Strażacy-podpalacze

To mogło skończyć się tragicznie. Strażacy ochotnicy z Objazdy koło Ustki podpalali miejscowe zabudowania. Robili to dla adrenaliny, zabawy i pieniędzy, bo później brali udział w akcji ratunkowej. Wyrządzili straty na blisko 600 tys. zł. Okazuje się, że nigdy nie powinni zakładać munduru, bo nie posiadali uprawnień.

Miejscowość Objazda koło Ustki. Na widok naszej ekipy telewizyjnej agresywnie reaguje strażak miejscowej OSP. Jego brat Mariusz M. wraz z dwoma innymi  strażakami: Radosławem W. i  Robertem K. terroryzował okolicę dokonując pięciu podpaleń. Panu Jarosławowi spalono stodołę, w której znajdował się sprzęt rolniczy.

- To zaczęło się na jesieni 2011 roku. Przez zimę był spokój i znów się zaczęło – opowiada mężczyzna.

- Pomysł powstał, gdy pili alkohol. Jeden wymyślił, że we wsi dawno nie brzmiały sygnały alarmowe. Ci mężczyźni kładli się w strojach strażackich do łóżka i czekali na telefon, bo wiedzieli, że będą mieli sygnał – opowiada Robert Czerwiński, rzecznik Komendanta Miejskiego Policji w Słupsku.

Największe straty poniósł Ryszard Romanowski. Mężczyzna jest komendantem Ochotniczej Straży Pożarnej w gminie sąsiadującej z Ustką. W Objeździe, gdzie dokonywano podpaleń, miał halę magazynową. Spłonęła doszczętnie. Straty z tylko z tego pożaru oszacowano na 320 tysięcy złotych.

- Spłonęło 800 metrów budynku. Jestem strażakiem, ale to inna gmina, ja ich nie znam. Jak się ma świadomość, że strażaka podpalił strażak, to robi się przykro . To jest wynaturzenie, że krzywdzi się innego człowieka – mówi Ryszard Romanowski.

Mariusz M.,  Radosław W. i  Robert K. na miejscu pożarów zawsze pojawiali się jako pierwsi, w pełnym umundurowaniu. To zwróciło uwagę policji. Po ośmiomiesięcznym śledztwie udało się ich zatrzymać. Jak się okazało, na sumieniu mają nie tylko podpalenia.

- Przedstawiono im zarzuty podpalenia i zniszczenia mienia przez podpalenia hal magazynowych, stodoły, budynków i różnego rodzaju pomieszczeń gospodarczych. Oni dodatkowo dokonali włamania, ukradli rozrusznik, olej silnikowy, a nawet ciągnik, którym chcieli sobie pojeździć – mówi Jacek Korycki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku.

Strażacy-podpalacze na portalach społecznościowych prezentują się w mundurach bojowych. Udało nam się porozmawiać z matką jednego z podpalaczy, Mariusza M.:

Matka Mariusza M.: On nie był strażakiem, lekarz go nie dopuścił, bo był chory.
Reporter: To dlaczego biegał do tych pożarów?
Matka Mariusza M.: Bo mój starszy syn jest strażakiem, a on też by chciał. Miał jednak operację na dysk.

- Wszyscy sprawcy podpaleń przyznali się do tego czynu. Wyjaśnili, że robili to w celu późniejszego uczestnictwa w akcji gaśniczej, dla zwiększenia adrenaliny czy też dla… śmiechu – mówi Jacek Korycki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku.

Także pozostała dwójka podpalaczy nie posiadała wymaganych szkoleń. Jednak dowództwo Ochotniczej Straży Pożarnej w Objeździe przyzwalało na łamanie prawa. Notorycznie dopuszczało do akcji ratowniczych osoby, które nie powinny być w ogóle strażakami.

- Brakowało im jakiegoś kursu teoretycznego. Podpalali i czekali na alarm.  Wobec sprawców podpaleń stosowano przez 4 miesiące tymczasowy areszt – dodaje Jacek Korycki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku.

OSP Objazda płaciła strażakom-podpalaczom za każdy alarmowy wyjazd. Otrzymywali po 9 złotych za godzinę akcji ratunkowej, w której brali udział. Trudno więc uwierzyć prezesowi jednostki, że nic nie wiedział o fakcie wysyłania do pożarów osób bez żadnych uprawnień.

- Nie powinni brać udziału w akcjach. W razie wypadku żadne ubezpieczenie nie pomoże. Nie wiem, czemu tak było – mówi Jan Nieścioruk, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Objeździe.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl