Pięć osób w mieszkaniu pełnym śmieci

Matka pani Marioli zbiera w śmietnikach rzeczy i znosi do wspólnego mieszkania. Wypełniła nimi swój pokój oraz części wspólne. Sytuacja jest dramatyczna, bo przez obsesję matki pani Mariola może stracić syna. Starania o dziecko rozpoczął ojciec. Wkrótce rozprawa.

- Tu nie ma szans na porozumienie. Nie pomoże nic. Żaden argument do mamy nie dociera, nawet to, że mogę stracić Kacpra – rozpacza pani Mariola.
Do rodziny Książkiewiczów z Bielska-Białej przyjechaliśmy po przeczytaniu dramatycznego listu. Napisała do nas 27- letnia pani Mariola:

„W akcie ostatecznej desperacji zaczęłam pisać do Was, bo nie wiem już gdzie szukać ratunku. Mam 27 lat i cudownego synka 7-letniego. Ma na imię Kacper i za 2 tygodnie idzie do 1 klasy. Mieszkam wraz z synem, bratem, ojcem i matką i tu leży problem... Moja matka zbiera różne rzeczy (ze śmietnika) i przetrzymuje je w domu. Proszę, pomóżcie, bo nie stać mnie na wynajęcie mieszkania, a w przeciwnym wypadku odbiorą mi dziecko, 30 października 2012 roku”.

- Proszę zobaczyć, co tu się dzieje. Nie pomoże sanepid, nie pomoże kurator, nie pomoże opieka, nie pomoże policja, nie pomoże nic. Znosi wszystko do domu, już przedpokój zastawiła, cały pokój zagracony pod sam sufit, kuchnia również. W niedzielę córka policję ściągała, bo chciała ją z kuchni wygonić, żeby posprzątać, ale nie dała – mówi Jerzy Książkiewicz, ojciec pani Marioli.

- Fizycznych czynności policja wykonać nie może, my tych śmieci nie wyniesiemy. Mogą to zrobić najemcy tego lokalu w porozumieniu z odpowiednimi służbami i tylko, kiedy sytuacja zagrażałby ich zdrowiu i byłaby taka opinia sanepidu – informuje Roman Waluś z Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej.

- Ostatnio mama miała 180 kilogramów na wózku. Dwie wanny i dwa piece gazowe – mówi brat pani Marioli.

Problem zaczął się 6 lat temu. Wtedy to obecnie 57-letnia pani Helena zaczęła znosić rzeczy do mieszkania. Jest to trzypokojowy lokal własnościowy. Należy do pani Heleny i jej męża pana Jerzego. Oprócz nich w mieszkaniu jest jeszcze pani Mariola, jej syn i brat. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej oraz sanepid, u których pani Mariola szukała pomocy, są bezradne.

- W 2010 roku z inicjatywy ośrodka został przeprowadzony remont w tym mieszkaniu. Zostało gruntownie posprzątane, wyremontowane, odmalowane. Przez jakiś czas był tam porządek – mówi Magdalena Stolarz z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bielsku-Białej.

- Zapach jest uciążliwy, ale nie można powiedzieć, że to zagraża zdrowiu – twierdzi Józef Jagosz, zastępca Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Bielsku-Białej.

- Ja utrzymuję to mieszkanie, przecież ona nigdzie nie pracuje, grosza mi nie daje. Córka ile może to mi da, a ja z emerytury i z rodzinnego.
Mimo to, nie mam żadnego głosu. Pani doktor, psychiatra stwierdziła, że to nie jest choroba tylko styl bycia – mówi Jerzy Książkiewicz, ojciec pani Marioli.

- Zespół Diogenesa jest pewnym rodzajem zachowywania się. Ja tego nie nazwałabym schorzeniem, dlatego, że występuje również u ludzi zdrowych, którzy po prostu taki wybierają styl życia. Generalnie polega na zbieraniu różnego rodzaju przedmiotów, które dla innych nie mają żadnej wartości, natomiast dla osoby, która je zbiera mają niezwykle ważną wartość i nie chcą się one ich wyzbyć – tłumaczy Ewa Marciniak, psychiatra Kliniki Psychoprofilaktyki i Terapii WellMed w Warszawie.

- W pokoju mam kołdry, koce, wszystko elegancko ułożone, to syn może powiedzieć, wszystko jest ułożone. Może i jest ciasno, ale będę w tym tygodniu sprzątać – zapowiada Helena Książkiewicz, która znosi rzeczy do mieszkania.

Sposób życia pani Heleny stał się początkiem dramatu pani Marioli. Nie stać jej na wyprowadzenie się z rodzinnego domu, bo teraz żyje z dorywczych prac i z szycia ubrań dla psów. Szuka pracy i opiekuje się schorowanym ojcem. Samotnie wychowuje syna. Ojciec dziecka rozpoczął walkę o 7-letniego Kacpra. Sprawa trafiła do sądu. Pani Mariola może stracić dziecko. 30 października zapadnie wyrok.

- W związku małżeńskim nigdy nie byłam z ojcem Kacpra. W tej chwili jest sprawa o to, żeby dziecko trafiło do ojca. Ze względu na warunki, które tworzy mama. W tej chwili dziecko utrzymuje państwo. Ojciec przestał płacić alimenty w 2008 roku – mówi pani Mariola.

- Jeśli chodzi o alimenty, to zajęte mam pobory przez komornika, bo zostałem oddany przez matkę do komornika, gdy nie miałem pracy. Dziecko w takich warunkach na pewno nie będzie ze mną mieszkało. Sąd chce mi oddać dziecko, dlatego mnie wezwano, jako stronę.  Jeśli dziecko nie będzie u mnie, to pani sobie wyobraża, że czeka go placówka opiekuńcza lub rodzina zastępcza – twierdzi ojciec Kacpra.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl