Niechciany w rodzinnym domu
Ze strachu pan Czesław całymi dniami koczuje w komórce sąsiada. Do mieszkania wraca jedynie na noc. Opowiada, że jest bity, zastraszany i wyzywany przez syna i jego rodzinę. 82-letni mężczyzna podarował synowi dom i ziemię w zamian za dożywotnie zajmowanie dwóch pokoi z kuchnią. Dziś nie ma w nich prądu i wody. Opieka społeczna problem widzi, ale… boi się rodziny staruszka.
- Ten syn jest ciężki, a synowa to już jest… Boje się, dlatego nie chodzę do nich sama - mówi Elżbieta Ćwikła z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kamienniku.
- Syn złapał mnie i chciał uderzyć. Gdybym gazu nie nosił, to już bym nie żył – twierdzi pan Czesław.
Pan Czesław ma osiemdziesiąt dwa lata. Do wsi Karłowice Małe niedaleko Nysy trafił z rodzicami 65 lat temu. Życie po wojnie zaczęło się układać. Pan Czesław ożenił się, urodziła się mu córka i syn. Niestety, kiedy dzieci były małe, żona zmarła. Sam więc je wychowywał.
- Kupiłem motor i woziłem je do przedszkola, szkoły. Dało radę i jeszcze przez czterdzieści lat sołtysem byłem – mówi pan Czesław.
Mężczyzna pracował w gospodarstwie rolnym z rodziną. Trzydzieści cztery lata temu przepisał mu je ojciec. Z kolei czternaście lat temu, staruszek
w darowiźnie przekazał dom i gospodarstwo swojemu synowi w zamian za dożywotnie zajmowanie dwóch pokoi z kuchnią. Niestety, od tego momentu życie pana Czesława stało się koszmarem.
- To jest tragedia, widziałam jak wnuk i synowa rzucali w niego kamieniami, był pobity. Raz widzieliśmy z mężem, jak leżał na wznak obok roweru – opowiada pani Anna, sąsiadka pana Czesława.
- On stał ze mną na drodze i rozmawiał, ci państwo lżyli na podwórku. Nie chcę mówić, jakimi słowami, bo kobiecie nie przystoi. Robili to przy mnie i ludziach, którzy pracowali przy wycince krzaków. Nie wiem, jak można temu człowiekowi pomóc – mówi Urszula Urbańczyk, sołtys wsi Karłowice Małe.
Przez kilkanaście lat wsparciem dla pana Czesława był osierocony wnuczek. Pan Czesław opiekował się nim po śmierci córki i zięcia, którzy ponad trzydzieści lat temu zginęli w wypadku samochodowym. Niestety, syn pana Czesława wyrzucił siostrzeńca z domu.
- Co zrobić, co zrobić... Jakby była możliwość dogadania się… Ja nie mam tam spokoju – mówi pan Czesław.
Mężczyzna został sam. Dzieli dom z synem i jego rodziną. Staruszek mieszka jednak w dramatycznych warunkach. Nie ma prądu i wody. Jak twierdzi, rodzina nieustannie się nad nim znęca.
- Pani, tam krzyk, jak ona tylko wstanie. Pod drzwi przychodzi i wyzywa, cały czas. Ja codziennie byłem jakąś gnojowicą, szambem oblewany. Cegłą mnie uderzono – twierdzi pan Czesław.
To fragment nagrania, na którym słyszymy synową pana Czesława:
„Śmierdzielu, poszedł stąd, łysy sk…nu, sp…j stąd”.
- Obowiązkiem nie tylko sumienia, ale i prawa jest opiekować się ojcem. Nie wyobrażam sobie, żeby ten człowiek leżał chory i nikt mu nie pomógł, a do tego może dojść. Nikt z sąsiadów nie będzie wiedział, że umarł – mówi pani Anna, sąsiadka pana Czesława.
W obawie o swoje życie, w ciągu dnia pan Czesław ucieka do komórki sąsiada. Mężczyzna twierdzi, że kiedy wraca na noc do domu, dojście do jego mieszkania jest zasypywane, by nie mógł się do niego dostać.
Próbowaliśmy wejść do mieszkania pana Czesława oraz porozmawiać z jego synem. Ten jednak odmówił komentarza i zaatakował kamerę. Kolejnego dnia znów staraliśmy się dostać do mieszkania staruszka. Niestety, sytuacja się powtórzyła. Co więcej, w trakcie realizacji reportażu obelgami ze strony wnuczka zostajemy obrzuceni także i my.
- W d… se wsadź ch… tę trąbę. P…le j…ny – wykrzykiwał.
Po kilkunastu minutach na miejscu zjawia się policja wezwana przez rodzinę pana Czesława. Funkcjonariusze pouczyli wszystkich i odjechali. Wszyscy pozostają bezradni wobec dramatu pana Czesława. Sąsiedzi, którzy wspierają staruszka, obawiają się o jego życie.
- Nikt temu człowiekowi nie potrafi pomoc. Później będzie, że sąsiedzi wiedzieli, a stała się tragedia. Cała wieś jest bezsilna, wszyscy wiedzą, a nikt nie reaguje, łącznie z policją – mówi pani Anna, sąsiadka pana Czesława.
- Najbardziej żałuję, że przekazałem mu mieszkanie, mogłem tylko ziemię oddać. No, ale człowiek nie jest nieomylny – podsumowuje pan Czesław.*
* skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz