Samochód marzeń… był kradziony

Kupujesz używany samochód? Sprawdź, czy nie został skradziony. Krzysztof Stefaniuk z Lublina wydał 120 tys. zł na volkswagena Touarega. Zarejestrował go i przez dwa lata cieszył się z jazdy. Do czasu, gdy okazało się, że auto jest kradzione. Pan Krzysztof nie sprawdził tego przed zakupem. Dziś komisu, który sprzedał samochód nie ma. Został za to kredyt zaciągnięty na auto.

- Widzę to auto codziennie, jak jadę do pracy. Stoi i niszczeje – mówi pan Krzysztof.

Krzysztof Stefaniuk z Lublina swój samochód volkswagen Touareg może jedynie oglądać na zdjęciach lub za ogrodzeniem policyjnego parkingu. Na samochód swoich marzeń wziął kredyt - prawie 120 tysięcy złotych.

- Znalazłem samochód przez Internet. Spodobał się, pojechaliśmy z żoną obejrzeć go – wspomina.

W 2009 roku pan Krzysztof kupił samochód w komisie w Gubinie, niedaleko granicy z Niemcami. Auto należało do Niemki. Tak przynajmniej było napisane w dokumentach. Pan Krzysztof zarejestrował je w Lublinie i spokojnie jeździł przez dwa lata.

- Właściciel zapewniał, że wszystko z nim w porządku, że ma legalne papiery, dlatego się skusiłem. Po pewnym czasie zadzwonili policjanci, żebym stawił się u nich i zabrał ze sobą estońskie tablice rejestracyjne. Nie wiedziałem o co chodzi, nie miałem takich. Ja miałem niemieckie dokumenty. Na komendzie dowiedziałem się, że samochód pochodzi z niewiadomego źródła. Albo jest kradziony, albo zaginiony - opowiada pan Krzysztof.

Okazało się, że prawo do samochodu rości estoński bank. Nieważne, że samochód miał niemieckie tablice rejestracyjne. Samochód w lutym panu Krzysztofowi zabrano, bo według prokuratury jest kradziony. Od 9-ciu miesięcy auto stoi na policyjnym parkingu.

- Złożyłem zażalenie do sądu i sad przychylił się do niego. Nakazał prokuraturze ponownie zbadać sprawę – mówi pan Krzysztof.

- Okazało się, że kobieta, która miała sprzedać komisowi samochód w Niemczech nie istnieje. Niemcy stwierdzili, że mamy do czynienia z całkowicie fałszywymi personaliami. Numer VIN samochodu wskazuje, że został skradziony w Estonii – informuje Beata Syk-Jankowska. rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Pan Krzysztof zwrócił się do komisu o zwrot pieniędzy. Jego wezwania do zapłaty pozostały jednak bez odpowiedzi. Sprawdzamy, czy komis samochodowy w Gubinie jeszcze istnieje.

- Pan Robert (właściciel komisu – przy. red.) nie żyje od 9-ciu miesięcy – powiedział znajomy mężczyzny.

- Tego komisu nie ma. Został zlikwidowany jeszcze przed jego śmiercią – dodaje była pracownica Roberta Ż.  

Okazuje się, że pan Krzysztof nie sprawdził wcześniej, czy samochód widnieje w bazie samochodów poszukiwanych. Takiego obowiązku nie ma wydział komunikacji starostwa powiatowego, który samochód rejestruje.

- Zdałem się na wydział komunikacji. Skoro mi go zarejestrował, to wydawało mi się, że jest legalny – mówi pan Krzysztof.

Pan Krzysztof jest w sytuacji bez wyjścia. Nie ma samochodu, a komis, gdzie go kupił już nie istnieje. Do spłacania pozostał jedynie kredyt. Co miesiąc 2500 zł.*

* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl