Śpią w samochodzie
Na ulicy z żoną i dzieckiem. Siostra pana Stefana z dnia na dzień wyrzuciła go z rodziną z mieszkania, w którym żyli od 8 lat. Pierwsze noce Malczykowie przetrwali w samochodzie, bo żaden ośrodek w stolicy nie był ich w stanie przyjąć! Miejsc jest niewiele i tylko dla matek z dziećmi. Panu Stefanowi została noclegownia, z dala od najbliższych.
- Człowiek psa tak nie traktuje, jak ich potraktowano, małżeństwo z dzieckiem – mówi Anna Galas, znajoma Stefana i Natalii.
Pani Natalia ma 36 lat, pan Stefan 51 lat. Pobrali się 11 lat temu i wspólnie wychowują 9-letnią córkę Małgosię. Ponad 8 lat temu siostra pana Stefana poprosiła go, aby zaopiekował się jej mieszkaniem komunalnym, bo wyjeżdżała za granicę.
- Siostra kiedyś dostała mieszkanie, jak jeszcze nie była mężatką. Wyremontowała je, pomieszkała przez 2-3 miesiące i wyjechała z mężem na placówkę za granicę – opowiada Stefan Malczyk.
- Natalia i Stefan pracowali, nigdy nie chodzili i nie pożyczali pieniędzy, wręcz przeciwnie, zazwyczaj słyszałam, jak to do nich pukali. Różnie w życiu bywa, gdy na chleb brakowało, to pożyczali – opowiada Anna Galas, była sąsiadka Natalii i Stefana Maczyków.
Rodzina spokojnie mieszkała, opłacała rachunki i cały czas składała wnioski o własne lokum, bo zdawała sobie sprawę, że nie jest w swoim mieszkaniu. To, co wydarzyło się 5 września tego roku, było dla Malczyków szokiem. Siostra pana Stefana wróciła z zagranicy i kazała im opuścić mieszkanie w ciągu 1 dnia.
- Wróciłam z pracy o godzinie 17, odebrałam dziecko ze szkoły i okazało się, że mamy czas do rana, niecałe 15 godzin do spakowania – opowiada Natalia Malczyk.
- Kazała im się wynosić, twierdziła, że oddaje to mieszkanie miastu, bo nie jest jej potrzebne – mówi Piotr Ikonowicz z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej
- Wiem, że ma jeszcze trzypokojowe mieszkanie na Targówku – dodaje Stefan Malczyk.
Udało nam się dodzwonić do siostry pana Stefana.
- To jest moje mieszkanie, niech on się odczepi od niego. Nie umieją sobie załatwić. Ja byłam za granicą, oni pilnowali mi mieszkania i zadłużyli je – powiedziała kobieta.
- Mieszkanie nie jest na dzień dzisiejszy zadłużone, a przez ostatnie lata opłaty były uiszczane regularnie i w pełnych kwotach – zapewnia jednak Barbara Dżugaj, rzeczniczka Urzędu Dzielnicy Praga-Północ w Warszawie.
- Zażądała od nas kluczy. Nie chcieliśmy się z nią przepychać i oddaliśmy wszystko – mówi Natalia Malczyk.
Małżeństwo z dnia na dzień zostało na ulicy razem z dzieckiem. W pośpiechu wyniosło tylko ubrania. Kilka nocy spędziło w samochodzie, potem, na chwilę, pomogli sąsiedzi…
- Byłam w szoku. Sami z dzieckiem w samochodzie, było zimno. Powiedziałam, że mogę ich przygarnąć, bo szkoda dziecka. Oni by sobie poradzili, ale dziecko! Spaliśmy w jednym pokoiku na podłodze. Oni i nasza czwórka, czyli w sumie siedem osób– opowiada Anna Galas, znajoma Stefana i Natalii.
- To jest piwnica, którą użyczyła nam taka jedna pani. Możemy przechować w niej swoje rzeczy, bo nie mamy gdzie ich trzymać. Mebli nie zabraliśmy, zostały też łóżko, wersalki i lodówka – mówi małżeństwo.
Razem z rodziną jeszcze raz odwiedziliśmy ich dawne mieszkanie. Trwał remont.
Pan Stefan: Ale tu nie ma naszych rzeczy! Przecież tu jest pusto.
Reporterka: A co tu zostało, panie Stefanie?
Stefan: No, my tylko ubrania wynieśliśmy, nawet reszty naszych ciuchów nie ma. Nic nie ma, horror.
Od kilku dni znowu państwo Malczykowie mieszkają w samochodzie. Nie chcieli dłużej nadużywać uprzejmości sąsiadki, bo wspólne mieszkanie na tak małej przestrzeni stawało się dla wszystkich uciążliwe. Całymi dniami jeżdżą szukając ośrodka w Warszawie, gdzie mogliby przenocować całą rodziną. I tu zaczął się ich kolejny koszmar
- Byliśmy w kilku ośrodkach. Nigdzie nie przyjmują pełnej rodziny, tylko matkę z dzieckiem, a mąż ma iść do jakiejś noclegowni. Przenocowałyśmy z córką tak dwie noce, a mąż spał w samochodzie pod ośrodkiem – mówi Natalia Malczyk, żona Stefana.
- Ośrodek znajdował się 20 km od szkoły córki. Na pewno dostałbym jakąś noclegownię na innym końcu miasta. Zostałem, żeby córkę zawieźć rano do szkoły – mówi pan Stefan.
- W Warszawie jest miejsce, gdzie rodziny w tak trudnym położeniu mogą otrzymać pomoc. Jest to Ośrodek Interwencji Kryzysowej przy ulicy 6 Sierpnia. Pomoc otrzyma cała rodzina. Poprzednim razem nie było wystarczającej liczby miejsc, żeby również tata mógł przenocować – mówi Joanna Dolińska-Dobek, pełniąca obowiązki zastępcy dyrektora Biura Pomocy i Projektów Społecznych Urzędu Miasta w Warszawie.
Odwiedziliśmy z ukrytą kamerą warszawskie ośrodki, które mają pomagać rodzinie. Niestety, do żadnego z nich pana Stefana nie przyjęto.
- Byliśmy we wszystkich miejscach, jakie są możliwe w Warszawie. Mnie tylko wskazali noclegownię przy ulicy Hożej. Mnie chodzi przede wszystkim o to, żebym mógł przyjść wieczorem i dać dziecku całusa, przytulić przed snem. Wtedy wiem, że dziecko za mną nie płacze i nie pyta, dlaczego tata jest w samochodzie – mówi pan Stefan.*
* skrót materiału
Reporterka: Małgorzata Frydrych