Dożywocie za poszlaki
Miał alibi, a ślady znalezione na miejscu zbrodni nie należą do niego. Mimo to, skazano go na dożywocie. Historię Jana Ptaszyńskiego przedstawialiśmy państwu 4 miesiące temu. Mężczyzna został skazany za zamordowanie swojej konkubiny i jej dwuletniej córki. Twierdzi, że tego nie zrobił. Po 11 latach od zbrodni udało nam się dotrzeć do nowych faktów. Być może spowodują one wznowienie procesu.
Białystok. 1 grudnia 2001 r. W jednym z mieszkań w centrum miasta odnalezione zostają zwłoki młodej kobiety. To 23-letnia Mariola S. Leży w wannie. Na jej piersiach spoczywa jej dwuletnia córka. Obie zostały brutalnie zamordowane. O zbrodnię oskarżony zostaje konkubent Marioli - Jan Ptaszyński.
- Była to zbrodnia popełniona przez człowieka, który ma cechy sadystycznego zabójcy, na tle seksualnym. Seryjnego zabójcy, bo zamordował dwie osoby, z zimną krwią – mówi dr Maria Rydzewska-Dudek, ekspert medycyny sądowej, biegła sądowa.
- Łba nie dam sobie uciąć, że to on, ale palec i rękę dam. Ona chciała go kopnąć w d… Ja nie mam ciebie, nie będzie miał nikt – uważa przyjaciółka Marioli S.
Morderca zostawił w mieszkaniu swoje odciski palców, włosy i DNA. Najpierw dotkliwie pobił Mariolę, potem utopił ją w wannie. Gdy już nie żyła, to samo zrobił z jej małą córeczką. Najprawdopodobniej po to, by zlikwidować niepotrzebnego świadka.
W mieszkaniu Marioli S. nie było śladów włamania. Wszystko wskazywało więc, że kobieta sama wpuściła mordercę. Ptaszyńskiego zatrzymano jeszcze tego samego dnia. Okazało się jednak, że żaden ze znalezionych na miejscu zbrodni śladów nie należy do niego.
- Odciski, włos i ślady DNA nie były moje. Nie potrafią ustalić do kogo należały. Policja w bazie nie może dopasować tych odcisków do człowieka. Ja w momencie zbrodni byłem na wsi. Mam świadków, którzy widzieli jak mleko wylewałem – mówi Jan Ptaszyński.
- Nikt nie wpadł na to, żeby zabezpieczyć materiał z dróg rodnych kobiety. A tylko wtedy można byłoby stwierdzić, czy ofiara przed śmiercią miała kontakt intymny z mężczyzną i ewentualnie z kim – dodaje Iwona Zielinko, obrońca Jana Ptaszyńskiego.
Pomimo mocnego alibi, Ptaszyńskiemu postawiono zarzut zabójstwa. 19 września 2005 roku mężczyzna został skazany na dożywocie. Rok później sąd apelacyjny podtrzymał wyrok. Podobnie uczynił też Sąd Najwyższy.
- Na moim miejscu może być każdy, powtarzam, każdy może być na moim miejscu. Póki nad policją i prokuraturą nie ma bata – denerwuje się Jan Ptaszyński.
Po naszej interwencji Prokuratura Generalna wszczęła w sprawie Ptaszyńskiego postępowanie wyjaśniające. Do Sądu Najwyższego trafił też wniosek o wznowienie procesu. W czerwcu tego roku sędziowie uznali jednak, że nie ma do tego podstaw.
Jan Ptaszyński: Czekam na chwilę, kiedy pewne osoby nie będą przyjeżdżać już do mnie na widzenie, wtedy nastąpi koniec cyrku.
Reporter: Czyli czeka pan, aż pana matka umrze, żeby się zabić?
Jan Ptaszyński: Tak.
Aby sprawdzić wiarygodność Ptaszyńskiego, jako pierwsi dotarliśmy do materiałów śledztwa. Jak ustaliliśmy, oprócz niego sprawcami mordu mogły być co najmniej trzy inne osoby. Wszystkie pozostawały z Mariolą S. w nienajlepszych stosunkach. Wszystkie miały też motyw, aby ją zabić.
To fragment zeznań Waldemara J.:
„Zgłosiłem się na przesłuchanie, bo wiem o faktach, które mogą być istotne dla śledztwa. Chciałem powiedzieć o Bartłomieju S. – byłym mężu Marioli. (…)Następnego dnia po pierwszym przesłuchaniu na komendzie (…) przyszedł Bartek. Miał ze sobą butelkę wódki (…). Tak sobie siedział, a nagle, zupełnie bez powodu, zerwał się i uderzył głową o ścianę. (…) to było niezrozumiałe zachowanie.
- Mariola powiedziała, że kilka razy miała z nim awanturę, bo on nie bardzo dawał na utrzymanie dziecka – mówi Jan Ptaszyński.
- Przeżywał coś strasznego. To mogły być wyrzuty sumienia – zastanawia się Luba Gopsz, ciotka Jana Ptaszyńskiego.
Kolejna osoba to Wojciech R., narzeczony najlepszej przyjaciółki Marioli. Wielokrotnie bywał wobec niej brutalny i agresywny. Mariola unikała go. Uważała, że jest nieobliczalny. Po zabójstwie jego zachowanie stało się jeszcze dziwniejsze.
- Zrobiłam mu „rentgena” po kieszeniach. Znalazłam kartkę z zapiskami tego, co robił w dniach, kiedy to wszystko się stało. Powiedział, że to, żeby nie pomieszać, że on tak jest zdenerwowany, że mu się wszystko już pokićkało, jak było naprawdę – wspomina przyjaciółka Marioli S.
- On na pewno coś wie, bo nie ustalałby zeznań, nie pisałby, nie kombinowałby – uważa Jan Ptaszyński.
- Nie porównano jego DNA z tym z miejsca zbrodni. Później było pobrane DNA matki, ale badanie zrobiła pielęgniarka, która była rodzoną siostrą R. – twierdzi Luba Gopsz, ciotka Jana Ptaszyńskiego.
Trzecią osobą jest Dariusz W.
To fragment zeznań Elżbiety J. na jego temat:
„Pewnego razu Mariola wyszła na balkon zapalić papierosa, Darek wyszedł za nią i złapał ją za krocze. Wtedy Mariola zwróciła mu uwagę i powiedziała, aby uważał co robi, a on tylko się uśmiechnął i wyszedł z balkonu”.
- Kiedyś spotykał się z Mariolą, a jednocześnie, za jej plecami, spotykał się z jej siostrą Iwoną – mówi Jan Ptaszyński.
- Jak siostra zaszła w ciążę, to ożenił się właśnie z siostrą, a Mariola została – opowiada Luba Gopszi, ciotka Jana Ptaszyńskiego.
- Dalej miał jednak oko na Mariolę. Dał jej do zrozumienia, że nie powinna ze mną się spotykać. Po zabójstwie wyjechał za granicę i chyba zginął – dodaje Jan Ptaszyński.
Jak ustaliliśmy, trzy miesiące przed zabójstwem Marioli tuż obok bloku, w którym mieszkała doszło do innej zbrodni. Jej ofiarą padła Agnieszka D., 31-letnia pielęgniarka. 16 sierpnia 2001 r. została napadnięta i wyjątkowo brutalnie zgwałcona. Zmarła pół roku później, nigdy nie odzyskując już przytomności.
Z dokumentów, do których dotarliśmy wynika, że Agnieszka i Mariola mogły się znać. Córeczka Marioli była bowiem hospitalizowana na oddziale, w którym pracowała Agnieszka. W tym samym czasie, pracował tam również Mariusz J. – 19 letni wówczas sanitariusz. Był uzależniony od narkotyków. Kilka tygodni po śmierci Marioli został zatrzymany za bestialski gwałt i pobicie dwóch młodych dziewcząt.
Pod paznokciami Agnieszki znaleziono fragmenty DNA sprawcy. Prokuratura nie ujawnia, czy porównano je z DNA Mariusza J. Wiadomo, że niemal natychmiast porównano je z Janem Ptaszyńskim. Podobnie, jak przy zabójstwie Marioli, okazało się, że profil należy jednak do kogoś innego.
- Wywiady już były udzielane w tej sprawie, więc proszę nas nie stawiać do tablicy, żeby prokuratura zajmowała jakieś nowe stanowisko w tej sprawie – mówi Anna Małgorzata Milewska z Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ.
Jak wykazało nasze śledztwo, w listopadzie 2001 roku w okolicach Białegostoku doszło do jeszcze jednej zbrodni na tle seksualnym. Uduszono kobietę. Jej zwłoki również znajdowały się w wannie. Mieszkanie było zamknięte na klucz. Zupełnie, jak w przypadku zamordowanej Marioli.
- Opis zdarzenia jest prawie identyczny. Sposób ataku sugeruje z dużym prawdopodobieństwem, że może to być ten sam sprawca - uważa Jan Gołębiowski z Centrum Psychologii Kryminalnej.
- Po latach może znowu kogoś zamorduje i wtedy będzie wiadomo, że to nie Janek – dodaje Luba Gopsz, ciotka Jana Ptaszyńskiego.
- Możliwości obrony powoli wyczerpują się, natomiast jest jeszcze jedna furtka, to prawo łaski. Jednak wniosek o ułaskawienie będzie opiniował Sąd Okręgowy w Białymstoku, który już raz skrzywdził Jana Ptaszyńskiego. Wiadomo, jaką opinię taki sąd wyda – podsumowuje Iwona Zielinko, obrońca Jana Ptaszyńskiego.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski