenie mózgowe i jestem zależna od innych. Nie rozumiem, czemu wszyscy każą mnie ubezwłasnowolnić? To ma być jakaś kara za to, że pokochałam z wzajemnością? Według mojej mamy jestem głupia i nie znam życia. Matka moja kłamie, zabiera mi rentę, komórkę, laptop, żebym nie miała z Nim kontaktu. Bardzo się Kochamy i chcemy być razem.
Proszę o pomoc”.

Poznali się przez internet. Pan Dariusz ma 45 lat, jest zawodowym kierowcą autobusów i mieszka w małej miejscowości pod Wrocławiem. 23-letnia pani Arleta pochodzi z wioski pod Siedlcami. Internet był jej jedynym oknem na świat.

- Ja byłem na czacie i ona też. I tak nam się fajnie rozmawiało, że bardzo szybko przeszliśmy na prywatne adresy e-mailowe, skype`a. Wiedziałem, że jest niepełnosprawna, ale nie intelektualnie. To zresztą było widać w jej wypowiedziach, były bardzo mądre, mimo że nie ustne, ale pisane – opowiada pan Dariusz.

Po kilku miesiącach intensywnej korespondencji postanowili, że chcą być razem.  W lutym matka pani Arlety osobiście przywiozła córkę do Warszawy, skąd pan Dariusz zabrał kobietę do Wrocławia.

- Wsiedliśmy w pociąg i pojechaliśmy do Wrocławia, do mojego mieszkania. Pięć tygodni byliśmy razem. Arleta przez cały czas wysyłała matce SMS-y, że jest szczęśliwa i chce tu zostać – wspomina pan Darek.
Kiedy wspólnie pojechali do rodziny pani Arlety na święta Wielkanocne, stało się coś, czego nikt nie przewidział.

- To były najgorsze święta w moim życiu. Matka dostała szału. Powiedziała, że Arleta nigdzie nie jedzie, a mnie w lany poniedziałek wylała z domu. Potem zaczęła się gehenna. Jakby nie było, Arleta jest osoba pełnoletnią, w pełni świadomą tego, co robi. Nagle okazało się, że została przez matkę bezprawnie uwięziona – mówi pan Dariusz.

W czasie wymuszonej rozłąki przychodziły coraz bardziej dramatyczne wiadomości od Arlety. To fragmenty:

- Boje się.
- Znowu krzyczy.
- Zabiorą mi „kom” więc mogę zniknąć.
- Nie zostawiaj mnie tu samej, proszę.
- Oni cos wymyślili na nas.
- Denerwuje się.
- Darek, ja już mam dosyć tych jej gróźb, tych krzyków.
- Ona wczoraj wszystko mi zabrała, krzyczała, że cytuję; „oni wszyscy mogą mi naskoczyć”.
- Boję się , że po raz kolejny przegramy.
- Chcę umrzeć.

Potem zaczęły się natarczywe i obraźliwe telefony matki pani Arlety.

„Ty wypierdku pie…, myślałeś, że mnie udupisz razem z Arletą, to ci się nie uda. Nie dzwoń więcej na policję. K.., więcej nie dzwoń, debilu jeden.”

Sytuacja zaogniała się. Pan Dariusz zawiadomił policję, prokuraturę  i Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej o przetrzymywaniu pani Arlety przez rodzinę wbrew jej woli i używaniu wobec niej przemocy.  

- Znana jest nam rodzina Arlety. Po wpłynięciu do nas informacji, że coś tam się dzieje,  pracownicy socjalni udali się w teren. Była założona niebieska karta, był powołany zespół interdyscyplinarny, Arleta przyznała się, że chciała założyć niebieską kartę – opowiada Jadwiga Gutowska, kierownik Gminnego Ośrodka  Pomocy Społecznej w Sadownem.

- Prokuratura Rejonowa w Węgrowie prowadzi postępowanie w sprawie fizycznego i psychicznego znęcania się nad panią Arletą oraz w sprawie pozbawienia jej wolności – dodaje Krystyna Gołąbek z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach

Nie widzieli się trzy miesiące. Pojechaliśmy wraz z panem Dariuszem do pani Arlety. Matka nie chciała jej wypuścić, na miejsce przyjechała policja.

- Arleta normalnie się czuje. To jest nasze dziecko, a nie jakiegoś wyrwidupka. Myśmy chowali od urodzenia do tej pory. Najwięcej ja chowałam. To jest moja pierwsza prawdziwa wnuczka i do widzenia. Koniec dyskusji – mówi babka uwięzionej Arlety.

- Jesteśmy tutaj, ponieważ pani Arleta nie chce przebywać w domu ze swoja matką. Chce przebywać ze swoim konkubentem. Po konsultacjach z Prokuraturą Rejonową w Węgrowie nie widzimy przeciwwskazań do tego, aby pani Arleta opuściła ten dom, ponieważ wyraża taka chęć i zgodę – mówi Anna Maliszewska, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Węgrowie. Oto SMS-y, dzięki którym pani Arleta porozumiewała się z policjantami:

„Ale ja będę tam bezpieczna! Niech pan zrozumie! Chce tylko wyjść”.
„Mama używa przemocy jak nikogo nie mam, do cholery, pomóżcie mi w końcu”.
„Teraz jestem, a co potem, jak pojadą? Znowu będę bita. Mam się zabić, żebyście w końcu coś zrobili?”
„Błagam, chcę wyjść”.

Dzięki pomocy Interwencji i policji pani Arleta opuściła rodzinny dom i trafiła pod opiekę pana Dariusza.

- To jeszcze nie dociera do mnie, naprawdę! Trzy miesiące walczyliśmy i nikt nam nie chciał pomóc. Wszystkich prosiliśmy – cieszy się pan Dariusz, który dzień później przed naszą kamerą oświadczył się ukochanej… *

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl