Wojna o antykwariat

Państwo Druciowie to starsze małżeństwo, które od kilkudziesięciu lat prowadzi antykwariat w Krakowie. Stworzyli magiczne miejsce, gdzie każdy pasjonat książek znajdzie coś dla siebie. Mimo że antykwariat na ul. św. Tomasza jest ważnym punktem na mapie Krakowa, grozi mu likwidacja. Po podwyżce czynszu, państwa Druciów nie stać na opłacenie lokalu. Miasto chce eksmisji, a mieszkańcy Krakowa walczą, żeby do niej nie doszło.

 Ulica św. Tomasza 26 w Krakowie  to dla miłośników książek kultowy adres. Tam właśnie od funkcjonuje najstarszy antykwariat w Polsce ze 140 -  letnią tradycją. Miejsce to prowadzone jest od ponad czterdziestu lat przez obecnie blisko osiemdziesięcioletnie małżeństwo Halinę i Henryka Druciów.

- Ci ludzie są z książkami, z antykwariatem, który wcześniej był na placu Szczepańskim, związani całe swoje życie. Dla 80 - letnich ludzi zabranie im dorobku życia, sensu życia, to jest śmierć. Po co żyć, skoro tyle lat żyło się dla książek? To są ludzie, którzy wrośli w książki i książki wrosły w nich - mówi Dorota Wnęk ze  Stowarzyszenia Obrony Praw Lokatorów.

- Mamy  książkę, która jest z 1550 roku. Gdyby to było sześć lat wcześniej, to byłby inkunabuł, bo inkunabuł jest od początku dziejów do 1550 roku – opowiada  Henryk Druć, współwłaściciel antykwariatu.

- Pan Henryk zna tutaj historię każdej książki, skąd się wzięła, kto ją przyniósł, kto ją kupił, jaka pani, jaki pan, ile kosztowała - mówi Dorota Wnęk ze  Stowarzyszenia Obrony Praw Lokatorów.

- W 1969 roku przyszłam pomóc w rachunkach  starszej pani na prośbę ówczesnego dyrektora Domu Książki. I dyrektor powiedział : Moja droga, ale ona Ci nie zapłaci.  A ja na to : Panie Dyrektorze, a czy ja pytam o pieniądze? I tak się zaczęło pięknie – opowiada Helena Druć, właścicielka antykwariatu.

- W to miejsce już tak wrośnięci jesteśmy, że gdzie indziej to byśmy nie mieli szans przetrwać.  Ja tutaj lepiej czuję się  niż w domu - mówi pan Henryk.

- Władze miasta, jak to władze, chcą jak najwięcej, chcą sprzedać lokal. Oni nie myślą w ogóle o tym, że my niekiedy za darmo pracujemy, a im musimy zapłacić. Mieliśmy trochę grosza, bo zarobiliśmy  na winobraniach, dziewiętnaście urlopów ciężko przeharowaliśmy w spiekocie słońca w południowej Francji. I dzięki temu prowadzi się to - mówi pani Helena.

Niestety antykwariat może zniknąć z mapy Krakowa. Właściciele antykwariatu od 2010 roku borykają się z nałożoną na nich dwustuprocentową podwyżką czynszu, której nie są w stanie spłacać ze względu na małe dochody.

- Konflikt z urzędem miasta ma około 2 lat, zaczęło się od tego, że uwolnione zostały czynsze dwa lata temu lokali użytkowych w Krakowie i potraktowano antykwariat na równi z kawiarniami, bankami, kancelariami prawnymi i stawkę czynszu podniesiono im wielokrotnie - mówi Dorota Wnęk ze Stowarzyszenia Obrony Praw Lokatorów.

- Lokal jest zaniedbany, zapuszczony, nie służy społeczności lokalnej, miasto nie czerpie z niego żadnej korzyści. Jest to zachowanie ze strony wynajmujących absolutnie nieodpowiedzialne i musimy takiej nieodpowiedzialności przeciwdziałać - mówi Filip Szatanik, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Krakowa.

-  Wszystko zależy od tego, co jest cenne dla kogoś. Czasami znajdzie się  coś, co dla innych nie jest cenne, a dla niego to jest wszystko. Miałam taką książkę, nie pamiętam tytułu, ale do niczego się nie nadawała, nie było działu na tę książkę. I przyszedł młody chłopiec, szukał tej książki pięć lat. Chłopiec się ucieszył. Drobiazgi czasami człowieka cieszą  – opowiada pani Helena.

W obronie antykwariatu stanęli mieszkańcy Krakowa. Nie wyobrażają sobie miasta bez państwa Druciów i ich pasji do książek.

- Jeśli widzi się dwoje staruszków, małżeństwo, które jest ze sobą tyle lat i mają w rękach taką historię i ktoś postanawia ich usunąć z mapy miasta, to jest niezrozumiałe -  mówi Ewa Wójcik, studentka filologii polskiej.

- To jest pasja tych ludzi i pozbawianie ich pasji, odbieranie komuś treści ich życia, to nie jest dobra rzecz - dodaje Ewa Krzemińska, studentka filologii romańskiej.

 - W obronie antykwariatu państwa Druciów były organizowane dwa protesty. Pierwszy kiedy dowiedzieliśmy się o likwidacji tego miejsca i podwyżce czynszu i drugi, kiedy miasto odwołało się od wyroku sądu, który ocalał ten antykwariat - mówi Janusz Gawęda, współorganizator protestów w obronie antykwariatu.

- Antykwariat i antykwariusze to nie jest coś, co da się przeliczyć na pieniądze, bo to jest dziedzictwo kulturowe, które akurat w tym mieście w tym przypadku trwa 140 lat z wielką tradycją -  mówi Mateusz Nowa, uczestnik protestów w obronie antykwariatu.

Rada Miasta przyjęła uchwałę wprowadzającą działalność antykwariatów do grona branż zanikających, objętych specjalną ochroną. Niestety, uchwała weszła w życie w 2012 roku, a tym samym nie  dotyczy ona państwa Druciów.

- Branża antykwaryczna jest chroniona od 6 lipca tego roku, jest włączona do  zestawu zawodów chronionych.  Zgodnie z uchwałą Rady Miasta, tam postępowania toczyły się od trzech lat i urealnianie stawki odbyło się trzy lata temu. Pani  Druć, zgodziła się  na stawkę 15 złotych ( za metr kwadratowy - przyp.red.) jednak umowy nie podpisała z nieznanych nam przyczyn i musieliśmy podjąć pewne działania. Eksmisja nie jest ostateczna, nie chcemy tworzyć żadnych sytuacji konfliktowych, jesteśmy nastawieni na negocjacje, pomoc i wsparcie, natomiast minimalne wymagania wynajmujący muszą spełniać - mówi Filip Szatanik, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Krakowa.

-   Prosiliśmy i dali nam 15 złotych za metr. Tego też nie dam rady, bo sprzedając taką książkę używaną, to trudno zarobić na czynsz. Mam nadzieję, że nie zabiorą nam lokalu. A jak zabiorą, to trzeba będzie lepsze książki wziąć, a resztę zostawić, ale co zostawić, jak dla mnie każda książka jest wartościowa  -  mówi pan Henryk. *

*skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl