Sąd: Polskie dziecko z matką

Pani Małgorzata ukrywała się z dzieckiem przed mężem i wymiarem sprawiedliwości. Mimo że 3-letni Maks jest Polakiem, to polski sąd zdecydował, że ma wrócić do ojca do Niemiec. Tak było trzy lata temu. Dziś życie pani Małgorzaty wygląda zupełnie inaczej, bo ojciec dziecka wycofał swój wniosek z sądu. Tegoroczne święta będą dla państwa Jurczykowskich wyjątkowo radosne.

W domu Małgorzaty Jurczykowskiej i jej sześcioletniego synka trwa przedświąteczna gorączka. Dla nich tegoroczne Boże Narodzenie będzie wyjątkowe.

- Po tylu latach chciałabym, żeby to w końcu były spokojne, radosne święta, żeby wszystko było tak, jak powinno być – mówi pani Małgorzata.

Kiedy spotkaliśmy się z nią trzy lata temu, była zdesperowana. Ukrywała się z dzieckiem przed mężem i wymiarem sprawiedliwości. Ojciec Maksa chciał zabrać syna do Niemiec.

- Jeżeli dziecko wyjedzie do Niemiec, to wiemy wszyscy, że Niemcy dzieci nie oddają. To  tylko Polska oddaje wszystkim dzieci – mówiła wówczas pani Małgorzata.

Państwo Jurczykowscy mieszkali w Niemczech, ale ich syn ma tylko polskie obywatelstwo. Kiedy małżonkowie rozstali się w 2008 roku, pani Małgorzata z synkiem wróciła na stałe do Polski. Ojciec odwiedzał Maksa. Podczas jednej z wizyt wywiózł dziecko do Niemiec.

- Sąd niemiecki stwierdził, że najlepiej byłoby na ten moment, gdybyśmy dogadali się w formie ugody. Sędzia narzuciła 10 dni w miesiącu dla mnie, a reszta dla męża. Nie chciałam się na to zgodzić, ale sędzia powiedziała, że albo te 10 dni albo nie zobaczę dziecka wcale, zgodziłam się – wspominała trzy lata temu pani Małgorzata.

Polka nie mogła pogodzić się z decyzją niemieckiego sądu. Dlatego pod nieobecność męża zabrała Maksa do Polski. Pan Arkadiusz złożył wniosek o wydanie mu dziecka w trybie Konwencji Haskiej, a polski sąd przyznał mu rację. Od tego momentu pani Małgorzata przez dwa lata ukrywała się z dzieckiem.

- Takie życie w ukryciu, w strachu nie jest możliwe na dłuższą metę. Człowiek wykańcza się psychicznie, nie można iść z dzieckiem na plac zabaw, do lekarza. Każde ujawnienie się publicznie grozi tym, że policja może nas namierzyć – opowiada.

- Nawet ja byłem śledzony przez pana Arkadiusza. To były gonitwy samochodami, czatowanie pod domem, wysyłanie policji, dużo nieprzyjemnych rzeczy – dodaje Robert Ofiara, pełnomocnik Małgorzaty Jurczykowskiej.

Niespodziewanie w zeszłym roku ojciec Maksa zmienił zdanie. Wycofał wniosek o wydanie syna do Niemiec.

- Ma drugie dziecko, urodziło się w tym momencie, kiedy był taki zawzięty. Myślę, że to zmieniło jego nastawienie – mówi pani Małgorzata.

W takiej sytuacji sąd umorzył postępowanie o wydanie Maksa do Niemiec. Ostatecznie sąd zdecydował, że chłopiec ma zostać z mamą.

- Biegli dostrzegli sami, że dziecko jest już na takim poziomie rozwoju, że samo potrafi wypowiadać się. Powiedziało, że chce być w Polsce, że nie chce wyjeżdżać do tatusia – mówi Jan Leszczewski z Sądu Okręgowego w Łomży.

- Koniec końców dziecko zostało przy pani Małgorzacie, a ojciec ma prawo do kontaktów, jeśli przyjedzie z Niemiec do Polski, w sposób sztywno uregulowany, w miejscu gdzie dziecko przebywa z matką – mówi Robert Ofiara, pełnomocnik Małgorzaty Jurczykowskiej.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl