Najpierw wpłata, później „może” pożyczka

Pan Marek i państwo Kapałowie starali się o kredyt w jednej z firm pożyczkowych na południu Polski i twierdzą, że zostali oszukani. Mówią, że najpierw obiecano im pożyczkę, a później zażądano pieniędzy, które miały być gwarancją udzielenia kredytu. Po ich wpłaceniu klienci dowiedzieli się, że potrzebne są kolejne zabezpieczenia. Nasi bohaterowie pożyczek nie dostali, a wpłacone pieniądze przepadły.

Pan Marek i państwo Kapałowie chcieli wziąć kredyt w firmie pożyczkowej. Zachęciło ich niskie oprocentowanie – niecały procent w skali roku.
Firma pożyczała pieniądze także osobom które są w BIK-u, więc pożyczek w banku nie dostaną. Pan Marek w ubiegłym roku chciał 20  tysięcy złotych. Państwo Kapałowie w marcu tego roku – 15 tysięcy.

- Wystąpiłem do nich o pieniądze na remont domu. Powiedzieli, że nie ma sprawy, ale muszę wpłacić 30 złotych wpisowego. Dwa dni później dowiedziałem się, że mam pożyczkę przyznaną, ale muszę wpłacić 1050 złotych. Wpłaciłem, czekałem dwa tygodnie, a pieniędzy nie było – opowiada Marian Kapała, który starał się o pożyczkę.

- Usłyszałem, że w związku z tym, że jestem w BIK-u, muszę zapłacić 8 procent wartości kredytu. Wychodziło 1600 złotych. Pokazałem dowód  wpłaty i dopiero pokazano mi umowę. Przedstawiciel powiedział, żebym jej nie czytał w całości, że on mi powie, które punkty mnie interesują. Miała być możliwość te 1600 zł dołączyć do raty. Po dwóch tygodniach dostałem następne pismo, że zarząd jednak nie wyraża na to zgody. Powiedziałem, że w takim razie rezygnuję ze wszystkiego i żądam zwrotu wpłaconych pieniędzy. Do dzisiejszego dnia pozostało to bez echa – wspomina pan Marek, który starał się o pożyczkę.

- Wszystko odbywało się drogą mailową. Po podpisaniu umowy nie wiem, co się działo z klientem. Mogę tylko powiedzieć, bo klienci przychodzili do mnie dokumentami, które zostały do nich wysłane, że stawiano im takie wymogi, że nie wiem, czy ktoś mógłby je spełnić. Na przykład mieć poręczyciela, który zarabia 3,5 tysiąca złotych i nie ma żadnych kredytów jest bardzo trudno – mówi pani Katarzyna, była pracownica firmy pożyczkowej.

Pani Katarzyna została zwolniona. Oddała sprawę do sądu pracy. Twierdzi, że informowała klientów o zasadach przyznawania pożyczek. Czyli o dodatkowych zabezpieczeniach, które trzeba było przedstawić po podpisaniu umowy.

Pozabankowe firmy pożyczkowe wielokrotnie pokazywaliśmy już w Interwencji. W Poznaniu swoją główną siedzibę ma Infinity Polski Dom Kredytowy. Właścicielem jest Nigeryjczyk, 55-letni John P. Klient, po wpłaceniu firmie opłaty przygotowawczej, zamiast kredytu dostaje informację o wymaganych kolejnych zabezpieczeniach, których nie jest w stanie zapewnić.

- Takich klientów jest mnóstwo. Emeryci i renciści, ludzie którzy chcieli wziąć kredyty na mieszkanie – opowiadała pani Beata, była pracownica firmy.

A to już historia poszkodowanych przez firmę PKF Skarbiec. Mechanizm działania jest podobny do firmy z Poznania. Pan Łukasz stracił 1750 zł opłaty przygotowawczej. Sprawę próbował wyjaśnić w biurze firmy:

Pan Łukasz: Ta umowa jest tak skonstruowana, że ja nie mogę się zwrócić o zwrot opłaty przedwstępnej.
Przedstawiciel biura: Ale czytał pan umowę.
Pan Łukasz: Ja byłem informowany, że weksel in blanco wystarczy.
Przedstawiciel biura: To nie wiem, co pan czyta. Tu ma pan napisane, to jest załącznik do umowy, że tej opłaty pan nie odzyska. Jest bezzwrotna.

O problemach pana Marka i państwa Kapałów rozmawialiśmy z dyrektorem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w Katowicach.

- Spółka jest w stałym zainteresowaniu naszej delegatury. Analiza umów, które podpisali konsumenci wskazywała na to, że przedsiębiorca w umowach zagwarantował sobie prawo zabezpieczenia udzielanych pożyczek. Katalog tych zabezpieczeń jest dość szeroki – mówi Maciej Fragsztajn, dyrektor UOKiK w Katowicach.

Zapytaliśmy dyrektora, czy działanie firmy było zgodne z ustawą o kredycie konsumenckim.

- W  przypadku odstąpienia konsumenta od umowy, przedsiębiorca mógł zachować opłatę przygotowawczą, ale ta prowizja i koszty związane z zawarciem umowy nie mogły przekroczyć pięciu procent wartości umowy. W mojej ocenie była to próba ominięcia ustawy o kredycie konsumenckim tak, aby maksymalna kwota opłat i prowizji związanych z zawarciem tej umowy nie przekraczała pięciu procent – odpowiedział Maciej Fragsztajn.

W grudniu ubiegłego roku w życie weszła nowa ustawa o kredycie konsumenckim. Dotyczy większości kredytów. Od najmniejszych do zabezpieczonych hipoteką. Wyjątkiem są pożyczki w zakładach pracy, czy umowy leasingowe bez przeniesienia własności. Ustawa obowiązuje nie tylko banki. Także firmy pożyczkowe i pośredników. 

Według nowej ustawy klient przed pożyczeniem pieniędzy, a nie dopiero razem z umową kredytową, ma dostać formularz z informacją o kosztach kredytu i zasadach spłaty. Ma też 14 dni na odstąpienie od umowy bez podania przyczyny. Ustawa zniosła jednak górny, pięcioprocentowy próg prowizji za przyznanie kredytu.

- Pieniędzy pewnie nie odzyskam. Każdy mi mówi, że nie mam szans. Po prostu muszę powiedzieć, że to banda oszukańców – mówi Marian Kapała, który starał się o pożyczkę.*

* skrót materiału

Reporterka: Marta Terlikowska

mterlikowska@polsat.com.pl