Nowy Sącz – raj złodziei

Seria kradzieży na obrzeżach Nowego Sącza. Złodzieje od kilku miesięcy włamują się do prywatnych domów dzielnicy Biegonice. Dobrze znają okolicę i zwyczaje swoich ofiar. Mieszkańcy narzekają na nieporadność policji, która w miejscu włamania potrafi zapomnieć pobrać odciski palców. Policja narzeka na brak współpracy ze strony nowosądeczan.

- Mieszkańcy boją się zemsty, po prostu, bo ci przestępcy to są ich sąsiedzi. Nie chcą mówić – twierdzi jeden z lokalnych dziennikarzy. 

- A myśli pan, że ja ufam policji? Pomimo, że zgłosiłam sprawę na policji, nie ufam im. Wiem, jak oni działają – mówi Karolina Kotas, której okradziono dom.

Biegonice to peryferyjna dzielnica Nowego Sącza. Od kilku miesięcy okolica żyje w strachu przed włamywaczami. Obserwują domowników, poznają ich zwyczaje i włamują się pod ich nieobecność.

- Na rowerze pojechałem do sklepu, to z 15 minut mieli na kradzież – mówi okradziony Stanisław Czajka.
Złodzieje okradli już kilkadziesiąt domów, a nawet kościół. Do dziś jednak nie zostali złapani. Przyczyny ich bezkarności inaczej widzi policja, a inaczej mieszkańcy dzielnicy.

- Poszkodowani to ludzie, którzy mieszkają tam od niedawna. Określa się ich tam jako ludzi z miasta, którzy wybudowali domy. Szukamy sprawców wśród dawnych mieszkańców – mówi Dariusz Nowak z małopolskiej policji.

- Poprzednich 50 włamań było na tle rabunkowym, a nie na tle żadnego konfliktu społecznego. Niech policja przestanie sobie mydlić tym oczy, bo dla mieszkańców sprawa jest jasna - uważa Karolina Kotas, której okradziono dom.

Różnice zdań dotyczą również oceny działań policji. Pani Karolina mówi, że w jej domu po włamaniu śledczy nie zebrali nawet odcisków palców.

- Fizycznie się tą sprawą nie zajmowałem, więc trudno mi dyskutować na ten temat. Myślę jednak, że te ślady zostały sprawdzone, są zeznania – mówi Dariusz Nowak z małopolskiej policji.

W czasie naszej wizyty okazało się, że odciski palców w domu pani Karoliny jednak nie zostały zebrane. Technicy policyjni przyjechali po naszej interwencji. Pani Karolina opisała serię włamań i umieściła artykuł w lokalnym portalu. Po tym artykule dostała pogróżki.

- Dowiedziałam się, że do policji wpłynął mail w mojej sprawie, ostrzeżenie, że coś może mi grozić w związku z tym – mów pani Karolina.

W jednym z domów, do których się włamano znaleziono list z sądu adresowany prawdopodobnie do jednego z włamywaczy. Listu nie znaleźli policjanci, bo włamanie nie zostało policji zgłoszone.

- Dwóch włamywaczy zostało spłoszonych przez osiemdziesięciokilkuletnią kobietę. Panowie uciekli, a jednemu z nich wypadł list z Sądu Rejonowego w Nowym Sączu – opowiada jeden z lokalnych dziennikarzy. 

Na kopercie jest adres Przemysława J. Idziemy z nim porozmawiać. Początkowo rozpoznaje kopertę, ale nie wie, gdzie ją zgubił.
Rozmowa z Przemysławem J., właścicielem listu znalezionego na miejscu włamania:

Reporter: To pana list?
Przemysław J.: Tak.
Reporter: Ten list znaleziono w miejscu, w którym dokonano włamania. Jest zaadresowany do pana.
Przemysław J.: Ale ja go nie odebrałem, naprawdę.
Reporter: A skąd on tam się znalazł?
Przemysław J.: A skąd ja mam wiedzieć? Może jechałem gdzieś i mógł mi wypaść. Nie mam pojęcia. Ja w żadnym domu nie byłem, na żadnej kradzieży. Możecie sobie zadzwonić na policję i niech ustalają.

Po wielu miesiącach włamań ciągle nie ma sprawców. Policja mówi, że to przez bierność świadków. Mieszkańcy Biegonic mówią o bezczynności policjantów.

- Przecież tam są policjanci z wydziału kryminalnego, którzy jak była informacja o tym, że ktoś coś wie, to jechali i rozmawiali. Nagle okazywało, że to pod kościołem ktoś usłyszał albo jeszcze gdzieś – mówi Dariusz Nowak z małopolskiej policji.

- Bo mieszkańcy boją się, że spotka ich za to zemsta – mówi Karolina Kotas, której okradziono dom.*

* skrót materiału

Autor: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl