Zły poród?

4-letni Artur nie chodzi, nie gryzie, nie przełyka. Za jego niepełnosprawność rodzice obwiniają lekarza ze szpitala w Suchej Beskidzkiej. Twierdzą, że gdy pani Natalia nie była w stanie sama urodzić, Marek B. zaczął wyciskać dziecko siłą i dopiero gdy to nie przyniosło efektu, zrobiono cesarkę. Sprawa jest w sądzie.

- Bylibyśmy najbardziej szczęśliwi, gdyby Artur chociaż w niewielkiej rzeczy mógł być samodzielny, tak jak przełykanie, gryzienie – mówi Natalia Miłek, mama Artura.

27-letnia pani Natalia i jej mąż Sebastian mieszkają w Skawie w województwie małopolskim. W marcu 2008 roku małżeństwo spodziewało się drugiego dziecka. Kobieta mówi, że ciążę przechodziła bez żadnych komplikacji. Jednak kiedy pojawiła się w szpitalu w Suchej Beskidzkiej, nie była w stanie urodzić siłami natury.

- Podczas mojego skurczu lekarz skrzyżował ręce i rzucił się na mój brzuch, całą swoją siłą kierując skrzyżowane ręce w kierunku krocza, próbował wycisnąć dziecko. Krzyczałam, żeby mnie zostawili, że nie wytrzymam tego bólu, że już nie mogę. Wtedy zdecydowali się na cięcie cesarskie, było już za późno. Artur otrzymał 1 punkt w skali Apgar, był intubowany, oddech odzyskał po 40 minutach – opowiada Natalia Miłek.

- Syn urodził się w ciężkiej zamartwicy, z niedotlenieniem okołoporodowym, niedokrwieniem – dodaje Sebastian Miłek.

Rodzice chłopca o wszystko obwiniają lekarza Marka B. Złożyli zawiadomienie do prokuratury, a ta po zasięgnięciu opinii biegłych postawiła lekarzowi zarzuty. Uznano, że w niewłaściwy sposób nadzorował poród. Stwierdzono także nieprawidłowości w dokumentacji KTG – jest to zapis akcji serca dziecka.

- Naszym zdaniem lekarz sfałszował ten dokument podkładając w miejsce tego właściwego inny, prawdopodobnie pochodzący od innej pacjentki, z innego okresu. Podejrzany nie przyznał się, skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień. Złożył w niewielkim zakresie wyjaśnienia odpowiadając na pytania swojego obrońcy – informuje Jerzy Procner z Prokuratury Rejonowej w Suchej Beskidzkiej.

- Podmienił KTG z zapisem innej pacjentki. Tylko że ten zapis był prawidłowy, a u mnie ewidentnie było widać, że coś się dzieje, że serce źle pracuje – mówi pani Natalia.

Obecnie sprawą zajmuje się Sąd Rejonowy w Suchej Beskidzkiej. Kiedy cztery lata temu pani Natalia rodziła syna, doktor Marek B. był zastępcą ordynatora. Dziś to on jest szefem oddziału ginekologiczno-położniczego. Ordynatora odwiedziliśmy z ukrytą kamerą.

- A jakie ma pan dowody na to, że wyciskałem dziecko siłą? Czy wszystkie osoby są zdrowe? Wszystkie? Może pan cały świat uszczęśliwić? – usłyszeliśmy od ordynatora Marka B.

- Zostało przeprowadzone postępowanie wyjaśniające w tej sprawie, wewnętrzne, które nie wykazało żadnych uchybień – mówi Monika Wróblewska-Polak, rzecznik Zespołu Opieki Zdrowotnej w Suchej Beskidzkiej, gdzie rodziła pani Natalia.

Dziś Artur ma 4 lata. Nie chodzi, nie mówi, wymaga całodobowej opieki. Małżeństwo wyliczyło, że miesięczne leczenie i pielęgnacja Artura to około 3 tys. zł. Niezbędna jest również rehabilitacja, jednak na to brakuje już pieniędzy.

- Artur musi być rehabilitowany, aby nie mieć przykurczów, aby nie był zbyt spastyczny – wyjaśnia pani Natalia.

- Rehabilitujemy go sami cztery razy dziennie, bo nie stać nas na wynajęcie profesjonalnego rehabilitanta – dodaje pan Sebastian.

Sytuacja państwa Miłków mogłaby się poprawić, gdyby zostały wypłacone pieniądze z PZU, to tam ubezpieczony jest szpital. Jednak ubezpieczyciel w 2008 roku uznał, że w dokumentacji nie ma informacji, że doszło do błędu medycznego.

- Przedstawiliśmy opinie sporządzone przez zakład medycyny sądowej i akt oskarżenia prokuratury. ZUS stwierdził, że nie doszło do żadnych zaniedbań, negują tę opinię i akt oskarżenia – mówi Monika Hudak-Żur, radca prawny z Kancelarii Teodorowski & Wojtaszak.

PZU powołując się na tajemnicę ubezpieczeniową odmówił podania szczegółów sprawy. Nikt także nie zdecydował się na wypowiedź przed kamerą. Otrzymaliśmy jedynie krótką informację, oto jej fragment:

„ (…) Należy podkreślić, że czas likwidacji szkody nie zależy tylko i wyłącznie od czynności podejmowanych przez PZU. Sprawa jest bowiem niezwykle skomplikowana i wieloaspektowa. (…) W toku postępowania pojawiły się nowe informacje, które obecnie są analizowane. Niezwłocznie po zakończeniu tych czynności poinformujemy zainteresowanych o wynikach ustaleń.”

Pani Natalia i pan Sebastian mają jeszcze dwójkę zdrowych dzieci. Wojtuś ma pięć lat, Julka dwa. Małżeństwo przyznaje, że nie jest im łatwo. Finansowo dają radę tylko dzięki pomocy najbliższej rodziny.

- Przerwaliśmy studia, bo przez pierwsze dwa lata Artur chorował, ciągle byliśmy w szpitalu, nie byliśmy też w stanie podjąć pracy. Jestem przekonana, że gdyby akcja porodowa była przeprowadzona prawidłowo, gdyby lekarz nie popełnił
błędu, Artur byłby zdrowym dzieckiem – podsumowuje pani Natalia.*

* skrót materiału

Reporter: Grzegorz Kowalski

gkowalski@polsat.com.pl