Szkoła pod specjalną ochroną

Wyższa Szkoła Menedżerska w Legnicy to uczelnia wyjątkowa. Jej władze miesiącami nie wydają studentom należnych im dokumentów, a nawet pobierają opłaty rekrutacyjne za kierunki, które nie powstają. W dodatku, by zapewnić sobie święty spokój, wynajęły całodobową ochronę, która pilnie strzeże wejścia do szkoły.

O skuteczności ochrony wielokrotnie przekonała się pani Natalia. Kobieta w 2009 roku skończyła studia licencjackie. Swoją edukację postanowiła kontynuować w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Legnicy.

- Na pierwszym semestrze było dobrze, podobało mi się, zajęcia odbywały się normalne. Na drugim semestrze przyjeżdżaliśmy do Legnicy na darmo, ponieważ zajęcia nie odbywały się. Niektórzy pokonywali 100-200 kilometrów tylko po to, żeby zapisać się na listę obecności i z powrotem do domu, a płaciło się normalnie – opowiada Natalia Łoś-Silwanowicz, która czuje się poszkodowana przez Wyższą Szkołę Menedżerską w Legnicy.

Pani Natalia postanowiła dokończyć studia na innej uczelni. W lutym złożyła do Wyższej Szkoły Menedżerskiej podanie o rezygnację ze studiów i rozpoczęła próby odzyskania swoich dokumentów.

- W dziekanacie pani powiedziała mi, żebym przyjechała innym razem po swoje dokumenty, ponieważ coś dziekan musi podbić. Dwa tygodnie później usłyszałam, że nie ma odpowiedniej osoby, żeby mi wydać dokumenty i mam dowiadywać się telefonicznie, kiedy mogę przyjechać następnym razem – opowiada pani Natalia.

Dziś kobieta ma już napisaną pracę magisterską w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu. Mogłaby się bronić na nowej uczelni, ale, mimo iż od jej rezygnacji ze studiów mija siódmy miesiąc, problem z wydobyciem dokumentów wciąż trwa.

- Pani Natalia została przyjęta do nas na IV semestr studiów, przenosiła się do nas z Wyższej Szkoły Menedżerskiej i w tej chwili planuje podejść do obrony. Natomiast w jej dokumentacji wciąż brakuje dwóch dokumentów: świadectwa dojrzałości i świadectwa ukończenia szkoły średniej. Pani Natalia do tej pory nie otrzymała ich z poprzedniej uczelni. Nawet próbowaliśmy w jej imieniu zwrócić się do uczelni z prośbą o wydanie tych dokumentów, ale również spotkaliśmy się z odmową – mówi Paweł Bandura, kierownik dziekanatu Wydziału Nauk Pedagogicznych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu.

W ubiegły czwartek pani Natalia po raz kolejny przyjechała do Legnicy, by spróbować odebrać swoje dokumenty. Efekt? Ten sam, co zwykle...

- Przyjechałam dzisiaj po raz kolejny, pokonałam 200 kilometrów na darmo, bo dalej nie otrzymałam swoich dokumentów. Nie wiem, co w tej sytuacji zrobić – mówi.

Próbowaliśmy zatem z kamerą zapytać w imieniu pani Natalii, co dzieje się z jej dokumentami. Okazało się jednak, że do szkoły wejść nie mogliśmy, bo wejścia strzegli ochroniarze. Wyjaśnień nie było. Za to po chwili pojawił się jeszcze jeden patrol, który siłą wyprosił naszą ekipę z terenu uczelni.

To jednak nie koniec niespodzianek. Chwilę po wyrzuceniu nas z uczelni, poproszono panią Natalię do dziekanatu… Kobieta otrzymała tak długo wyczekiwane dokumenty!

- Udało mi się odzyskać swoje dokumenty. Gdyby nie wy, to nigdy bym ich nie otrzymała. Żadne sądy, żadna prokuratura, żadna policja, by mi nie pomogła, telewizja jedynie. Bardzo się cieszę, dziękuję – powiedziała pani Natalia.

Ale to nie koniec! Po kilku godzinach naszego pobytu pod szkołą, przyszedł do nas wysłannik władz szkoły. Zaprosił nas na rozmowę z właścicielem uczelni.

Po dwóch godzinach czekania tym razem niespodzianka czekała na nas. Przedstawiciele uczelni uprzejmie nas przywitali, a właściciel… poinformował na osobności, że się nie wypowie.

Rozmowa z Wacławem Demeckim, właścicielem Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Legnicy.

Wacław Demecki: Ja się chętnie spotkam z telewizją, tylko pani mi podyktuje na piśmie w jakiej sprawie, sprecyzuje pytania i ja na te pytania...
Reporterka: Pytanie jest jedno, dzisiaj byliśmy świadkami sytuacji dosyć nietypowej, studentka, która przyszła…
Wacław Demecki: Nie będę rozmawiał na te tematy z panią.
Reporterka: A z kim?
Wacław Demecki: Będę rozmawiał, jak pani mi sprecyzuje pytania na piśmie.

Przypomnijmy: to nie pierwsza nasza wizyta w Wyższej Szkole Menedżerskiej. W grudniu towarzyszyliśmy innemu studentowi próbującemu odzyskać swoje dokumenty.

- On sterroryzował komisję, zanim nastąpiła obrona, z kanistrem latał. Dzisiaj widziałem, że ma broń, schował ją teraz – mówił wówczas Wacław Demecki, właściciel Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Legnicy.

Oskarżony bezpodstawnie o posiadanie broni student Maciej Wowk przez kilka miesięcy razem ze swymi koleżankami ze studiów nie mógł uzyskać swoich dokumentów. Kiedy kilka tygodni przed naszą wizytą zadzwonił do prorektora, prywatnie syna właścicieli szkoły z pytaniem, kiedy może otrzymać dokumenty, usłyszał coś, co mocno go zdziwiło.

- Proszę wziąć numer konta i zapisać w tytule przelewu: zadośćuczynienie za świństwa wyrządzone Wyższej Szkole Menedżerskiej w Legnicy, która jest sprawiedliwą uczelnią. Wpłacam niniejszym 600 tysięcy złotych, uniżony sługa Maciej Wowk. Wtedy nie ma sprawy – mówił przez telefon Adam Demecki, prorektor WSM w Legnicy.

- To nie za wydanie dyplomu będzie musiał zapłacić tę sumę, tylko za znieważenie naszej uczelni, prosiłbym, żeby to wyartykułować – tłumaczył później prorektor.

Wówczas nie mogący odebrać dokumentów studenci skierowali sprawę do prokuratury. Ta potwierdziła, że studentom nie są wydawane dokumenty, ale sprawę umorzyła.

- Prowadziliśmy postępowanie w sprawie ukrywania dokumentów, usiłowania oszustwa a także przywłaszczenia powierzonego mienia. Trzeba pamiętać, że wszystkie te czyny są to przestępstwa umyślne. Osoba, która je popełnia musi mieć tak zwany zamiar kierunkowy, a zatem musi chcieć ukryć dokumenty, przywłaszczyć pieniądze lub oszukać. Ustaliliśmy, że takie sytuacje nie miały miejsca. Można wyciągnąć taki wniosek, że w szkole panował niedowład organizacyjny, jednak jako przestępstwo potraktować tego nie mogliśmy – tłumaczyła Liliana Łukasiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy.

Szkopuł w tym, że bałagan wciąż na uczelni panuje. Przekonał się o tym pan Mateusz. Po skończonych studiach licencjackich postanowił wraz z kolegami rozpocząć studia w Wyższej Szkole Menedżerskiej. Wybrał pedagogikę ze specjalnością poradnictwo zawodowe.

- Złożyliśmy 150 zł opłaty rekrutacyjnej. Dzwoniliśmy, żeby upewnić się, czy kierunek zostanie otwarty. W poniedziałek powiedziano mi, że będzie otwarty, a we wtorek zadzwonił ktoś inny i usłyszał, że nie ma takiej możliwości, bo jest za mało chętnych. Zadzwoniłem kilka dni później i znów usłyszałem, że kierunek będzie otwarty – opowiada Mateusz Walczak, który czuje się poszkodowany przez Wyższą Szkołę Menedżerską w Legnicy.

Kiedy mężczyzna pojechał do Legnicy, okazało się, że taki kierunek nie zostanie w ogóle utworzony. Niedoszli studenci zażądali zwrotu opłaty rekrutacyjnej. Czekają na nią już rok... *

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl