Urzędnicy upokorzyli niepełnosprawne

To upokarzające. Pani Irenie amputowano obie nogi. Aby dostać się do swojego mieszkania, kobieta musi wdrapywać się po stromych schodach, na czworakach! Problem ze schodami ma także pani Jadwiga. Obie przeprowadziły się do budynku, bo urzędnicy obiecali wybudować w nim podjazd. Minęły trzy lata i nic się nie zmieniło.

Niepełnosprawni. Ludzie, którzy muszą zmagać się z własnymi chorobami. Niestety, często i z ogromnymi barierami. Brakiem sprzętu, podjazdów, wind. Z brakiem pieniędzy i tolerancji.

- Jeśli chodzi o likwidację barier, to przede wszystkim musimy zlikwidować jedną - barierę umysłu ludzkiego. W nim tkwią najgroźniejsze bariery. Wydaje nam się, że do przełamywania barier potrzebne są duże pieniądze, a niekiedy brak pieniędzy nie powoduje, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Trzeba zmienić podejście do sprawy -  uważa Norbert Rózga, pełnomocnik prezydenta ds. niepełnosprawnych w Świętochłowicach.

Irena Radosz ma 63 lata, Jadwiga Zdybel 58 lat. To dwie niepełnosprawne kobiety, dwie tragiczne historie życiowe i jeden wspólny problem: schody. Bariera nie do pokonania. 

- Diabli biorą. Co tu zrobić? Paznokcie poobgryzać, rozwalić to, no, niewiadomo. Człowiek jest bezsilny – mówi pani Jadwiga.

- Za każdym musiałam sczołgiwać się po tych schodach,. Jak miałam to inaczej zrobić? Poobtłukiwałam się trochę i dałam radę – dodaje pani Irena.

Kobieta nigdy nie miała łatwego życia. Od dziecka borykała się z kłopotami rodzinnymi. Życie dorosłe powoli zmieniało trudną sytuację. Wychowywała córkę, pracowała. Niestety, 22 lata temu pojawiły się kolejne kłopoty. Z powodu cukrzycy, lekarze amputowali jej nogi.      

Pani Jadwidze choroba też zmieniła życie. Kilkanaście lat temu lekarze postawili diagnozę - nowotwór złośliwy. Zaczęła się jej walka o życie. Wygrała, ale zapłaciła wysoką cenę. Z powodu naświetlań i chemioterapii, do dziś porusza się na wózku.  

- W pierwszej chwili to był szok, ale potem silna mobilizacja. Miałam 5-letnią córkę. Najpierw się popłakałam, a potem wzięłam w garść. Traktowałam to troszkę jak grypę, mówiłam sobie, że musi minąć. Mam dziecko do wychowania, czekałam na nie 34 lata – opowiada pani Jadwiga.

Obie panie mieszkały do 2009 roku w starej kamienicy bez windy, na drugim i trzecim piętrze. Wydostanie się na zewnątrz stawało się ogromnym wyzwaniem. Trzy lata temu przeprowadziły się do zmodernizowanego budynku socjalnego. Na parter. Skuszone obietnicą urzędników, że będą miały podjazd.

- Pani wiceprezydent powiedziała, że na wiosnę podjazd na pewno będzie. Minęła jedna wiosna, druga, trzecia i niedługo czwarta minie, a podjazdu dalej nie ma – mówi pani Irena.

- Jest to wiekowy budynek, po dawnej szkole. W myśl przepisów prawa budowlanego budynek ten powinien być przystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych. Niestety, nie zostało to zrobione – przyznaje Grzegorz Kościelny z Ośrodka Pomocy Społecznej w Świętochłowicach.

Od zamiany mieszkań minęły już 3 lata. Przez ten czas kobiety cierpliwie czekały i wierzyły w obietnice. Uwięzione we własnych mieszkaniach.

- Mamy więcej takich wniosków od osób niepełnosprawnych o podjazdy i ich nie robimy, ponieważ przygotowujemy inne budynki, specjalnie dla osób niepełnosprawnych – tłumaczy Andrzej Porada z Miejskiego Zarządu Budynków Mieszkalnych  w Świętochłowicach.

- Jestem przeciwnikiem tworzenia gett, to znaczy jednego bloku przystosowanego dla osób niepełnosprawnych i kierowania tam tylko i wyłącznie osób niepełnosprawnych. Oczywiście koszty są ważne, ale tam, gdzie chodzi o funkcjonowanie osób niepełnosprawnych, ważniejszy jest zdrowy rozsądek - mówi Norbert Rózga, pełnomocnik prezydenta ds. niepełnosprawnych w Świętochłowicach.

- A jeśli ktoś dzisiaj jest sprawny, a jutro będzie niepełnosprawny? Czy w budynku, w którym dzisiaj mieszka już jutro mamy robić podjazd, bo ktoś zachorował, stał się niepełnosprawny? Czyli mamy wyposażać 30 takich domów w podjazdy, bo w każdym mieszka ktoś niepełnosprawny? – dziwi się Andrzej Porada z Miejskiego Zarządu Budynków Mieszkalnych  w Świętochłowicach.

Ratunkiem dla pań mogłaby być platforma. Niestety, i ta pomoc jest niemożliwa do zrealizowania. Koszt platformy to około 60 tysięcy złotych. Kobiety musiałyby zapłacić 12 000 tysięcy.

- Zastanawialiśmy się w jaki sposób możemy tym osobom pomoc, był składany wniosek o dofinansowanie tego podjazdu z funduszu PFRON-u. Niestety, w tym przypadku musi być 20 procent wkładu własny – mówi Grzegorz Kościelny z Ośrodka Pomocy Społecznej w Świętochłowicach.

- Na lepsze czasy to ja nie liczę. Ja nawet nie wierzę w to, że moim wnukom będzie lepiej. Nie wiem, czego tu się można spodziewać – mówi pani Jadwiga.

- Ja bym chciała po całych Świętochłowicach pojeździć, zobaczyć, co nowego. Tu się urodziłam, wychowałam – dodaje pani Irena.*

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl