Policjanci zabili policjanta?

Policjant Gustaw Gębalski zginął postrzelony w głowę ze swojej broni służbowej. Jego ciało znaleziono na brzegu Wisły. Mężczyzna tropił handlarzy narkotyków. Jego rodzina twierdzi, że w śmierć zamieszani są inni stróże prawa. Ktoś widział partnera Gębalskiego w miejscu późniejszego odnalezienia zwłok. Inni policjanci fałszowali dokumentację żuka, którym ofiara poruszała się w dniu zabójstwa.

- Mnie się wydaje, że jakby to był cywil, to już dawno by to wyszło. A że w to zamieszana jest policja, to nie wyjdzie tak prędko - uważa Sebastian Gębalski, syn zamordowanego policjanta.

Gustaw Gębalski miał 38 lat. Był policjantem. Pracował w komisariacie w Gorzycach – małym miasteczku koło Sandomierza. Zajmował się przestępczością narkotykową. W okolicy znali go właściwie wszyscy.

Jest sobota 18 września 1999 roku. Gębalski ma akurat dzień wolny. Mimo to, wstaje wcześnie rano. Przed siódmą wychodzi z domu i idzie na komisariat. Ma wrócić najpóźniej za dwie godziny.            

- Po ósmej dostałam telefon, że znaleźli żuka, ale nie ma męża w środku, coś się stało - opowiada Henryka Gębalska, żona zamordowanego policjanta.

- Było dziwne, że policjanci dochodzili do pewnego miejsca na wale i wracali się. 8 godzin poszukiwań, a wszystko było widać z mostu - mówi Sebastian Gębalski, syn zamordowanego policjanta.

- Chmara policjantów chodziła i deptała. Zachowywali się jak dzieci w przedszkolu, a nie jak policjanci - dodaje Jerzy Mielniczuk , dziennikarz „Super Nowości”.

Po ośmiu godzinach od zaginięcia, idący mostem wędkarz zauważył leżące na brzegu Wisły zwłoki. Okazało się, że to pan Gustaw. Zginął od strzału w głowę ze swojej służbowej broni. Rozpoczyna się śledztwo i gorączkowe poszukiwanie sprawców. Dochodzenie szybko zaczyna jednak przybierać coraz dziwniejszy obrót.

- Tak się stało niefortunnie, że ten żuk przed dokonaniem oględzin został przestawiony. W nim mogły być ślady mordercy. To był błąd - mówi Krzysztof Głuszak z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.

- Zacierali ślady, bo sami tego dokonali! Innej możliwości nie ma. Było wiadomo, że oni handlowali narkotykami - uważa Wacław Gębalski, brat zamordowanego policjanta .

- Ojciec chciał to wykryć - dodaje Sebastian Gębalski.

Badania śladów wykazały, że do zabójstwa pana Gustawa nie doszło nad rzeką. Do wody mężczyzna został wrzucony już martwy. Jeden ze świadków zeznał, że tego ranka widział, jak ktoś wiezie go policyjnym Żukiem. Siedział na miejscu pasażera. Samochód pędził jednak zbyt szybko, aby można było dojrzeć kierowcę.

W czasie gdy doszło do zbrodni, w pobliżu rzeki widziany był Jerzy R. – policjant z Gorzyc, najbliższy współpracownik pana Gustawa. Dwoje świadków widziało go stojącego na moście. Oficjalnie pojawił się tam dopiero kilka godzin później.

- Nie będę rozmawiał na ten temat. Rozmawiałem przez 10 lat - powiedział Jerzy R.

- Widziałam go tam, był z jakimś drugim. Szli i patrzyli, rozglądali się - twierdzi mieszkanka Zalesia Gorzyckiego.

- Po miesiącu od zabójstwa przyszedł kolega męża, Andrzej S. Był pijany i powiedział do mnie, że dobrze wie, kto to zrobił, że to wyjdzie, że to był policjant - mówi Henryka Gębalska, żona zamordowanego policjanta.

- Ja tego nie pamiętam, nic o tym nie wiem - powiedział Andrzej S., który dziś jest komendantem komisariatu w Gorzycach..

Kilka dni po zabójstwie Gębalskiego na jaw wyszły kolejne nieprawidłowości. Okazało się, że policjanci z Gorzyc sfałszowali dokumentację Żuka, którym pan Gustaw poruszał się feralnego dnia. Chodziło o rejestr kilometrów i miejsc, które odwiedzali w tym czasie poszczególni funkcjonariusze. Nie wiadomo, co i dlaczego aż tak bardzo chcieli ukryć.

- Patrząc z zewnątrz, to rodzi pytania, ja sobie zdaję z tego sprawę. Ja nigdy policjantów nie posądzałem o jakikolwiek związek z tym zdarzeniem - mówi Krzysztof D., były komendant komisariatu w Gorzycach.

W 2008 roku czterech policjantów z Gorzyc zostało skazanych za fałszywe zeznania i poświadczanie nieprawdy w dokumentach. Żadnego z nich nie udało się jednak oskarżyć o udział w zabójstwie. Sąd uznał też, że nie ma dowodów, aby Jerzy R. był w tym czasie na miejscu zbrodni.

- Wydaje mi się, że szansa złapania mordercy jest niewielka. Chociaż wykluczyć nie można, że ktoś, coś powie lub wskaże jakieś nowe dowody - dodaje Krzysztof Głuszak z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl