Tu rządzi spółdzielnia

Wojciech Marusza wynajął od Śródmiejskiej Spółdzielni Mieszkaniowej zdewastowany lokal w ścisłym centrum Warszawy i za milion złotych stworzył w nim nowoczesne centrum medyczne. Gdy to zrobił, spółdzielnia… wypowiedziała mu umowę i odcięła wodę. I choć władze spółdzielni przegrały sprawę w sądzie, to nie poniosą odpowiedzialności, bo nikomu nie podlegają.

Wojciech Marusza jest specjalistą medycyny estetycznej i chorób wewnętrznych. W 2008 roku postanowił otworzyć w centrum Warszawy nowoczesne centrum medyczne. Wynajął duży lokal od Śródmiejskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

- To była rudera, instalacja elektryczna groziła w każdej chwili pożarem. Podłoga była nierówna, popękana, betonowa. To był po prostu śmietnik.
Dopóki budowałem, dopóty prezes, reprezentująca go żona i kierownik osiedla byli moimi najserdeczniejszymi przyjaciółmi. Dzień, w którym skończyłem budowę, zakończył przyjaźń – opowiada dr Wojciech Marusza.

- Na początku zastanawiałem się, jak z czegoś takiego można zrobić klinikę? Wszystkie ściany były robione od podstaw, cała elektryka, przewody teleinformatyczne, wszystko było robione od początku – dodaje Mariusz Lewiński, wykonawca remontu budynku.

Doktor Marusza zainwestował w remont ponad milion złotych. W umowie znalazł się zapis, że jeśli spółdzielnia wypowie ją w ciągu 10 lat, będzie musiała zapłacić lekarzowi dwukrotność poniesionych przez niego kosztów. Dlatego doktor Marusza bardzo się zdziwił, kiedy dwa tygodnie po rozpoczęciu działalności otrzymał ze spółdzielni wypowiedzenie.

- Spółdzielnia dwukrotnie próbowała wypowiedzieć klinice umowę. Pierwszy raz ze względu na niepłacenie czynszu i dewastację lokalu, drugi raz twierdząc, że klinika nie korzysta prawidłowo z pomieszczeń – informuje Maja Smoderek, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie.

- W umowie były ściśle określone przyczyny, z powodu których można wypowiedzieć umowę. Te przyczyny nigdy nie zaistniały, one były wymyślone, oderwane od umowy – twierdzi Joanna Brylak, pełnomocnik kliniki.

- Dostaję pismo, że wypowiedzenie nabrało mocy prawnej. Pytam: które? I nie dostaję odpowiedzi. Potem dostaję pismo, że ponieważ bezumownie korzystam z lokalu, bo nie płacę czynszu, a płacę go regularnie, to oni odcinają mi wodę – opowiada dr Wojciech Marusza.

Przedsiębiorca oddał sprawę do sądu. Ten stwierdził, że działania spółdzielni są niezgodne z prawem.

- Sąd wydał wyrok, w którym stwierdził, że wypowiedzenie umowy najmu jest bezskuteczne. Postępowanie spółdzielni ocenił jako nieprawidłowe i nakazał spółdzielni dostarczać wodę i inne media – informuje Maja Smoderek, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie.

- Na ostatnim procesie pan S. powiedział, że jego wyroki sądu nie interesują. Dla niego ważniejsze jest, co mówi zarząd i to są realia – mówi dr Wojciech Marusza.

Dopiero po naszej interwencji woda w lokalu została podłączona. Problem nie do końca został jednak rozwiązany.

- Chociaż spółdzielnia w części zrealizowała to postanowienie sądu, to wody nie ma w całości obiektu – mówi Joanna Brylak, pełnomocnik kliniki.

- Nie jestem wpuszczany na teren śródmiejskiej spółdzielni mieszkaniowej. Drzwi przede mną są zamykane, a korespondencja, którą do nich kieruję, jest odsyłana – dodaje dr Wojciech Marusza.

Próbowaliśmy umówić się na spotkanie z Krystyną R., prezesem zarządu Śródmiejskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Mimo kilku prób, okazało się to niemożliwe.

- Plan pani Krystyny R. był taki, że przejmie ten lokal bez jakiegokolwiek nakładu ze swojej strony i to będzie jej czysty zysk – uważa dr Wojciech Marusza.

Osoby zarządzające Śródmiejską Spółdzielnią Mieszkaniową czują się bezkarne. Być może dlatego, że zgodnie z prawem nikt nie ma prawa kontrolować działań spółdzielni.

- W prawie spółdzielczym zapisane jest, że majątek spółdzielni jest prywatną własnością spółdzielców, więc wyłączono nadzór Najwyższej Izby Kontroli, jakikolwiek nadzór. W tej chwili w Sejmie są dwa projekty ustaw. Gdy te przepisy wejdą w życie, nie pozwolą na takie działania – mówi Lidia Staroń, posłanka Platformy Obywatelskiej.

- Osoby, które chciały wystartować w wyborach do władz spółdzielni, nie zostały wpuszczone na salę. Mamy do czynienia z absurdem. Jeśli to ma być
Polska XXI wieku, to warto to nagłośnić i powiedzieć wszystkim: nie róbcie tu interesów, wyjedźcie, niech się cwaniacy utrzymują sami – podsumowuje dr Wojciech Marusza.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl