Nie będzie emerytur
Grażyna Pawińska nie dostaje pełnej emerytury, jaką wypracowała, bo zniknęły dokumenty potwierdzające staż jej pracy. Kobieta przez blisko 30 lat była zatrudniona w Zakładach Surowców Ogniotrwałych. Gdy zakład zlikwidowano, dokumentacja pracowników trafiła do firmy Macieja Z. Mężczyzna brał pieniądze za jej przechowywanie. Dziś ślad po nim zaginął.
Pani Grażyna z Trzebini niedaleko Krakowa przez prawie trzydzieści lat pracowała w Zakładach Surowców Ogniotrwałych. Kiedy zakład zmienił właściciela, pani Grażyna została zwolniona.
Pani Grażyna ma sześćdziesiąt jeden lat. Dwa lata temu zbliżała się do wieku emerytalnego. By otrzymać emeryturę zgodną z wypracowanymi latami, musiała dostarczyć do ZUS-u zaświadczenia, potwierdzające jej lata pracy i wysokość zarobków.
Pani Grażyna dowiedziała się, że po likwidacji zakładu dokumenty jej i innych byłych pracowników zostały przekazane prywatnej firmie z Radomska, której właścicielem jest Maciej Z. Kobieta zaczęła starania o swoją dokumentację. Wysyłała do firmy pisma, wielokrotnie dzwoniła pod wskazane numery – bezskutecznie.
Po kilku miesiącach okazało się, że firma zmieniła lokalizację. Właściciel jednak pozostał ten sam. Pani Grażyna znów wysyłała prośby o udostępnienie jej dokumentów. Mijały kolejne miesiące, a kobieta nadal nie dostała żadnej odpowiedzi.
- Ten, kto odebrał mój list polecony, powinien odpisać, że takiego archiwum nie ma – mówi pani Grażyna.
- To są bardzo ważne dokumenty, bez nich pracownicy nie mają jak potwierdzić swoich dochodów wliczanych do emerytury. Czy to nie powinno być ostro obwarowane przepisami? – pyta pani Julita, córka pani Grażyny.
Pani Grażyna szukała informacji i pomocy w Urzędzie Marszałkowskim w Łodzi. Jak poinformowali ją urzędnicy, firmę Macieja Z. z rejestru działalności gospodarczej wykreślili. I to już pięć lat temu!
– W przypadku tej firmy stwierdzono nieprawidłowości dotyczące przechowywania dokumentów i w związku z tym, dla dobra dokumentów, firma została wykreślona. Przedsiębiorca powinien przekazać te dokumenty innej spółce. Jeśli tego nie zrobił, popełnia przestępstwo – mówi Joanna Blewąska, rzecznik Marszałka Województwa Łódzkiego.
- Prokuratura mi odpisała, że dopiero, kiedy go znajdą, mogą mu założyć sprawę. Czekam już 21 miesięcy – denerwuje się pani Grażyna.
Próbujemy sami odnaleźć firmy Macieja Z. Trafiamy pod pierwszy adres.
- To nie istnieje już więcej jak pół roku. Mnóstwo osób tu przychodzi i pyta. Tego człowieka nie widziałam już dawno, tu policja była. Myślą, że w środku są akta, ale nie można ich ruszyć, dopóki nie będzie sprawy. Widziałam, jak wywoził to – powiedziała kobieta, która sąsiadowała z firmą Macieja Z.
Udajemy się do drugiej siedziby firmy, jak się okazuje Maciej Z. wynajmuje tam pomieszczenie, ale nikt go nie widział od prawie roku.
- Zastosowano nakaz tymczasowego aresztowania. Prokuratura musi zatrzymać te osobę, ustalić jej miejsce pobytu – mówi Witold Błaszczyk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim.
- Praktyka wykazała, że błędem było powierzanie prywatnym firmom takich dokumentów. Od 2005 roku przejmujemy dokumenty na mocy postanowień sądowych. Ta tragiczna sytuacja dotyczy prywatnych firm, bo zawierały milionowe kontrakty, a potem ogłaszały bankructwo. Teraz my przejmujemy te dokumenty, które nigdy nie zostały uporządkowane. Często są zagrzybione zawilgocone – opowiada Jolanta Louchin, dyrektor Archiwum Państwowego Dokumentacji Osobowej i Płacowej.
Pani Grażyna musi czekać na zakończenie spraw. Mimo że uczciwie pracowała, dziś nie może pobierać takiej emerytury, jaką wypracowała, bo nie ma dokumentów.
- Nie liczę, że mi ktoś te pieniądze zwróci. Jak ja jestem komuś dłużna, nie zapłacę 10 złotych, to się przysyła upomnienie, a my upominamy się i czekamy – mówi pani Grażyna.
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz