Kolonie bez nadzoru?
Kolonia czy obóz przetrwania? Ośmioletni Dominik wrócił z obozu w Dębkach pobity przez rówieśników. Mikołaj również. Ich rodzice są wstrząśnięci pracą wychowawców oraz warunkami w ośrodku. Inne dzieci opowiadają o brudzie, nieświeżym jedzeniu i niespokojnych nocach. Mówią, że bez trudu wymknęły się opiekunom i same kąpały w morzu.
Kolonie w Dąbkach były dla ośmioletniego Dominika Maciejewskiego pierwszymi w jego życiu. Pojechał z wielkimi nadziejami. I niestety, na nadziejach się skończyło.
- Po wyjściu z autobusu, chował się. Zauważyliśmy, że jest cały posiniaczony, na twarzy miał krwiaki. Na początku nie chciał nic mówić, bał się. Lekarz od razu powiedział, że dziecko zostało pobite. Było bite cały czas, bo były świeże siniaki i już gojące się – mówi Krzysztof Maciejewski, ojciec Dominika.
- Biło trzech chłopaków. Jeden był starszy, a dwóch w moim wieku. Bili dla zabawy. Nie mówiłem opiekunom, bo spali. Pan chodził spać o godzinie 21 – opowiada Dominik.
Próbujemy ustalić, jak dbają o dzieci wychowawcy na kolonii w Dąbkach. Nasza reporterka idzie do nich z ukrytą kamerą. Podaje się za matkę, która chce wcześniej zabrać swoje dziecko.
Rozmowa z kierowniczką kolonii w Dąbkach:
Kierowniczka: Czemu pani chce zabrać?
Reporterka: Bo jeszcze kilka dni zostało, ja w sumie jestem przejazdem.
Kierowniczka: To nie lepiej, żeby wracało wspólnie z grupą?
Reporterka: A te bite dzieci?
Kierowniczka: Proszę panią, salę tortur mamy zamkniętą i nie pokazujemy.
Reporterka: W sensie, że za dużo krwi jest, tak?
Kierowniczka: Sala tortur jest zamknięta, bo za dużo krwi i za dużo zębów na podłodze.
Mikołaj Adamek był w jednej grupie z Dominikiem. Dominik powiedział rodzicom, że krwiaki na twarzy zrobił mu Mikołaj. Potem Dominik zmienił swoją wersję wydarzeń. Podobno Mikołaj też wrócił z kolonii pobity.
- Dla mnie to jest ewidentne, że tam nie było opieki. Bo jeżeli ktoś uderzył mojego syna w oko, to powinna być interwencja lekarza, żeby sprawdzić, czy coś nie zostało uszkodzone. Mikołaj mówił, że nawet nie został zaprowadzony do pielęgniarki, bo nie miał kto go zaprowadzić – mówi Dorota Frydrychowicz, mama Mikołaja.
Rodzice mówią, że na koloniach w Dąbkach były złe warunki sanitarne. Wyposażenie w pokojach pozostawiało też wiele do życzenia. Twierdzą, że nie lepiej było na tych koloniach również rok temu.
- Dostałam w nocy telefon. Córka mówiła, że się boją, że inni chodzą po terenie, stukają i pukają. Był taki płacz, że momentami mówić nie mogła. Od razu tam przyjechałam. Nie było ani stróża, ani ogrodzenia. Zwykły pijak by mógł tam wejść – wspomina Izabela Oleszkiewicz, której córka była na obozie rok temu.
- Syn mówił, że którejś nocy wszedł do ich pokoju starszy siwy pan, usiadł sobie na jednym z łóżek i zapalił papierosa. Chwilę posiedział i wyszedł – mówi Dominika Motyka, której syn w lipcu był na koloniach w Dąbkach. Wyjechała tam też Wiktoria. - Było brudno. Kołdra była wilgotna, poduszka tak samo. Moja koleżanka spała pod ręcznikiem – opowiada dziewczynka.
Tata Dominika zgłosił sprawę pobicia na policję. Rozmawiał też w szczecińskim kuratorium oświaty. Inni rodzice skarżą się w miejskich i gminnych ośrodkach pomocy społecznej, które kierowały dzieci na te kolonie. Ich pracownicy rozkładają ręce.
- Wszyscy byliśmy zszokowani. Nikt z nas nie chciałby wysłać tam swojego dziecka, a tym bardziej obcego. Tam powinien sanepid od czasu do czasu wejść, bo dzieci skarżyły się na nadgnite jedzenie – mówi pracownica Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Drawsku Pomorskim.
- Pierwsze, co zrobiłam, to pojechałam z córką na pogotowie, bo była cała w krostach. Lekarz powiedział, że to od brudu – mówi Izabela Oleszkiewicz, której córka była na obozie rok temu.
- Rodzice po prostu żądają pieniędzy. Pani wie, że chcą po sto tysięcy odszkodowania? Podobno mają już takie pozwy – broni się kierowniczka kolonii.*
* skrót materiału
Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba