800 tysięcy ukradziono w sądzie

Przedsiębiorca z Gdańska został niesłusznie oskarżony o pranie brudnych pieniędzy i oszustwa podatkowe. Jego blisko 2 miliony złotych trafiły do depozytu sądowego. Gdy mężczyznę uniewinniono, wystąpił o ich zwrot. Dostał tylko 1,2 mln zł, bo… depozyt okradziono. I choć po latach złodziej zwrócił resztę kwoty, to zatrzymał ją sąd.

- Od ponad 10 lat tych pieniędzy nie można odzyskać – mówi Piotr Zaleski, niesłusznie oskarżony przez prokuraturę.

Dramatyczna historia 51–letniego Piotra Zaleskiego, przedsiębiorcy z Gdańska, zaczęła się 17 lat temu. Wtedy mężczyzna został oskarżony o pranie brudnych pieniędzy i oszustwa podatkowe przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku.

- Zostałem któregoś dnia napadnięty przez brygadę antyterrorystyczną – opowiada Piotr Zaleski.

Proces mężczyzny zaczął się sześć lat później i zakończył uniewinnieniem. Sąd Najwyższy stwierdził, że nigdy nie można było mężczyźnie postawić takiego zarzutu. Jednak zanim do tego doszło, Piotr Zaleski spędził pół roku w areszcie tymczasowym, gdzie traktowany był jak wyjątkowo groźny przestępca. Przedsiębiorca i jego rodzina przeżyli koszmar.

W trakcie śledztwa prokuratorskiego w kantorze Conti zabezpieczono blisko 2 mln złotych, które trafiły do sądowego depozytu jako dowody w sprawie. Pozbawiona środków firma wkrótce upadła. Po wyrokach uniewinniających Piotr Zaleski i likwidator jego spółki zwrócili się do sądu o zwrot depozytu. Wtedy okazało się, że część pieniędzy zniknęła już w 2001 roku. Firmie oddano w ratach tylko 1,2 mln złotych.

- Do wykradzenia tych 800 tysięcy złotych przyczynił się sekretarz sądowy, który skutecznie podrobił podpisy sędziego, księgowej, wiceprezesa sądu i te pieniądze wraz z jeszcze jedną osobą wyprowadził z sądu – mówi Piotr Zaleski.

- Nie chcę się wypowiadać na ten temat. Do tej pory tego żałuję, nie dlatego, że zostałem skazany, że moja kariera legła w gruzach, zwyczajnie po ludzku – mówi z Bartosz T., były sekretarz sądowy, który ukradł pieniądze z depozytu.

Od tego czasu zapadły już dwa prawomocne postanowienia nakazujące zwrot skradzionego depozytu spółce Conti. Mimo to gdański sąd nie wypłacał pieniędzy tłumacząc się brakiem środków. Ten problem zniknął miesiąc temu.

- 6 listopada mój klient wpłacił do kasy Sądu Rejonowego w Gdańsku całą kwotę, która należała się z tytułu wyrównania szkody, jest to kwota 748 tysięcy złotych – informuje Mariusz Zabłotny, adwokat Zdzisława M., biznesmena, który w porozumieniu z sekretarzem sądowym wyprowadził pieniądze z depozytu sądowego.

Co ciekawe, do tej pory sąd nie miał zastrzeżeń wobec prawomocnych wyroków. Wątpliwości pojawiły się tuż po wpłaceniu pieniędzy na konto sądowe. Wtedy sąd zwrócił się do Prokuratora Generalnego o wniesienie kasacji.

- Po pierwsze chodzi o to, że to są pieniądze i zawsze jest pytanie: czy dowodem w sprawie są pieniądze jako paczka banknotów, czyli ileś banknotów o określonych nominałach, czy to jest suma pieniężna, bo to jest sporne – tłumaczy Rafał Terlecki, wiceprezes Sądu Okręgowego w Gdańsku.

- Dodatkową konsekwencją będą odsetki, o których nikt nie chce pamiętać, a jest to kwota 8-10 tysięcy miesięcznie – podkreśla Marek Kowalski, adwokat Piotra Zaleskiego.

- Te odsetki nie będą wypłacane z kieszeni osób, które utrudniają wypłacenie tych pieniędzy, tylko będą wypłacane z kieszeni nas wszystkich i na to nie mogę się zgodzić – podsumowuje Piotr Zaleski.*

* skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl