250 zł za wyrok
Oszust i leń miał zostać radcą prawnym. Sebastian N. jako aplikant radcowski powinien być nieskazitelnego charakteru. W ramach praktyki mężczyzna miał napisać projekt wyroku i uzasadnienia do sprawy, w której uczestniczył jako widz. Nie dość że wyniósł akta sprawy bez zgody prezesa sądu, to jeszcze zlecił swoje zadanie osobie dorabiającej pisaniem pism procesowych. Zapłacił 250 zł. Podobno takie oszustwa wśród aplikantów to reguła.
- Być może fakt, że te akta zostały wyniesione z sądu, miał wpływ na to, że wyrok zapadł całkowicie odmienny od tego, który miał zapaść - mówi Beata Drewienkowska, prezes firmy, która przegrała proces.
Historia zaczęła się w Sądzie Rejonowym w Lublinie, gdzie jeszcze we wrześniu 2010 roku mieścił się wydział gospodarczy. W nim sędzia Leonarda I. zaprosiła na rozprawę aplikanta radcowskiego Sebastiana N. Po rozprawie zleciła mu napisanie projektu wyroku i uzasadnienia do sprawy, w której uczestniczył jako widz.
- Przekazała akta swojemu aplikantowi. Jest to oczywiście dopuszczalne, można nawet wynieść akta z budynku sądu, tylko musi o tym wiedzieć prezes. Aplikant powinien sam sporządzić takie uzasadnienie lub, jeżeli nie był w stanie, to po prostu zwrócić akta sędziemu - mówi Marcin Chałoński, rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach.
- Akta z sądu muszą być wynoszone w sposób wyjątkowy, pod wyjątkową kontrolą, zawsze za zgodą prezesa. W tym wypadku zgody nie było - informuje Jerzy Rodzik, wiceprezes Sądu Okręgowego w Lublinie.
Na ogłoszenie Joanny S. natrafił Sebastian N. w gazecie. Zadzwonił do niej i umówił się na spotkanie. Joanna S. jeszcze dzisiaj nie potrafi ukryć swojego oburzenia. Kilkanaście lat była pracownikiem sądu okręgowego. Teraz zarabia na życie pisaniem pism procesowych. Mimo wcześniejszej zgody, kobieta nie chce wystąpić przed kamerą.
- Chciałam więcej, a on mi zapłacił 250 złotych. To się pisze dwie godziny czasu. Powiedział, że nie chce być radcą prawnym, że rodzice się na niego uwzięli. Mówił, że chce wyjechać za granicę i tam się rozwijać. Zbulwersował mnie fakt, że on nie miał zielonego pojęcia o tej sprawie. Nie wiedział nic, z prawa handlowego był zielony - opowiada Joanna S.
- „Zachować tajemnice, postępować godnie i uczciwie, kierując się zasadami etyki radcy prawnego i sprawiedliwości”. To jest rota przyrzeczenia, którą wszyscy aplikanci powtarzają na inauguracji pierwszego roku aplikacji - mówi Marek Pawłowski z Okręgowej Izby Radców Prawnych w Lublinie.
Joanna S. wykonała zleconą pracę: napisała wyrok i uzasadnienie. Akta oddała aplikantowi Sebastianowi N. O całej sprawie powiadomiła jednak prezesa Sądu Okręgowego w Lublinie. Mówi, że również dlatego, że wie jakie trudności są z dostaniem się na aplikację.
- Niejeden by chciał się dostać. Obcy człowiek pisze mu uzasadnienie, a on zielonego pojęcia o tym nie ma. Obcej osobie z ulicy dał akta sądowe, które są zastrzeżone, tajne. Nic nie wiedział. Powiedział, że na aplikację dostał się za pieniądze - mówi Joanna S.
Wyrok, który miał napisać Sebastian N. dotyczył sporu między dwiema lubelskimi firmami o zapłatę za wykonaną reklamę. Joanna S. napisała w swoim projekcie wyroku, że całą sprawę należy oddalić. Wyrok w Sądzie Rejonowym w Lublinie zapadł we wrześniu 2010 roku. Sędzia Leonarda I. nakazała jednej z firm zapłacić 66 tysięcy złotych.
- Nie będę się wypowiadać. Ja już nie chcę o tej sprawie myśleć - powiedziała Leonarda I., sędzia Wydziału Gospodarczego Sądu Rejonowego w Lublinie, która przekazała aplikantowi akta sprawy.
Sąd dyscyplinarny nie ukarał sędzi Leonardy I., choć stwierdził jej winę. Sebastian N. został ukarany. Wyrok jest już prawomocny. Sąd dyscyplinarny wydalił go z aplikacji.
- Kara, która została orzeczona wobec pana aplikanta jest karą najwyższą. Nie jest to przypadek częsty, żeby takie kary były orzekane - twierdzi Marek Pawłowski z Okręgowej Izby Radców Prawnych w Lublinie.
- Sąd umorzył warunkowo postępowanie co do pana N. na okres 2 lat próby. Nałożył na niego także świadczenie na cel społeczny. Miał zapłacić 500 złotych na stowarzyszenie na rzecz walki z chorobą Alzheimera. Ten obowiązek już wykonał. Oskarżony oczywiście nie skarżył tego wyroku, bo był to akurat wyrok korzystny dla niego - Marcin Chałoński, rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach.
Usiłujemy się spotkać z Sebastianem N., jednak nikt nie otwiera drzwi jego mieszkania. Telefonu też nie odbiera.
- Na lewo chodzą i piszą sobie uzasadnienia wyroków, płacą za to. Taki jest proceder, tego się nie ukróci - mówi Joanna S.*
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba