Lekarz wyciskał dziecko siłą…
Dziecko pani Justyny z Bydgoszczy urodziło się z porażeniem mózgowym. Kobieta wini lekarza, który odbierał poród. Twierdzi, że próbował wyciskać dziecko siłą. Piotruś ma pięć lat, nie mówi, nie chodzi i do końca życia będzie potrzebował opieki. Sąd lekarski ukarał lekarza upomnieniem…
- Miałam wskazanie do cesarskiego ciecia ze względu ma cukrzycę. Piotruś był bardzo dużym dzieckiem, bo po urodzeniu ważył ponad 4 kg. Dodatkowo lekarz, który skierował mnie na cesarkę, powiedział, że nie byłam w stanie urodzić naturalnie, moja budowa anatomiczna na to nie pozwalała – mówi Justyna Grechuta, która oskarża personel szpitala o zaniedbania.
Pani Justyna i pan Tomasz z Bydgoszczy są małżeństwem od 5 lat. Kiedy mieli po 24 lata, dowiedzieli się, że zostaną rodzicami. Wiadomość bardzo ich ucieszyła, z niecierpliwością wyczekiwali dnia porodu.
- Regularnie chodziłam do lekarza, były robione badania krwi, moczu, USG – opowiada pani Justyna.
Poród odbył się w 2007 roku w bydgoskim szpitalu im. doktora Biziela. Małżeństwo twierdzi, że sposób w jaki traktowali ich lekarz Mariusz S. i położna Hanna Cz., pozostawiał wiele do życzenia.
- Mężowi powiedziała, że mógł zamknąć mi lodówkę, to dziecko nie byłoby takie duże i nie byłoby problemów – twierdzi pani Justyna.
- Zapytaliśmy, czy w razie komplikacji będzie możliwość zrobienia cesarskiego ciecia. Lekarz stwierdził, że to nie jest Brazylia, żeby cesarskie cięcie robić na zamówienie – dodaje pan Tomasz.
Pani Justyna twierdzi, że podczas porodu lekarz zastosował metodę, na którą nie wyraziła zgody. Lekarz zaczął wyciskać dziecko siłą.
- Lekarz wykonał tzw. chwyt Kristellera, który jest zakazany w dzisiejszej medycynie, bo powoduje bardzo duże szkody u dziecka i matki. Tego się akurat dowiedziałam już po porodzie. Ja wrzeszczałam z bólu, po drugiej próbie wyciskania tego dziecka tętno zaczęło spadać i wtedy wezwano ordynatora, który zdecydował o cesarce – opowiada Justyna Grechuta.
- Lekarz mi tylko powiedział, że dziecko znajduje się na intensywnej terapii i po urodzeniu dostało 2 punkty – mówi Tomasz Grechuta.
Piotruś ma porażenie mózgowe. Nigdy już nie będzie samodzielny. Rodzice sprawę oddali do prokuratury. Po opinii biegłych w 2011 roku lekarzowi i położnej postawiono zarzut dotyczący narażenia na utratę życia lub zdrowia. Później pojawiły się kolejne opinie i sprawę ostatecznie umorzono.
- Opinia Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki nie przedstawia sytuacji związanej z porodem w sposób czarno-biały. Te nieprawidłowości, okoliczności medyczne, które wystąpiły w sprawie nie pozwalają na wskazanie odpowiedzialności personalnej jakiejkolwiek osoby – informuje Włodzimierz Marszałkowski, zastępca Prokuratora Rejonowego Bydgoszcz–Południe.
- Nasi lekarze twierdzą, że ten poród przebiegał zgodnie z wszelkimi procedurami, w związku z tym dla mnie nie ma winy szpitala – mówi Irena Cywińska, radca prawny w Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. dr Jana Biziela w Bydgoszczy.
Inaczej sprawę ocenił Okręgowy Sąd Lekarski w Bydgoszczy. Uznano, że Mariusz S. niedostatecznie nadzorował drugi okres porodu pani Justyny, co mogło być przyczyną złego stanu dziecka i jego późniejszego rozwoju. Lekarza ukarano upomnieniem.
Chcieliśmy poznać stanowisko położnej Hanny Cz. oraz Mariusza S. Połóżna odmówiła wypowiedzi. Lekarza odwiedziliśmy podczas dyżuru w jednej z bydgoskich przychodni.
- Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie. Rodzina zna szczegóły. Nie wiem, dlaczego się mnie czepiają – powiedział Mariusz S.
Piotruś obecnie ma 5 lat. Nie mówi, nie chodzi, nie jest w stanie sam siedzieć. Przeżycia związane z pierwszym porodem spowodowały, że przy kolejnej ciąży państwo Grechutowie mieli sporo obaw.
- Miałam wykonaną cesarkę i córka jest zupełnie zdrowa. Wszystko jest w porządku, pomimo że miałam te same problemy, co za pierwszym razem, czyli cukrzycę – mówi Justyna Grechuta.
Rodzice obecnie sądzą się ze szpitalem. Ubezpieczyciel zaproponował im ugodę w wysokości 50 tys. zł. Nie zgodzili się jednak na taką kwotę, ponieważ ich synek wymaga całodobowej opieki do końca życia. Pani Justyna zajmuje się dziećmi, o pracy nie może nawet pomarzyć. To, co zarabia mąż, wystarcza na życie. Na rehabilitację niepełnosprawnego Piotrusia - już nie.
- Kara upomnienia jest śmieszna, bo krzywda jaką wyrządził mojemu dziecku jest nieporównywalna - podsumowuje Justyna Grechuta.
Reporter: Grzegorz Kowalski