Kierował po amfetaminie, zabił i niewinny!
Kierował pod wpływem narkotyków i zabił 10-letnie dziecko. Po wypadku nie zatrzymał się, by sprawdzić czy Michał żyje. Mimo t, nie jest winny wypadku! Prokuratura w Wolsztynie uznała, że to chłopiec wtargnął na jezdnię, a pomocy udzielać mu nie było trzeba, bo… zginął na miejscu. Tylko skąd kierowca mógł o tym wiedzieć?
- Nie żyje moje dziecko, a sprawca jest na wolności. Oddalił się z miejsca wypadku, nie udzielił mu pomocy – mówi Piotr Jęsiek, ojczym Michała.
- Biegli ustalili, że nie popełnił przestępstwa drogowego, nie można mówić, że zbiegł z miejsca wypadku drogowego – informuje Urszula Świąder z Prokuratury Rejonowej w Wolsztynie.
10-letni Michał Jęsiek zginął tuż obok swojego domu. Szedł do sklepu. W chłopca uderzył rozpędzony samochód. Kierowca samochodu, 22-letni Mirosław W. po potrąceniu Michała odjechał z miejsca wypadku zostawiając dziecko w rowie.
- Poszłam go zobaczyć. Wyglądał jakby żył, tylko miał przymknięte oczka, buzię i nie ruszał się – rozpacza Katarzyna Jęsiek, matka Michała.
Sprawca, Mirosław W. trafił do aresztu. Prokuratura ustaliła, że w dniu wypadku jechał z nadmierna prędkością samochodem po użyciu amfetaminy. Śledztwo jednak umorzyła, bo biegli stwierdzili, że to chłopiec wbiegł na drogę pod nadjeżdżający samochód i to dziecko jest winne spowodowania wypadku.
- On się nie może bronić, jest tylko opinia biegłego i są zeznania kierowcy, który twierdzi, że dziecko wyskoczyło z dróżki i przecięło całą jezdnię, żeby centralnie rzucić się pod samochód. Rozumie pani, jakie to nielogiczne – mówi Katarzyna Jęsiek, matka Michała.
- W tej konkretnej sprawie znamion przestępstwa nie stwierdziliśmy – informuje Urszula Świąder z Prokuratury Rejonowej w Wolsztynie.
- Kierowca nie hamował, uderzył w dziecko z prędkością 97 km/h, zabił go na miejscu, a biegły mówi, że jego postępowanie było prawidłowe. To jest skandal. Biegły sprzyjał koncepcji, że dziecko wbiegło z lewej strony pod koła samochodu, podczas gdy sam podejrzany mówi, że chłopiec wybiegł z prawej strony – opowiada Andrzej Łebek, adwokat rodziny.
Jak twierdzi prokuratura Mirosław W. nie miał obowiązku udzielić pomocy Michałowi, bo dziecko po zderzeniu zginęło na miejscu. Jakakolwiek pomoc byłaby zatem bezskuteczna. Skąd Mirosław W. wiedział, że dziecko nie żyje - tego nie wiadomo.
- Skąd miał wiedzieć, że nie żyje, przecież się nie zatrzymał. To jest co najmniej śmieszne, co pani prokurator napisała – denerwuje się Piotr Jęsiek, ojczym Michała.
- Postępowanie w sprawie wykazało, że sprawca odjechał z miejsca zdarzenia, ale powiadomił o zdarzeniu funkcjonariuszy policji. To z jego zgłoszenia policja dosiedziała się, że doszło do wypadku i natychmiast na miejsce zdarzenia wrócił – argumentuje Urszula Świąder z Prokuratury Rejonowej w Wolsztynie.
- Przepis jest jednoznaczny, a interpretacja, że nie musimy udzielać pomocy dlatego, że dziecko w momencie zdarzenia zginęło, jest chora. To jest dowolna interpretacja tejże prokuratury – ocenia Janusz Popiel ze Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych Alter Ego.
Próbujemy spotkać się z Mirosławem W. Udaje się nam porozmawiać tylko z jego ojcem.
Ojciec Mirosława W.: Wie pani, że co drugi w takim wypadku ucieka wystraszony.
Reporterka: Wystraszony. Wrócił do domu i pojechał innym samochodem na miejsce wypadku. To był szok?
Ojciec Mirosława W.: Nie. Najpierw zadzwonił na policję
Reporterka: Ale zmienił samochód. Po co?
Ojciec Mirosława W.: Roztrzaskanym miał jechać? Powiedział policji, że uderzył w dziecko, że chyba nie żyje i pojechał do domu w tym szoku. Tego pani nie rozumie? Jak pani będzie w takiej sytuacji, to wtedy pani zrozumie.
Reporterka: Obym nie była. Ja nie jeżdżę po użyciu amfetaminy.
Rodzina Michała nie może pogodzić się z opinią biegłych. Od postanowienia prokuratury się odwołała. Mirosław W. jak na razie będzie sądzony jedynie za posiadanie narkotyków.
- Ja wiem, że mojemu synkowi nic nie wróci życia, ale to poczucie niesprawiedliwości jest ogromne i ja tego tak nie zostawię – zapowiada Katarzyna Jęsiek, mama Michała.*
* skrót materiału
Reporterka: Aneta Krajewska