Zabytkowa rudera – uciążliwy spadek 19-latka

Józef Kulik od 12 roku życia walczy z przeciwnościami losu. Najpierw trafił do domu dziecka, a teraz, gdy jest pełnoletni, mieszka w szkolnej bursie. Na lokal socjalny chłopak nie ma co liczyć, bo jest współwłaścicielem… zabytkowej rudery. Dom, który odziedziczył po dziadku nie nadaje się do zamieszkania, a każdy remont wymaga zgody konserwatora zabytków i ogromnych pieniędzy.

Józef Kulik ma 19 lat. Alkohol, przemoc, brak opieki – tak wyglądało jego dzieciństwo. Dlatego siedem lat temu chłopak trafił do domu dziecka w Komarnie.

- Trafiłem tam w wieku 12 lat przez niedopilnowanie rodziców. Matka wyjechała w poszukiwaniu pracy do Warszawy, ojciec popijał alkohol, z nim nie mogłem mieszkać. Babcia była schorowana, dziadek też. Właściwie jedną nogą byli już poza tym światem – wspomina. 

Rok temu Józef skończył 18 lat i opuścił dom dziecka. Zamieszkał w bursie szkolnej w Białej Podlaskiej. Uczy się w technikum, chce być kucharzem.

- Może tutaj przebywać, dokąd będzie się uczył, oczywiście warunkiem jest też wiek 24 lat. Józek jest osobą, której można zaufać, jest grzeczny, jeśli się umawia, dotrzymuje słowa. Nie ma z nim żadnych kłopotów – mówi Stanisława Daniluk, dyrektor bursy szkolnej w Białej Podlaskiej.

Józef dostaje co miesiąc z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej niecałe 500 złotych. Za te pieniądze opłaca bursę i szkołę. Zostaje mu niewiele.

- Próbuję sobie dorabiać roznosząc ulotki. Płacą 5 złotych ze godzinę, to już jest 40 złotych za osiem godzin, większa suma pieniędzy, żeby nią dysponować. W trakcie roku szkolnego w bursie koledzy proszą mnie żebym przepisywał zeszyty, bo chodzi pogłoska, że ładnie piszę. Za taką pomoc dostaję albo zupki chińskie, albo małe pieniądze, na przykład dwa złote. Jak się uzbiera, można coś za to kupić – opowiada Józef.

Chłopak nie wie, gdzie będzie mieszkał, kiedy skończy naukę. Teoretycznie ma dach nad głową. Przed śmiercią dziadek Józefa zapisał mu w spadku pół domu w centrum Białej Podlaskiej. Niestety, to tylko teoria.

- W tym mieszkaniu nie ma prądu, bieżącej wody, a w pokoju sufit może się zawalić – wylicza Józef.

Chłopak chciałby sprzedać dom, który odziedziczył, ale nie może. Na dole mieszkają współwłaściciele, którzy nie chcą się wyprowadzać. W dodatku budynek ma status zabytku.

- Najmniejsze remonty muszą być uzgodnione z konserwatorem zabytków. Wcześniej musi powstać projekt, który zostanie zaakceptowany przez konserwatora – mówi Mieczysław Ruta, prezes zarządu zakładu gospodarki lokalowej w Białej Podlaskiej.

Józef chętnie oddałby swoją część nieruchomości miastu w zamian za mieszkanie komunalne. Ale do tej pory zainteresowania ze strony urzędników nie było.

- Możliwość prawna i formalna istnieje, ale posiadanie współwłasności nieruchomości zabytkowej, to wielka uciążliwość. Wszelkie prace i eksploatacja tej nieruchomości jest obwarowana ustawą o ochronie zabytków, a ta zakłada bardzo obcisły gorset prawny. To kosztowne i niewygodne – przyznaje Mieczysław Ruta, prezes zarządu zakładu gospodarki lokalowej w Białej Podlaskiej.

Józef na pewno nie zgromadzi środków potrzebnych na remont. Każdego dnia patrzy, jak dom, którego jest współwłaścicielem coraz bardziej popada w ruinę.

- Chciałbym żyć w tym domu inaczej, niż moi rodzicie. Dom tworzą ludzie, a nie ściany. Jednak trudno żyć w domu, w którym ściany mogą się człowiekowi zawalić na głowę – mówi Józef.

- Jeśli posiądę większą wiedzę na temat tej nieruchomości, to pochylę się nad sprawą. Spróbuje coś z tym zrobić, obiecuję – powiedział Mieczysław Ruta, prezes zarządu zakładu gospodarki lokalowej w Białej Podlaskiej.*

* skrót materiału

PS. Prezes zarządu zakładu gospodarki lokalowej obiecał, że spotka się z Józefem, kiedy wróci z urlopu. Na pewno sprawdzimy.

Jeśli chcą państwo pomóc Józefowi, prosimy o kontakt z redakcją 22 514 43 26.

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl