Fantazje świadka koronnego

Za kraty przez fantazje świadka koronnego. Franciszek Wielgosz, Stanisław Kielar i Jan Bieńkowski to dawni konkurenci z branży meblarskiej na Podkarpaciu. Poza biznesem łączy ich to, że trafili do aresztu przez zeznania świadka koronnego – Roberta B., z którym wcześniej robili interesy. Po latach procesów cześć przedsiębiorców została uniewinniona. Za błędy prokuratury zapłacimy wszyscy.

- Rano pukanie, CBŚ, dowiedziałem się, że jestem w mafii. Miałem tylko szczoteczkę do zębów, skarpetki i jedne spodnie. Tyle mi pozwolono wziąć – wspomina Franciszek Wielgosz, przedsiębiorca uniewinniony przez Sąd Najwyższy.

- Prokurator prowadząc tak dużą ilość spraw w oparciu na zeznaniach tylko jednego świadka koronnego, po prostu się pogubił – ocenia Aleksander Bentkowski, adwokat Franciszka Wielgosza.

55-letni Franciszek Wielgosz razem ze wspólnikiem od 17 lat prowadzi dużą firmę produkującą meble w województwie podkarpackim. W 1997 roku przedsiębiorcy podjęli współpracę z biznesmenem Robertem B. Mężczyzna zamówił meble, ale nie zamierzał płacić za nie całej kwoty. Sprawa znalazła się w prokuraturze, ale podejrzanymi zostali Franciszek Wielgosz i jego wspólnik. Przedsiębiorców oskarżał świadek koronny - Robert B.

- Usłyszałem, że działając wspólnie, w porozumieniu wyłudziłem 1,5 mln złotych. Nie wiadomo od kogo, kiedy i dlaczego - mówi Franciszek Wielgosz.

- Stawiano zarzuty udziału w grupie przestępczej, oszustwa, jeżeli chodzi wyłudzenie towarów od różnych przedsiębiorstw oraz pobicia świadka koronnego – dodaje Leszek Goławski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach.

Pan Franciszek i jego wspólnik trafili na cztery miesiące do aresztu. Firma pogrążyła się w chaosie. Pracownicy nie mogli otrzymać pensji, bo prokurator Roman Pietrzak nie pozwolił właścicielom firmy na podpisanie potrzebnych dokumentów.

- Trafiłem do sali dwunastoosobowej, miała 6 na 5 metrów. Człowiek jest tak upodlony, że to się w głowie nie mieści,  nie ma nic do powiedzenia – wspomina Franciszek Wielgosz.

Po sześciu latach gehenny pan Franciszek i jego wspólnik zostali uniewinnieni przez wszystkie instancje sądu. Teraz walczą o odszkodowanie.

- Priorytetowym dowodem, który eksponował prokurator, były zeznania świadka koronnego. Sąd doszedł do przekonania, że jego relacje są niekonsekwentne, niespójne, momentami nielogiczne, w efekcie zostały uznane za niewiarygodne – mówi Marzena Ossolińska-Plęs, rzecznik Sądu Okręgowego w Rzeszowie.

- Napisany przez prokuratora akt oskarżenia, miał w sobie tyle sprzeczności, tyle nonsensów, że właściwie nic nie trzeba było robić, tylko wskazać na te błędy – opowiada Aleksander Bentkowski, który bronił Franciszka Wielgosza.

- Mechanizm, który jest opisany w tym akcie oskarżenia i wyroku był zastosowany w kilkudziesięciu sprawach. Na bazie tego świadka koronnego, innych osób i dokumentów oskarżono 117 osób – dodaje Leszek Goławski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach.

57-letni Stanisław Kielar to kolejna ofiara świadka koronnego - Roberta B. W latach 90. prowadził firmę meblarską. W 1997 roku wydzierżawił halę Robertowi B. i , jak twierdzi, pożyczył mu również sto tysięcy złotych.

- Pożyczkę opłaciłem w urzędzie skarbowym, zarejestrowałem tak, aby było to legalne. Zacząłem prosić go o zwrot raty z tej pożyczki i za dzierżawę pomieszczeń. Nie miałem z nim kontaktu aż do okazania go w 2007 roku w prokuraturze w Katowicach – opowiada Stanisław Kielar, który został oskarżony o udział w grupie przestępczej i wyłudzanie pieniędzy.

Pan Stanisław w areszcie spędził trzy miesiące. W trakcie jego nieobecności w rodzinie rozegrał się dramat. Tata pana Stanisława przegrał walkę z nowotworem.

- Niestety, nie pozwolono mi jechać na pogrzeb, uznano, że jestem zbyt groźnym przestępcą – rozpacza pan Stanisław.

Mężczyzna i jeszcze sześciu oskarżanych razem z nim biznesmenów w listopadzie tego roku zostali uniewinnieni przez Sąd Rejonowy w Rzeszowie. Wyrok jeszcze się nie uprawomocnił.

- W naszej sprawie było powołanych 608 świadków. Żaden z nich nie miał nic do mnie ani do reszty oskarżonych, jedynie świadek koronny, który miał w tym interes – mówi Stanisław Kielar.

Sprawa 55–letniego Jana Bieńkowskiego, przedsiębiorcy z Rzeszowa toczy się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. Scenariusz niemal ten sam - zarzuty, areszt, zeznania świadka koronnego, dramat rodzinny i prokurator Pietrzak.

- Pan Pietrzak zaproponował dobrowolne poddanie się karze, nie wyraziłem zgody. Powiedział, że świąteczna promocja jest, że będę wolny, będę miał święta. Nie zgodziłem się. Po 3-4 miesiącach dostałem dodatkowe zarzuty – opowiada Jan Bieńkowski.

- Działanie prokuratury daleko wykracza poza granice nakreślone zasadą praworządności, daleko wykracza poza zasady logicznego myślenia – ocenia Sławomir Szczęsny, adwokat Jana Bieńkowskiego.

Prokuratura twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia, bo dzięki świadkowi koronnemu Robertowi B. skazano kilkadziesiąt osób. Do tych niewinnie oskarżonych przyznaje się z niesmakiem. 

- Koszty ponosi skarb państwa, czyli my wszyscy płacimy za to, co wyprawia prokurator Pietrzak – ocenia Stanisław Kielar.*

* skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewski@polsat.com.pl