Restauracja go zniszczyła

Firma budowlana z Rybnika tak wyremontowała kamienicę, że zamknął ją nadzór budowlany. Lista zaniedbań jest długa, m.in. budynek nie stoi na fundamentach. Sprawa trafiła do sądu, a ten zdecydował, że właściciel musi za remont zapłacić. Biegła sądowa nie dopatrzyła się bowiem zaniedbań.

 
Kamienica w centrum Rybnika. Tu w 1996 roku pan Jerzy Szwedka postanowił zrealizować marzenie życia i w należącym do rodziny budynku otworzyć restaurację. Do remontu wynajął jedną z rybnickich firm budowlanych. Problemy pojawiły się, gdy dwa lata później doszło do odbioru.

- Chodziło o niewykonanie stropu, schodów było też mniej, a pomieszczenia były zaniżone – opowiada Jerzy Szwedka. 

Ponieważ pan Szwedka za fuszerkę zapłacić nie chciał, firma budowlana oddała sprawę do sądu. Sąd powołał biegłą, która miała orzec, czy budowa jest wykonana w sposób prawidłowy.

- Przyszła do restauracji i zapytała, co tu jest złego zrobionego, a co dobrego. Odpowiedziałem, że nie znam się na tym. Nie pofatygowała się nawet wziąć metra – twierdzi Jerzy Szwedka.

- Zdaniem biegłej firma budowlana wykonała wszystko zgodnie z projektem i prawem budowlanym. W związku z tym sąd nie miał innego wyjścia, jak podzielić opinię biegłego, i uznać, że wykonawcy należy się wynagrodzenie – dodaje Lech Obara, pełnomocnik Jerzego Szwedki.

Pan Jerzy, by spłacić dług, restaurację otworzył. Miejsce tętniło życiem. Niestety, wkrótce dokonał szokującego odkrycia...

- Okazało się, że ściany nośne są postawione na piachu, a ławy fundamentowe były obok ściany nośnej – mówi restaurator.

Aby potwierdzić swoje przypuszczenia, pan Jerzy powołał rzeczoznawcę. Lista wyliczonych przez niego usterek jest długa.

- Ścian nie posadowiono na fundamentach. Fundamenty wykonano, ale nic na nich nie stoi. Zbrojenie stropów wykonano tak skandalicznie, że w wielu belkach, wielu żebrach brakuje zbrojenia  - wylicza Piotr Kasperkiewicz, rzeczoznawca budowlany i biegły sądowy.

- Wkroczył nadzór budowlany i wszystko się potwierdziło. Nadzór zabronił użytkowania budynku, restaurację trzeba było zamknąć – dodaje Lech Obara, pełnomocnik Jerzego Szwedki.

Z opinią miażdżącą ustalenia biegłej Ireny K., pan Jerzy poszedł w grudniu 2006 roku do prokuratury. Był przekonany, że biegła opinię sfałszowała.

- Przeprowadzone czynności dowodowe nie potwierdziły tego faktu i wobec braku znamion czynu zabronionego, postępowanie zostało prawomocnie umorzone. Żeby uznać, że biegły, wydając opinię, dopuścił się przestępstwa, należy mu udowodnić, że w sposób świadomy podał nieprawdziwe fakty, że działał z pełną premedytacją – informuje Jacek Sławik z Prokuratury Rejonowej w Rybniku.

- Po zapoznaniu się z opinią biegłej sądowej poczułem ogromny niesmak i zażenowanie, że można było taką kłamliwą opinię napisać – mówi Piotr Kasperkiewicz, rzeczoznawca budowlany i biegły sądowy.

- Wszyscy jednym głosem mówią, że wszystko jest dobrze, a dziwnym trafem nikt nie sprawdził ani jednego mojego dowodu – mówi Jerzy Szwedka.

Po umorzeniu sprawy przez prokuraturę pan Szwedka chciał się odwołać, ale nie mógł, bo w świetle prawa... nie jest poszkodowanym. O pomoc poprosił stowarzyszenie Stop Wyzyskowi. To złożyło zażalenie. Skutek? 28 lutego sprawę wszczęto, a 2 marca... umorzono!

- Prokuratura wszczęła postępowanie w poniedziałek, by w środę umorzyć. Praktycznie nic nie zrobiła. Wykazała, że drwi sobie z sądu, z pana Szwedki i ze swoich obowiązków – ocenia Lech Obara, pełnomocnik Jerzego Szwedki.

- Chodzi o kompletność materiału dowodowego. Jeżeli prokurator dysponował kompletnym materiałem dowodowym, analizował przecież ten materiał wydając decyzję o odmowie wszczęcia postępowania, to w krótkim czasie pamiętał i miał na uwadze wszystkie argumenty, które podnosił w tamtej decyzji – tłumaczy Jacek Sławik z Prokuratury Rejonowej w Rybniku.

Dziś po restauracji został tylko szyld. Ani szef firmy budowlanej, ani pani biegła nie mają sobie nic do zarzucenia.

- Budynek jest zbudowany zgodnie z obowiązującymi przepisami. Sprawa zakończyła się prawomocnym wyrokiem sądowym, tyle można powiedzieć – powiedział właściciel firmy budowlanej.

- W tej sprawie toczy się postępowanie sądowe, nie chcę na ten temat rozmawiać – usłyszeliśmy od Ireny K.

Dziś pan Jerzy wciąż spłaca firmą budowlaną – odsetki od wyroku sięgnęły bowiem 1 250 000 zł. Restaurację i stojący obok niej drugi budynek, zlicytowano. Mężczyzna walczy w sądzie cywilnym o odszkodowanie. Ale już po pierwszej rozprawie spodziewa się, jakie będzie rozstrzygnięcie.

- Spotkała nas wielka niespodzianka. Sąd oddalił wszystkie nasze wnioski dowodowe, a więc nie chce przyjąć decyzji wojewody, nadzoru budowlanego, jakichkolwiek dokumentów wskazujących, że biegła wydała fałszywą opinię – mówi Lech Obara, pełnomocnik pana Jerzego.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl