Kiedyś policjant, dziś podpalacz?

Marek D. kradnie i podpala – mówią mieszkańcy Sulejowa w Łódzkiem. Były policjant jest podejrzany o spalenie stodoły siostry swojej żony. Mężczyzna przyznał się do wszystkiego, a teraz twierdzi, że zrobił to, bo chciał wyjść z aresztu. Jego sąsiedzi mówią, że im grozi i kradnie.

Tylko zgliszcza pozostały z drewnianej stodoły Anny Mamrot z Sulejowa w Łódzkiem. Pożar wybuchł w nocy.

- Żona krzyknęła, że pali się. Zdążyłem tylko wyjechać autobusem. Pilnowaliśmy, żeby ogień nie przeniósł się na nasze budynki – opowiada Wojciech Kałuziński, właściciel sąsiedniej posesji.

- Spłonęła stodoła, drewniana szopa, rozrzutnik, wóz drewniany i zboże. Straty zostały oszacowane na 56 tysięcy złotych – mówi Anna Mamrot, poszkodowana.

Prawdziwa bomba miała jednak dopiero wybuchnąć, bo cztery dni po pożarze policjanci znaleźli, według nich, sprawcę podpalenia. Okazał się nim ich były kolega Marek D. Byłego policjanta wydała jego żona, Magdalena, która jest siostrą poszkodowanej.

- Zatrzymano moją siostrę i ona wydała swojego męża, a on się przyznał. Nie wiem, dlaczego to zrobił. Może dlatego, że na mnie ten spadek matka przepisała. Może on czuje, że siostra jest pokrzywdzona – zastanawia się Anna Mamrot.

- Ja byłam cztery godziny nękana na komisariacie. Miałam powiedziane przez jednego z policjantów: „Przyznajesz się k... czy nie, bo ci zaraz prz… - twierdzi Magdalena D.

- Ja niczym nie podpaliłem. W prokuraturze się przyznałem, chodziło mi o to, żeby mnie wypuścili, bo ja już trzy doby siedziałem – przekonuje Marek D., były policjant.

Sprawą podpalenia zajęła się Prokuratura Rejonowa w Piotrkowie Trybunalskim. Choć nie musiała, gdyż były policjant Marek D. może tam mieć znajomych. Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie nie chciał wypowiadać się w tej sprawie.

-  Nie potrafię w tej chwili powiedzieć dlaczego nie doszło do wyłączenia, ale pan D. od dobrych kilku lat nie jest funkcjonariuszem policji.
Jeżeli miałabym wypowiadać się, dlaczego prowadzimy to postępowanie, czy nie po to, żeby jakieś matactwo robić, to ja nie wiem czy jest sens – powiedziała przedstawicielka Prokuratury Rejonowej w Piotrkowie Trybunalskim.

- Ta sprawa powinna być przeniesiona do niezależnej prokuratury. Niezależni funkcjonariusze i niezależny, niezawisły sąd powinien się takimi sprawami zajmować. Nie może być takiej sytuacji, bo to patologia, że tam gdzie funkcjonariusz mieszka i pracuje, tam jednostka policji mu prowadzi postępowanie, a prokuratura nadzoruje. To jest karygodne – ocenia były policjant.

Sąsiedzi uważają, że były policjant Marek D. powinien trafić do aresztu, bo, według nich, nadal nie jest prawym obywatelem. 

- Przyłapano go na kradzieży węgla, była interwencja policji i węgiel został znaleziony. Pan D. powiedział, że nie posiada żadnego drzewa i węgla, a leżało w komórce. Grozi, że ma broń i zrobi porządek ze mną, z moją żoną i dzieckiem. To się powiela co dwa-trzy dni. Obawiam się, że te groźby mogą się spełnić. Do tej kradzieży był spokój. Minął miesiąc i ukradł piec. Byłem tego świadkiem – opowiada Krzysztof Marzec, sąsiad.

- To jej mąż straszył, że mnie zabije. Nawet złożyłem zawiadomienie na policję, miałem łeb rozbity przez niego – mówi Marek D., były policjant.

Były policjant Marek D. nie zgodził się na wystąpienie przed kamerą. Powiedział nam, że ze względów zdrowotnych.

- Leczę się psychiatrycznie od 2000 roku, to nerwica depresyjno-lękowa – powiedział Marek D.

- Jeżeli na służbie się pije alkohol… Przecież widać go było jadącego rowerem na tę służbę. Pod wpływem alkoholu rowerkiem sobie jeździł – mówi Anna Mamrot, poszkodowana

- Nieraz chodził po rynku i czuć było alkohol. Każdy wiedział, że pił. Podejrzewam, że ktoś go chronił, bo zwykły policjant by się nie utrzymał – dodaje Wojciech Kałuziński, sąsiad Marka D.

- Tak, zdarzało mi się, w pracy piłem – przyznaje Marek D.*

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl