Dramat na plebanii

W jednej z poznańskich plebanii w ubiegłym roku stał się dramat. Trzydziestoletnia Agnieszka D. urodziła dziecko bez pomocy medycznej. Ojcem dziecka okazał się ksiądz Mariusz G. W czasie porodu nie udzielił żadnej pomocy swojej partnerce. Niestety dziecko umarło. Ksiądz Mariusz G. był podejrzany o nieudzielenie pomocy, jednak prokuratura umorzyła postępowanie.

 Ksiądz Mariusz G. przez dwa lata był wikarym w poznańskiej parafii. Wierni mówią, że był księdzem z powołania. Księdza Mariusza fascynowały egzorcyzmy, był też specjalistą od sekt. Nikt z wiernych nie zdawał sobie sprawy, że kapłan prowadzi podwójne życie.


-   Jak dowiedziałam się, myślałam, że zawału dostanę.  Tak w  niego wierzyłam.  Diabeł potrafi wziąć każdego, ja nie wiem, po co on to zrobił? - mówi parafianka.

Ksiądz Mariusz przez półtora roku spotykał się z trzydziestoletnią Agnieszką D.,  kościelna chórzystką. I nie była to koleżeńska znajomość. Romans zakończył się ciążą.


-  Ksiądz powiedział, że on nie chciał być ojcem, nie dopuszczał w ogóle do siebie tej świadomości, że będzie ojcem – mówi  Łukasz Cieśla,  dziennikarz Głosu Wielkopolskiego.


Agnieszka D. nie odbiera telefonu. Odwiedziliśmy  z ukrytą kamerą jej rodzinny dom. Pani Agnieszka nie pochodzi z patologicznej rodziny. Jej matka pracuje w magistracie. Agnieszka D. razem z ojcem swojego dziecka, księdzem Mariuszem G. zdecydowała, że urodzi na plebanii. Nie wiadomo jednak, dlaczego kilkunastogodzinny poród 24 lutego 2011 roku odbywał się bez asysty położnej i lekarza. Nie wiadomo też, czy któryś z księży zorientował się, że za ścianą rodzi kobieta. 


- Agnieszka D.  wybielała go w swoich zeznaniach, mówiła, że on jej pomagał, że przed porodem wspierał ją. On powiedział coś zupełnie innego,  że go nie było w tym pokoju - mówi  Łukasz Cieśla,  dziennikarz Głosu Wielkopolskiego.


-  Każdy z nas może się zakochać i jestem w stanie  to zrozumieć. Ale kochać kobietę i zamknąć ją w pokoju, żeby urodziła – mówi  ksiądz  Wojciech Lemański, bloger, proboszcz parafii w Jasienicy.


Ksiądz Mariusz G. nie wezwał pogotowia, pomimo że prosiła go o to jego partnerka. Sam odebrał poród. Karetka przyjechała dopiero wówczas, gdy okazało się, że synek pary nie żyje. Chłopczyk zmarł podczas porodu. Miał węzeł pępowiny. Prokuratura szybko umorzyła postępowanie w sprawie nieudzielenia pomocy przez księdza, choć ginekolodzy mają sporo wątpliwości.


-  Węzeł pępowiny jest stosunkowo częstym zjawiskiem. Może prowadzić nawet do upośledzenia przepływu krwi. Natomiast jeśli podczas porodu jest prowadzony nadzór  porodu,  stanu płodu,  to raczej nie przebiega to w sposób tak dramatyczny, żeby nagle doprowadziło do śmierci - mówi dr Andrzej Micuła, ginekolog, położnik z Wojskowego  Instytut u Medycznego  w Warszawie.


Ksiądz Mariusz G. został przeniesiony do klasztoru, a potem na misje na Ukrainie. Niestety, nie odbiera telefonu. W poznańskiej kurii również nie chcą wypowiadać się na jego temat. Pomyślną informacją jest to, że poznańscy prokuratorzy uznali, iż warto wznowić postępowanie w sprawie śmierci dziecka.


- Kuria odmawia wypowiedzi na ten temat – mówi w rozmowie telefonicznej przedstawiciel Kurii Metropolitalnej w Poznaniu. *

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl