Wyślizgani przez naukę jazdy

Auto szkoła Easy Drive miała podbić ulice Łodzi ceną. Kurs kosztował nie więcej niż 800 zł, więc chętnych nie brakowało. Dziś nie brakuje, niestety, poszkodowanych. Siedziba firmy świeci bowiem pustkami, a w bakach samochodów nie ma paliwa. Kursanci wątpią w odzyskanie swoich pieniędzy.

Auto szkoła Easy Drive w Łodzi. Rok temu otworzyła ją Ewa M. Początkowo szkoła funkcjonowała normalnie. Niestety, kilka miesięcy temu zaczęły się kłopoty.

-  Nie mam ani pieniędzy, ani ukończonego kursu. Szkoda też straconego czasu – mówi pani Aleksandra, kursantka.

- Nie miałem na czym jeździć, bo nie było paliwa – dodaje Paweł Stachowicz, instruktor w szkole nauki jazdy.

Przyszłych kierowców kusiła cena za kurs - nie więcej niż 800 złotych. Kursy prawa jazdy w większości wykupywali bowiem poprzez portale grupowych zakupów internetowych. Gotówką kursanci płacili około 1000 złotych.

- Szczerze mówiąc nie przeczytałam opinii, jakie są w Internecie, tylko od razu zakupiliśmy kupon. Wyszło, jak wyszło – przyznaje pani Aneta, kursantka.

- Każda auto szkoła ustala swoje własne ceny. Nie można urzędowo ich regulować. Nie da się jednak przeprowadzić szkolenia za 700 złotych, jest to mocno deficytowe. Trzeba sobie zadać pytanie, jaki ma cel dany przedsiębiorca, żeby kusić nas tak niskimi cenami – mówi Łukasz Kucharski, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Łodzi. 

Kilkanaście dni temu kursanci zgłosili się na umówione lekcje. Okazało się, że szkoła jest zamknięta.

- Pewnie szkoła wpędziła się w jakieś długi i ogłosiła upadłość. To pachnie przekrętem – uważa Borys Stefański, kursant.

Ponad stu poszkodowanych zostało pozbawionych kursu i pieniędzy. Nikt im nie wyjaśnił, dlaczego szkoła z dnia na dzień przestała istnieć. Próbowali wielokrotnie kontaktować się z właścicielką szkoły. Kilkanaście razy odwiedzali firmę. Za każdym razem bez skutku.

Dwa dni temu kursanci kolejny raz zebrali się, by odzyskać pieniądze i dokumenty. Bez nich nie mogą przenieść się do innej szkoły. Niestety, znów nikt do firmy nie przyszedł. W trakcie naszej interwencji pod szkołą, zjawił się doradca właścicielki firmy. Powiedział, że właścicielka jest w szpitalu. Po chwili do szkoły dotarła córka Ewy M. - pani Agnieszka. Kobieta obiecała oddać dokumenty byłym kursantom.

Działalność, jaką prowadziła Ewa M. może kontrolować starosta. Niestety, w ograniczony sposób. Na szczęście działalnością firmy wnikliwiej przygląda się już prokuratura. Czy poszkodowanym uda się odzyskać pieniądze? Wielu kursantów w to wątpi.   

- Właściwość starosty w tym zakresie dotyczy tylko dokumentacji i samego procesu szkolenia. Nie możemy kontrolować dokumentów finansowych ani tego, czy przedsiębiorca jest w porządku wobec służb finansowych – mówi Jarosław Chwiałkowski z Urzędu Miasta w Lodzi.*

* skrót materiały

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl