Zaginęła 200 metrów od domu

Od kilkunastu dni Moniki szuka policja w całej Polsce. Dziewczyna ma 15 lat, mieszka w Woli Gałeckiej niedaleko Radomia. Zaginęła w nocy 7 lipca. Ostatni raz widziano ją na przystanku autobusowym 200 metrów od domu. Co tam robiła, skoro autobusy już nie kursowały? Jeden ze świadków opowiada o krążącym w okolicy tajemniczym mercedesie.

Wola Gałecka to mała wieś w pobliżu Radomia. Znają się tam dosłownie wszyscy. Życie płynie tam spokojnie i wolno. Tak było do niedawna, bo dwa tygodnie temu zmieniło się wszystko.

- Takie rzeczy się nie zdarzały w okolicy! Nigdy! Żadne takie dziwne sprawy, ani żadne przestępstwa, nic. To była spokojna okolica – dodaje Agnieszka Kobyłka, siostra Moniki.

Monika Kobyłka ma 15 lat. W Woli Gałeckiej mieszka od urodzenia. Matka samotnie wychowuje ją wraz z piątką rodzeństwa. W domu się nie przelewa. Mimo to, do niedawna wszystko układało się przyzwoicie.

- Tu jest pokój Moniki, tu są jej dyplomy, zdjęcie jak zajęła miejsce w biegach… Tu są zdjęcia z ostatnich dni szkoły. Na kilka dni przed zaginięciem. Była i jest normalną dziewczyną – oprowadza nas po domu Stanisława Kobyłka, matka Moniki.

Jest sobota – 7 lipca tego roku. Monice niedawno zaczęły się wakacje. Dziewczyna cały dzień spędza w domu. Około godziny 21 postanawia wybrać się z koleżanką na spacer po wsi. Ma wrócić po dwóch godzinach. Chwilę później ginie po niej jednak wszelki ślad.

- Julita poszła w jedną stronę, a Monika w inną. Do domu jednak nie doszła. Była jeszcze widziana o godzinie 23.15 na przystanku autobusowym – opowiada Agnieszka Kobyłka, siostra zaginionej Moniki.

Około godziny 23 Monika rozstaje się z koleżanką. Idzie w kierunku domu. Po drodze zatrzymuje się na przystanku autobusowym. Ktoś widzi, jak pisze SMS – a. Później dziewczynka rozpływa się jak we mgle.

- Wszystkie jej rzeczy są w domu. Nic ze sobą nie wzięła. Miała 50 złotych i te 50 złotych zostało w portfelu. Jeden telefon, co miała przy sobie, więcej nic – mówi mama Moniki. 

- Gdybyśmy uważali, że Monika Kobyłka uciekła, to nie byłoby sprawy w prokuraturze. Sam fakt, że wszczęliśmy postępowanie oznacza, że w bardzo wysokim stopniu podejrzewamy, że doszło do przestępstwa – dodaje Jarosław Zajkowski z Prokuratury Rejonowej w Przysusze.

Monika zniknęła 200 metrów od domu. Miała przy sobie dziewięć złotych oraz telefon komórkowy. Ten przestał jednak odpowiadać niemal natychmiast po zaginięciu. Około drugiej w nocy zamilkł na dobre. Następnego dnia rano jej bliscy o wszystkim powiadomili policję.

- Był helikopter, który przeczesywał pobliski teren, wszystko było sprawdzane. Ta droga prowadzi nad rzekę i to też przeczesywaliśmy. Pomagał też jasnowidz – mówi Agnieszka Kobyłka, siostra zaginionej Moniki.

- My nic nie wiemy, Julita pojechała do babci, nie ma jej. Ona już była ze 20 razy przesłuchiwana. Już jest tak wystraszona, że jak ktoś zajedzie, to się boi. Dziecko przez tydzień z rodzicami w środku sypiało, bo się bało. Bała się, żeby jej ktoś nie złapał. Ona za młoda, żeby ukrywać coś – twierdzi babcia Julity, przyjaciółki zaginionej Moniki

Jako ostatnia Monikę widziała jej przyjaciółka – Julita. To z nią dziewczynka wybrała się tego wieczoru na spacer. Julita zeznała, że na temat zaginięcia nic jednak nie wie. Nie widziała i nie słyszała niczego podejrzanego.

- Ona może coś ukrywać, takie jest moje przekonanie. Jakieś inne jest jej zachowanie. Jakby była czymś przestraszona - uważa Bartek Kobyłka, brat bliźniak zaginionej Moniki.

Do poszukiwań Moniki natychmiast zaangażowano ogromne środki. Już następnego dnia po zaginięciu na miejscu pojawili się policjanci, strażacy, śmigłowiec oraz pies tropiący. Ten ostatni zgubił trop tuż przy przystanku, na którym zniknęła Monika. Wszystko wskazuje więc na to, że dziewczyna musiała wsiąść z kimś do samochodu.  

- Ostatnio Monika się trochę zmieniła. Była bardziej odważna. Zaczęła rozpuszczać włosy, dbała o siebie. Słyszeliśmy, że pisała ze starszymi, ale czy to prawda, to nie wiemy – opowiadają koleżanki Moniki.

- Zauważyłam, że bardzo dużo otrzymuje SMS-ów. Mówiła, że to od koleżanki - mówi Agnieszka Kobyłka, siostra zaginionej Moniki.

- Ja czytałam te SMS–y, nie było tam nic podejrzanego. Przeważnie to: „hej, co robisz, gdzie jesteś” – dodaje Stanisława Kobyłka, matka zaginionej Moniki.

W ostatnich dniach przed zaginięciem, Monika aktywnie udzielała się na internetowych czatach i portalach społecznościowych. Za ich pośrednictwem nawiązywała znajomości z mieszkańcami pobliskich wsi. Nie wiadomo, czy w noc zaginięcia miała spotkać się z którymś z nich. Prokuratorzy i policjanci na razie trzymają to w tajemnicy.

Tydzień po zaginięciu do poszukiwań Moniki włączyła się firma Krzysztofa Rutkowskiego. Jak ustaliliśmy, w tym samym czasie śledczy dokonywali już pierwszych przeszukań. Jedno z nich miało miejsce na posesji 47-letniego Józefa W. – mieszkańca tej samej wsi. W przeszłości miał już konflikty z prawem. W okolicy wciąż uchodzi za niebezpiecznego.

- Robią ze mnie bandytę. Ja nie mam z tym nic wspólnego, panie! To jest nie mój rocznik i ja się tam nie interesuję – mówi Józef W.

Kilka dni po zaginięciu Moniki prokuratura trafiła na kolejny trop. Okazał się nim Daniel W. – 30-latek mieszkający kilkanaście kilometrów od Woli Gałeckiej. Przechwalał się, że widział jak Monika koczuje w jednym z miejscowych pustostanów. Miał jej nawet nosić kanapki. Gdy przyszło do zeznań, szybko zmienił jednak wersję wydarzeń.

- Nie dokarmiałem Moniki. Gdy to mówiłem, po amfie byłem i po alkoholu. Widziałem tylko tego mercedesa. Siedziało dwóch jakichś gości i z tyłu na pewno jakaś dziewczyna. Tylko nie powiem na 100 procent, czy to była Monika. Odkąd zaczęła jeździć policja, ten Mercedes się zmył – opowiada Daniel W.

- Co do tego wątku, był używany wariograf i nikt nie ma zarzutu. To mogę powiedzieć – mówi Jarosław Zajkowski z Prokuratury Rejonowej w Przysusze.

Kilka dni temu komendant mazowieckiej policji wyznaczył nagrodę za pomoc w odnalezieniu Moniki. Ten, kto dostarczy przełomową informację, otrzyma 5000 złotych. Do śledczych zaczęli dzwonić ludzie z całej Polski. Żaden z sygnałów na razie nie okazał się jednak prawdziwy.

- W każdym momencie pojawiają się nowe informacje, nawet teraz, w tej chwili policjanci musieli jechać w teren, żeby sprawdzać kolejną – informuje Alicja Śledziona z Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu.

- Monika, jeśli mnie słyszysz… wiesz jak tęsknię za tobą. Wiem, że ty też za mną tęsknisz, odezwij się, córciu – apeluje Stanisława Kobyłka, matka Moniki.*

* skrót materiału
 
Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl