Szkoła tylko dla Niemców?

Skandal na Opolszczyźnie! Rodzice uczniów Zespołu Przedszkolno-Szkolnego w Kędzierzynie-Koźlu muszą podpisać deklarację o objęciu ich dzieci „nauczaniem języka niemieckiego jako języka mniejszości narodowej w celu podtrzymywania ich tożsamości narodowej”. Ani rodzice, ani dzieci nie czują się Niemcami. Jeśli nie podpiszą, ich dzieci będą musiały zmienić szkołę. Dlaczego, skoro placówka jest publiczna?

- Jesteśmy Polakami, nie czujemy się Niemcami, nie należymy do mniejszości niemieckiej, wobec czego nie możemy podpisać takiej deklaracji – tłumaczy Krzysztof Zachowski, którego dziecko uczęszcza do szkoły.

- Powstała pewna grupa ludzi, która, z tego wszystkiego to wynika, chciała stworzyć czystą rasowo szkołę, tylko dla dzieci o pochodzeniu niemieckim – uważa Grzegorz Peczkis, radny Kędzierzyna-Koźla.

Kiedy kilka lat temu posyłali swoje pociechy do Szkoły Podstawowej nr 13 w Kędzierzynie-Koźlu, byli przekonani, że to świetny wybór. Problemy zaczęły się, gdy w lutym tego roku rodzice dowiedzieli się, że miasto z powodu oszczędności postanowiło zlikwidować szkołę.

- Chcąc temu zapobiec zarząd gminny Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim postanowił utworzyć stowarzyszenie, które miało na celu uratowanie tej szkoły – mówi Róża Kerner, prezes Stowarzyszenia Oświatowego Koźle Rogi.

- Ta szkoła nie była przeznaczona do likwidacji. Została przeznaczona do likwidacji w momencie, kiedy mniejszość niemiecka zgłosiła się do miasta z życzeniem przejęcia tego obiektu, tej placówki oświatowej – twierdzi Krzysztof Zachowski, którego dziecko uczęszcza do szkoły.

Organem prowadzącym szkołę zostało stowarzyszenie Mniejszości Niemieckiej. Pierwszy szok rodzice przeżyli na rozpoczęciu roku szkolnego.

- W trakcie rozpoczęcia roku szkolnego, po odśpiewaniu hymnu polskiego, chór odśpiewał hymn niemiecki – opowiada Edyta Nowak-Jasek, rodzic, który nie chce podpisać deklaracji.

Prawdziwym problemem okazały się jednak deklaracje. Aby dzieci mogły kontynuować naukę, rodzice muszą podpisać wniosek o nauczaniu języka mniejszości.

- Deklaracja brzmi mniej więcej tak: „Proszę o objęcie mojego dziecka nauką języka niemieckiego”. I są trzy opcje do wyboru: jako języka dodatkowego, w nauczaniu dwujęzycznym, bądź jako języka mniejszości narodowej. Ustawa zakłada możliwość wyboru, natomiast w szkole nieakceptowane jest wybranie  innej opcji, niż nauczanie języka mniejszości narodowej. Mamy wybór: albo zabrać dzieci do innej szkoły, albo przyznać nieprawdę, że jesteśmy Niemcami – mówi Krzysztof Zachowski, którego dziecko uczęszcza do szkoły.

- To jest absolutnie nienormalne. To jest kupowanie tożsamości narodowej, tego się inaczej nazwać po prostu nie da – uważa Grzegorz Peczkis, radny Kędzierzyna-Koźla.

Szkoła broni się, że wcześniej też wymagała deklaracji. Zbuntowani rodzice widzą to inaczej. Społeczność szkolna mocno się podzieliła.

- Nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś 4 lata temu podpisał deklarację objęcia dziecka nauką języka niemieckiego, jako języka mniejszości narodowej, a w tej chwili zmienił zdanie. Nie wiem, zmienia mu się świadomość – zastanawia się Róża Kerner, prezes Stowarzyszenia Oświatowego Koźle Rogi.

- Gdy podpisywaliśmy tę deklarację 6 lat temu, to dyrektor powiedziała, że w związku z tym, że to jest szkoła dwujęzyczna, trzeba coś takiego podpisać. Nasza wina, że nie dociekaliśmy, dlaczego mamy to podpisać, przepisy faktycznie o tym mówią – twierdzi Joanna Wójtowicz, rodzic, który nie chce podpisać deklaracji.

- Tak naprawdę czworo rodziców jest przeciwnych deklaracji, natomiast 91 rodziców zgodziło się – mówi Sabina Reszka, dyrektor Publicznego Zespołu Przedszkolno-Szkolnego z nauczaniem w języku polskim i w języku mniejszości.

- Są trzy grupy rodziców. Pierwsza to ci, którzy podpisali deklarację dla świętego spokoju, druga grupa, która się nie zgadza z tą sytuacją i trzecia grupa, która przeniosła swoje dzieci do innych placówek. Ja akurat należę do tej ostatniej grupy – mówi Krzysztof Kulik.

Dzieci, których rodzice nie podpisali deklaracji chodzą do szkoły, ale nie są wpisane do dziennika. Ich rodzice powiadomili o sprawie kuratorium. To wszczęło kontrolę i potępiło działania szkoły.

- Jest to szkoła publiczna i taka interpretacja ( że dzieci, których rodzice nie podpisali deklaracji muszą opuścić szkołę – przyp. red.) jest absolutnie niedopuszczalna, ponieważ łamie zasadę dobrowolności – tłumaczy Halina Bilik, Opolski Kurator Oświaty.

- Smutno mi z tego tytułu. Staraliśmy się uniknąć wszelkich możliwych sposobów, żeby gdziekolwiek prawo oświatowe naruszać. Jesteśmy przekonani, żeśmy go nie naruszyli – uważa Bruno Kosak, prezes Niemieckiego Towarzystwa Oświatowego.

Pytanie: czy szkoła w ogóle powinna zostać zlikwidowana? Już w czerwcu wojewoda unieważnił uchwałę prezydenta miasta. Ten jednak szkołę i tak zlikwidował.

- Wobec tego wojewoda opolski wystąpił do prokuratury z powiadomieniem o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezydenta Kędzierzyna, to znaczy o realizowaniu uchwały, która powinna zostać wstrzymana – mówi Jacek Szopiński, rzecznik Wojewody Opolskiego.

- Szanujemy rozstrzygnięcie wojewody opolskiego, ale się z nim zdecydowanie nie zgadzamy, dlatego też złożyliśmy skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego – odpowiada Halina Damas-Łazowska, szef gabinetu prezydenta miasta Kędzierzyna-Koźla.

- W pewnym momencie miałam już tego po prostu dość i chciałam dziecko zabrać do innej szkoły. Jednak dziecko ze łzami w oczach prosiło, bym tego nie robiła, bo chce zostać ze swoimi kolegami. Dla mnie jego dobro jest najważniejsze – podsumowuje Joanna Wójtowicz, rodzic, który nie chce podpisać deklaracji.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com