Smród, śmieci i robactwo

Smród, robactwo, zalane ściany i sufity mieszkań. Takie „atrakcje” funduje swoim sąsiadom pan Mieczysław ze Słupska. Jego mieszkanie przypomina wysypisko śmieci. Znosi on do domu wszystko, co wpadnie mu w oko podczas osiedlowych wędrówek. Sąsiedzi mężczyzny są bezradni. Palą kadzidła, zapachowe świece i zapychają przewody wentylacyjne, by ograniczyć smród.

- Ani tu spać, ani jeść, odechciewa się żyć - mówi Aldona Scholl, sąsiadka pana Mieczysława

Słupsk ma Pomorzu. W jednym z tamtejszych bloków mieszka 62-letni pan Mieczysław. Mężczyzna od ponad roku jest dla swoich sąsiadów prawdziwym utrapieniem, bo znosi do domu odpadki z pobliskich śmietników.

- Od kilkunastu miesięcy znosi do domu śmieci, które się tam rozkładają – mówi Aldona Scholl, sąsiadka pana Mieczysława

- Pojawiło się robactwo, smród, córka wymiotowała ostatnio – dodaje inny sąsiad.

Kwestia odoru wydobywającego się z mieszkania pana Mieczysława to nie jedyny problem lokatorów. Mężczyzna ma także specyficzne podejście do kwestii higieny osobistej, a swoje potrzeby - jak twierdzi mieszkająca pod nim sąsiadka - załatwia po prostu przez okno.

- On mi wylewa jakąś ciecz przez okno. Najprawdopodobniej to jego mocz, bo cóż można wylewać, kiedy się nie ma łazienki, a woda jest przecież odłączona – mówi Aldona Scholl, sąsiadka pana Mieczysława

- Dziś rano się myłem. Jak rosa jest, to pięknie się myje. Po co mam płacić za wodę, jak rosa jest za darmo i zdrowsza – tłumaczy Mieczysław Owczarek, kłopotliwy lokator.

Sąsiedzi, którzy mają swoje mieszkania pod lokalem pana Mieczysława od tygodni są zalewani cieczą, która sączy się przez stropy i ściany z mieszkania mężczyzny. Najbardziej poszkodowana jest pani Aldona, która do rodzinnego Słupska przyjeżdża na urlop z Niemiec – tegorocznego raczej nie uzna za udany.

- Proszę zobaczyć, wszędzie mam siatki pozakładane, w łazience też siatka wisi, bo jak chodzi wentylator, to wciąga mi smród z jego mieszkania. Jestem obstawiona siatkami i wentylatorami, a dziś to nie będę tu spać, bo się po prostu boję – mówi pani Aldona Scholl.

- Kadzidełka są po to, żeby nie czuć tego smrodu. Trochę pomaga – dodaje inna sąsiadka, Stanisława Jakubowicz.

Mieszkańcy bloku o pomoc w rozwiązaniu problemu prosili pracowników Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowa”, która zarządza budynkiem. Jednak jak twierdzi prezes spółdzielni, w tym przypadku nie można nic zrobić, mimo iż uciążliwy lokator podpisał zgodę na posprzątanie jego mieszkania. W umówionym dniu przed przyjazdem ekipy sprzątającej po prostu wyszedł z domu.

- Chyba sami sobie podpisali tę zgodę. Ja ludziom nic nie utrudniam, nie krzyczę, nie hałasuje, radia głośno nie słucham – twierdzi pan Mieczysław.

- To jest mieszkanie własnościowe, nie możemy do niego wejść bez nakazu. Możemy tylko wysyłać pisma – mówi Elżbieta Stankiewicz Dunin, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowa” w Słupsku.

Po wizycie naszego reportera w siedzibie spółdzielni, okazało się, że problem, przynajmniej na razie, można rozwiązać. Pracownicy spółdzielni
wyłamali zamki w drzwiach mieszkania i posprzątali lokal. Jednak zdaniem mieszkańców i syna pana Mieczysława, który nie ma kontaktu z ojcem – to rozwiązanie na krótki czas, a cała historia znów się powtórzy.

- Co ja mogę? Zbić go? Prośby nie skutkują, groźby nie skutkują. Każdy chce usunąć skutek, a trzeba usunąć przyczynę. To, że ja mu posprzątam nic nie da– mówi syn pana Mieczysława.

- To jest chory człowiek, jemu trzeba pomóc, ale nikt nie jest w stanie. Pomoc społeczna nie może go zastać, lekarz też nie będzie za nim biegał – dodaje Aldona Scholl.

- Skończę z tym, nie bójcie się... – zapowiedział pan Mieczysław.*

* skrót materiału

Reporter: Leszek Tekielski

ltekielski@polsat.com.pl