Staruszkowie dilerami?

Przez jeden mak, który wyrósł na działce - działkowcy z Rakoniewic zostali oskarżeni o uprawę maku niskomorfinowego. Policjanci wkroczyli na działki i przeszukali ogródki. Odkryli na działkach rosnące maki. Policjanci skierowali sprawę do prokuratury. Ta stwierdziła, że to wykroczenie i umorzyła postępowanie. Wówczas policjanci skierowali sprawę o wykroczenie do sądu.

W czerwcu zeszłego roku na teren Rodzinnego  Ogródka  Działkowego w Rakoniewicach koło Grodziska Wielkopolskiego weszło kilkunastu policjantów. Swoją akcję okrzyknęli sukcesem. Na dziewięciu działkach odnaleźli pojedyncze krzaki czerwonych maków.


-  Była policja, przeszukali wszystkie działki.  U mnie przy drodze rósł ten mak,  ścięli go i dali do ekspertyzy -  mówi Elżbieta Wajs,  która jest podejrzana o uprawę  maku.


-  Nie ma żadnego sensu ścigania takich osób, ale takie mamy przepisy w Polsce.  Uprawa maku lekarskiego, bo o takim mówimy, jest zakazana. Jest przecież ustawa,  stąd też policjanci z Grodziska mieli związane ręce -  mówi Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy  Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.


Policjanci przesłuchali działkowców i  powiadomili prokuraturę. Maki poddano ekspertyzie laboratoryjnej. Okazało się, że rośliny, które rosły na działkach, posiadały śladowe ilości morfiny. Prokuratura uznała  to jedynie za wykroczenie.


Na uprawę  maku  zarówno wysokomorfinowego jak i niskomorfinowego potrzebne jest specjalne pozwolenie. Okazuje się jednak, że wielkopolska policja za uprawę uważa nawet jeden kwiat tej rośliny. Funkcjonariusze skierowali sprawę do sądu zarzucając  działkowcom uprawę maku niskomorfinowego.


- Obowiązujące w Polsce przepisy nie określają powierzchni, gdzie prowadzona  jest uprawa, ani  liczby roślin. Dlatego nie ma to znaczenia, czy mamy do czynienia z hektarem uprawy, czy jedną doniczką i jedną rośliną. Można dyskutować, czy jest to absurd,  ale to nie policja będzie  oceniać -  mówi Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy  Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.


- Śmiechu warte. Z jednego krzaczka,  co tam wyrósł o średnicy 10 centymetrów i z tego zrobić uprawę? Był ładny mak, miał zdobić, a mnie w bagno wciągnął – mówi Edmund Kapustka,  który jest podejrzany o uprawę maku.


Teresa  Franecka jest Prezesem Rodzinnego  Ogródka  Działkowego w Rakoniewicach. Samotnie opiekuje się 33-letnim niepełnosprawnym synem cierpiącym od urodzenia na mózgowe porażenie dziecięce.  Kobieta twierdzi, że nie potrzebuje dodatkowych problemów.


- Na mojej działce miałam dwa krzaczki maku wieloletniego. Mam problem za kilka kwiatków. Czuję się przytłoczona i zmęczona problemami – mówi pani Teresa.

 
Policja twierdzi, że zlikwidowała uprawę maku lekarskiego. Rośliny jednorocznej. Działkowcy twierdzą, że mak, który mieli na swoich działkach to mak wschodni – nazywany też ozdobnym. Jest to roślina wieloletnia. Jak było w rzeczywistości? Rozstrzygnie to sąd.


-  Przez całe życie nie miałam do czynienia z policją,  ani sądem.  Teraz na starość po sądach muszę się włóczyć. To nie była plantacja.  Jestem świadoma, że plantacja musi mieć zezwolenie, ale jeden krzak maku? - mówi pani Elżbieta.


Sąd w  Grodzisku Wielkopolskim powołał biegłego – specjalistę z ogrodu botanicznego. Zdaniem działkowców jego opinia dla policji jest miażdżąca.


- Według opinii rzeczoznawcy napisane jest, że mak mógł rozsiać się sam.  Jest też zdanie, że policja powinna rozróżnić mak kwiatowy od maku wysokomorfinowego. Po prostu policja była niedouczona, przyszła nieprzygotowana -  mówi pani Teresa.


Marek Stefaniak,  doradca Ministra Zdrowia do spraw zwalczania narkomanii oraz członek  zarządu stowarzyszenia MONAR,  uważa, że ustawa  o przeciwdziałaniu narkomanii chroni przed produkcją tzw. „kompotu” czyli polskiej heroiny, która powstawała z makówek. Podkreśla jednak, że w przypadku działkowców zabrakło policji zdrowego rozsądku.


-  To nie była plantacja maku,  tylko roślinka. Rosła sobie z dawien dawna, nadgorliwość jest bardzo złą cechą. Ustawa jest poważna. Poważnie należy do niej podchodzić,  a działanie  przez nadgorliwość służb porządkowych ośmiesza tę sprawę - mówi Marek Stefaniak,  dyrektor Wielkopolskiego Centrum Pomocy Bliźniemu, doradca ministra  zdrowia.


Sprawa ciągnie się ponad rok. Kolejna rozprawa 22 sierpnia. Działkowcy są załamani. Obawiają  się surowych kar. Jak tylko na terenie ogródków wyrasta jakiś mak – natychmiast jest niszczony.


-  Ludzie na to się szkolili, uczyli cztery, czy pięć lat w policji, żeby kwalifikować to jako działkę uprawną. Wstyd,  mały chłopiec  zrozumiałby, że  z tego nie idzie nic zrobić – mówi pan Edmund. *

*skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl