Nie mieli ślubu, trafi na ulicę

Pan Krzysztof i pani Bożena żyli ze sobą od kilkunastu lat. Kiedy kobieta poważnie zachorowała na raka trzustki, przeprowadzili się na działkę pod Warszawą. Razem ją wyremontowali i urządzili. Niestety, pani Bożena zmarła. Prawo do działki przyznano synowi, z którym kobieta od lat nie utrzymywała kontaktu. Pan Krzysztof trafi na ulicę.

Pan Krzysztof przez kilkanaście lat żył i prowadził wspólne gospodarstwo z panią Bożeną. Żyli skromnie w małym mieszkaniu w Warszawie. Kilka lat temu lekarze zdiagnozowali u pani Bożeny raka trzustki.

- Przez te 18 lat mieszkaliśmy razem jak mąż z żoną. Mieli nas za małżeństwo, nie prostowaliśmy tego. Było nam dobrze. Czy ślub jest taki ważny? Ważniejsze jak ludzie żyją ze sobą, niż jakiś papierek. Lekarze powiedzieli, że Bożenka pożyje jeszcze dwa, dwa i pół roku. Chciała żebyśmy kupili działkę – opowiada pan Krzysztof.

Działkę znaleźli kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy w miejscowości Szczaki.  Oficjalnie jej użytkownikiem była pani Bożena. Oczyścili zapuszczoną działkę, odnowili i umeblowali domek. Niestety, stan pani Bożeny pogarszał się. Kobieta zmarła w grudniu ubiegłego roku. W ostatnich chwilach był przy niej tylko pan Krzysztof. Syn pani Bożeny pojawił się dopiero na pogrzebie.

- Ona nadużywała alkoholu przez tego pana. On doprowadził do tego, że matka się zapiła na śmierć. Co miałem zrobić? – pyta syn pani Bożeny.

- Syn się pokazał i powiedział, że mam do lipca się wyprowadzić, bo on jest spadkobiercą – mówi pan Krzysztof.

- Prawo użytkowania działki nie jest dziedziczne, a więc nie wchodzi do masy spadku. Zgodnie ze statutem Polskiego Związku Działkowców, prawo do
użytkowania działki wygasa wraz ze śmiercią użytkownika działki – tłumaczy Iwona Kusio-Szalak, radca prawny.

Syn pani Bożeny i pan Krzysztof złożyli więc wnioski o przyznanie działki po pani Bożenie. Zarząd ogródków działkowych przyznał prawo użytkowania działki synowi pani Bożeny. A ten w październiku tego roku postanowił to prawo wyegzekwować i wyrzucić pana Krzysztofa. Obronili go sąsiedzi.

- Sąsiadka usłyszała, jak państwo podjechali i zaczęli rozmontowywać bramkę. Powiedzieli, że to jest ich i nie muszą się nikomu tłumaczyć – mówi pani Halina, sąsiadka pana Krzysztofa.

- Broniliśmy tego, to jest dobry człowiek, uczciwy, porządny. To nie jest jakiś bandyta, dewiant czy pijak – dodaje pani Alicja, sąsiadka mężczyzny.

- Przyjechała policja i orzekła, że nie może mnie stąd wyrzucić. Chciałem to załatwić po ludzku: masz klucze, przyjeżdżaj, mnie to nie przeszkadza. Ja sobie tu będę mieszkał – mówi pan Krzysztof.

Mały domek na działce to jedyny dach nad głową dla pana Krzysztofa. Szansa, że go utrzyma jest jednak znikoma. Syn pani Bożeny nie chce z nim nawet o tym rozmawiać. Pan Krzysztof złożył więc w sądzie wniosek o zwrot nakładów, które poniósł na remont i wyposażenie domku.

- Oczywiście musi to udowodnić: przedstawić rachunki, dowody, że te nakłady poniósł – mówi Iwona Kusio-Szalak, radca prawny.

- Nie wiem, co będzie dalej. Trafię na ulicę, nie ma wyjścia… Chyba że dobrzy ludzie się znajdą i mi pomogą – podsumowuje pan Krzysztof.

Autor: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl