Kredyt na cudze nazwisko

Pani Łucja, Halina i Zofia starały się o pożyczki w biurze kredytowym Lidii K. Później okazało się, że ktoś zaciągnął na nie kredyty. Kobiety oskarżają Lidię K. Ta wszystkiemu zaprzecza. Sprawę bada prokuratura. Śledczy szacują, że w proceder zamieszanych jest kilka osób, a poszkodowanych jest około 70 osób.

Pani Łucja, Zofia i Halina mieszkają we wsi Grodziec niedaleko Opola. Kobiety nie mają dużych dochodów, dlatego, kiedy pojawiły się kłopoty finansowe, chciały wziąć pożyczkę. Skorzystały z usług biura kredytowego, które prowadziła w pobliskim Ozimku Lidia K. 

- Miałyśmy z córką wypadek, skasowała auto i chciałam jej pomóc w kupnie nowego. Pani powiedziała, że mam skserować dowód. Później się okazało, że nie mam zdolności kredytowej – opowiada Łucja Lewczak, która starała się o pożyczkę w biurze Lidii K.

- Dałam tej pani dowód, chwilę później powiedziała, że nie mam zdolności kredytowej, zabrałam dowód, podziękowałam i poszłam – dodaje Zofia Michalak, która także starała się o pożyczkę w biurze Lidii K.

Nasze bohaterki twierdzą, że po wizycie w biurze kredytowym zaczęły się kłopoty. Kobiety zarzucają, że ich dokumenty zostały wykorzystane do zaciągnięcia innych kredytów. Oskarżają Lidię K. Ta wszystkiemu zaprzecza. 

- Okazało się, że niby wzięłam ponad 13 tys. zł pożyczki. Miała mój dowód, miała moje dane. Ja nawet nie znałam tej osoby, która miała mi tą pożyczkę wypłacić – mówi Łucja Lewczak.

- Po pół roku zaczął mnie ścigać windykator. Ogólna kwota z tych dwóch banków wynosi 35 tysięcy – dodaje Zofia Michalak, która starała się o pożyczkę w biurze Lidii K.

- Ja rozumiem, że jest kredyt na 13 tysięcy, ale podstawową sprawą jest to, kto jest pod tą umową podpisany i na jakie konto poszły pieniądze. Ta osoba, na którą poszły pieniądze jest winna. Mnie w tym kredycie nie było, ja im tego kredytu nie robiłam – zapewnia Lidia K.

Żadna z kobiet na swoje konta pieniędzy nigdy nie otrzymała. Pośrednictwo kredytowe Lidii K. działało przez kilka lat. Kiedy zaczęły się problemy, zostało zlikwidowane.

- Połączyliśmy około 30 postępowań. Z naszych ustaleń wynika, że w ten proceder zamieszanych jest kilka osób. Pokrzywdzonych osób jest na chwilę obecną niespełna 70, do tego dochodzą pokrzywdzone instytucje bankowe, których jest kilkanaście. W sumie w grę może wchodzić kwota 900 tys. zł – informuje Jacek Mikłuszka, zastępca prokuratora rejonowego w Opolu.

- Ja byłam tylko i wyłącznie właścicielem biura, biuro współpracowało z około setką różnych osób w całej Polsce – mówi Lidia K.

Pani Zofia i Łucja na razie nie muszą spłacać rat. Pomogły pisma wysyłane do banku i sprawa zgłoszona policji. O takim szczęściu nie może natomiast mówić pani Halina.

- Ta  pani musiała zacząć płacić, a w zasadzie wyglądało to tak, że część jej emerytury została zajęta na poczet tego długu – opowiada Mirela Kaczmarek, dziennikarka Nowej Trybuny Opolskiej.

- Ponad 400 zl to jest bardzo duża kwota w moim przypadku, bo nie mam wysokiej emerytury – mówi pani Halina.

- Jeżeli ktoś dostanie wezwanie od komornika czy z banku dotyczące umowy, której nigdy nie podpisał, to powinien niezwłocznie zawiadomić bank i udać się do organów ścigania, by złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa – mówi Krzysztof Gaweł, radca prawny.

Pan Jan jest kolejną osobą, która ma problemy. Lidia K. jest żoną jego kuzyna. Mężczyzna twierdzi, że w 2010 roku kobieta prosiła jego rodzinę o pomoc.

- Prosiła, żeby wziąć jej kredyt na 10 tysięcy złotych – opowiada pan Jan.

- Później okazało się, że poza kredytem, który wzięli dla niej, są kolejne, o których nie mieli pojęcia – mówi Mirela Kaczmarek, dziennikarka Nowej Trybuny Opolskiej.

- W sumie to była kwota na 148 tysięcy złotych. Były trzy kredyty na żonę, a dwa na mnie. Tylko ona miała nasze dowody, wszystko zaczęło się po tej pierwszej pożyczce – dodaje pan Jan.

Obecnie Lidia K. w innej miejscowości zajmuje się handlem. Udziela również tak zwanych chwilówek.

- Chwilówki są bardzo bezpieczne, ja się nie martwię, bo to są kwoty 200, 300 zł, więc nikt wyłudzeń nie będzie robił – mówi kobieta.

- Jestem oburzona, bo tyle ludzi cierpi, a ona żyje jakby jej to w ogóle nie dotyczyło – podsumowuje Halina Syszka, która starała się o pożyczkę w biurze Lidii K.*

* skrót materiału

Reporter: Grzegorz Kowalski

gkowalski@polsat.com.pl