Kasacji nie będzie. Zawinił radca

Radca prawny twierdzi, że nie zauważył, że prowadzona przez niego sprawa skończyła się w 2007 roku! Skończyła, bo spóźnił się ze złożeniem kasacji od wyroku! Mężczyzna przez pięć kolejnych lat zapewniał swoją klientkę, że czeka na wyznaczenie terminu rozprawy. Pani Alicja walczyła o odszkodowanie za utraconą ziemię. Sprawy wznowić już nie można.

Historia pani Alicji sięga lat 50. 4,5 hektarowa działka w Kutnie należała wówczas do ojca pani Alicji, jego brata i znajomego. W 1956 roku Państwo wywłaszczyło prawowitych właścicieli i oddało ziemię zakładom Polfa Kutno. W 1992 roku spadkobiercy właścicieli ziemi, wśród nich pani Alicja, postanowili wystąpić do Polfy o  odszkodowanie.

Polfa proponowała 11 spadkobiercom ponad 3 miliony złotych, po 280 000 zł na osobę. Do ugody jednak nie doszło. Zdaniem pani Alicji – stało się tak za sprawą reprezentującego ich radcy prawnego.

- Wyjechał sobie do Łeby na wczasy z rodziną i w tym czasie naraził nas na utratę dużych pieniędzy. Każdy normalny prawnik najpierw powinien doprowadzić do tej ugody, a potem sobie wyjechać na wczasy. A gdy już uzgadniano szczegóły porozumienia, radca wstał i zapytał, czy dostanie 100 000 zł. Po usłyszeniu niezbyt satysfakcjonującej odpowiedzi wstał z krzesła i wyszedł, jak dziecko – opowiada pani Alicja.

Ponieważ ze strony spadkobierców i ich pełnomocnika pojawiały się kolejne problemy, w 2001 roku Polfa straciła cierpliwość i definitywnie zerwała negocjacje.

Niezadowolona z obrotu spraw pani Alicja zmieniła pełnomocnika, został nim Lech M. W 2002 roku kobieta wniosła do Sądu Okręgowego w Łodzi sprawę przeciwko poprzedniemu radcy - Zbigniewowi C. Wraz z mamą oskarżyły go o niedbalstwo w prowadzeniu negocjacji.

Po przegranych w sądzie okręgowym i apelacyjnym pani Alicja zdecydowała się na złożenie kasacji do Sądu Najwyższego. Lech M. zapewniał panią Alicję, że kasację, zgodnie z jej wolą, złożył.

- Sprawa nabrała tempa, kiedy w lutym 2010 roku radca zaczął chorować. Zaczęłam się interesować swoją dokumentacją, pracownicy kancelarii z trudem odnaleźli moją teczkę dokumentów, gdzie nie było kopii kasacji, nie było kopii wyroku sądu apelacyjnego, więc zaczęłam się bardzo niepokoić – wspomina pani Alicja.

Kobieta zaczęła więc szukać u źródła. To co usłyszała w Sądzie Okręgowym w Łodzi wprawiło ją w osłupienie – kasacji nie ma i nie będzie, bo Lech M. spóźnił się z jej wniesieniem!

- Wpłynęła kasacja od tego wyroku, lecz została złożona po terminie i została przez sąd apelacyjny już na tym etapie postępowania, to był 2007 rok, odrzucona. I od tego czasu wyrok jest prawomocny – mówi Izydor Rekść z Sądu Okręgowego w Łodzi.

- W tym momencie straciłyśmy te pieniądze bezpowrotnie. Nic już nie możemy zrobić – rozpacza pani Alicja.
Szkopuł w tym, że Lech M. oficjalnie nie poinformował o tym pani Alicji do dziś. Kobieta postanowiła nagrać swoją rozmowę z radcą:

Pani Alicja: Kasacja poszła, tak?
Lech M.: Tak, moim zdaniem poszła. Przecież myśmy to wysłali już jakiś czas temu, tak.
Pani Alicja: Jakby była kasacja i przyjdzie wezwanie, to ty będziesz wiedział o wezwaniu? To do ciebie przychodzi?
Lech M.: Zawsze, będziemy w kontakcie.

Oficjalnie pan Lech M. rozmawiać nie chce. Utrzymuje, że nic o przekroczonym terminie nie wie…

Lech M.: Ta kasacja poszła, tyle mogę powiedzieć.
Reporterka: Tak, tylko po terminie. Zamknęło to sprawę, bo skoro po terminie, to nie ma sprawy.
Lech M.: Pani to powiedziała, bo mówię, ja to sprawdzę sobie.
Reporterka: Mamy dokumenty, gdzie jest napisane czarno na białym, że kasacja wpłynęła po terminie. Sprawa jest już dawno zamknięta, nic w sprawie kasacji się już nie zrobi.
Lech M.:  Też to sprawdzę w takim razie.
Reporterka: Czy to nie jest skandaliczne, że pan, jako prawnik, który reprezentuje panią Alicję, nie wie, co się dzieje z tą sprawą, czy kasacja wpłynęła czy nie? Z dobrą datą czy ze złą?
Lech M.: Ja pani powiedziałem, że w 2010 roku mecenas, którą pani dziekan wyznaczyła, przejęła te dokumenty…
Reporterka: Tylko, że to było 3 lata po 2007 roku, po tym czasie, kiedy kasacja miała wpłynąć.
Lech M.: W tym czasie ja pytałem pracowników o to, pracownicy mi powiedzieli, że zostało to wysłane, tyle mogę pani powiedzieć i tyle wiem.

Pani Alicja postanowiła zaufać trzeciemu już radcy prawnemu i domagać się od Lecha M. odszkodowania. Jak się okazuje, każdy niezadowolony klient ma taką możliwość.

– Tak zwana polisa odpowiedzialności cywilnej wiąże się z zabezpieczeniem klientów w przypadku pojawienia się ewentualnych błędów po stronie radcy prawnego – informuje Robert Dakowski, radca prawny, obecny pełnomocnik pani Alicji.

- Wszyscy radcy są ubezpieczeni standardowo na 100 000 euro oraz na dodatkowe ubezpieczenie 250 000 euro, czyli razem mniej więcej około półtora miliona złotych – dodaje Tomasz Działyński, rzecznik prasowy Okręgowej Izby Radców Prawnych w Poznaniu.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl