Właściciel psa kontra Pogotowie dla Zwierząt

Inspektorzy Pogotowia dla Zwierząt zapukali do drzwi pana Zdzisława z Warszawy i odebrali mu 12-letniego psa. Wcześniej dostali zawiadomienie, że zwierzę jest z zaniedbane. Kora trafiła do weterynarza. Okazało się, że cierpiała na typowe dla starszego psa dolegliwości. Mimo to, do właściciela już nie wróciła.

Kora: 12-letnia suka rasy owczarek niemiecki. Jeszcze kilka miesięcy temu mieszkała na posesji w Warszawie. 1 kwietnia została zabrana przez Pogotowie dla Zwierząt. Powodem było zawiadomienie, jakie wpłynęło do pogotowia.

- Powiedziano nam, że pies w okresie zimowym, pomimo swojego schorzenia, czyli zwyrodnienia stawów biodrowych, przebywał na zimnym podłożu, w śniegu. Mieliśmy informację, że pies trzepał głową, co mogło wskazywać na zapalenie uszu, oraz że z czasem zaczęła pojawiać się u niego
wydzielina ropna wymieszana z krwią z ucha – opowiada Dominika Sadowińska, prezes Pogotowia dla Zwierząt.

Z tą argumentacją nie zgadza się właściciel psa. Mówi, że choroby Kory były zdiagnozowane i leczone.

- Chorowała na genetyczne zwyrodnienie kręgosłupa z paraliżem tylnych łap, co było potwierdzone badaniem w klinice. Na zapalenie ucha też była leczona – mówi Zdzisław Pogorzelski, właściciel Kory.

- Stan pieska, jeżeli chodzi o utrzymanie był dobry. Kora była starym psem, starość ma swoje choroby i to było widać, ale utrzymanie jej było bardzo dobre – potwierdza Stanisław Sopciński, lekarz weterynarii, który leczył psa przed odebraniem.

Mimo to, Kora została zabrana z posesji. Pogotowie dla Zwierząt o transport psa poprosiło warszawską straż miejską.

- Spakowaliśmy go w nasze środki transportu, pies był łagodny. Został odwieziony na miejsce wskazane przez inspektora, była to granica miasta stołecznego Warszawy, przy Konstancinie – opowiada Piotr Mostowski, dowódca Patrolu Eko Straży Miejskiej w Warszawie.

Pojechaliśmy do Konstancina, do lecznicy, którą wybrało Pogotowie dla Zwierząt. Szef placówki mówi, że psa badały dwie lekarki. Obie diagnozy były podobne. Nie wskazywały na zagrożenie życia psa.

- Był to pies zaawansowany wiekiem, miał przypadłości charakterystyczne dla starszych owczarków: słabo umięśniony tył, lekki niedowład. Doktor stwierdziła, że ma zapalenie uszu. Raczej nie powinien zostać odebrany właścicielowi. W ustawie jest wyraźnie napisane, że organizacje prozwierzęce mogą interweniować w razie zagrożenia zdrowia i życia. W naszej ocenie takiej sytuacji tutaj nie było – opowiada Dariusz Różycki, szef lecznicy.

- Wyznaczyliśmy sobie termin, godzinę, żeby właściciel przedstawił dokumenty, wówczas pies miał zostać mu oddany. Nigdy tego nie zrobił – mówi Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt.

Pogotowie dla Zwierząt przysłało nam opinie innych lekarzy, którzy badali Korę w kwietniu i maju. Nie wynika z nich jednak, że życie psa w dniu odebrania było zagrożone. Właściciel psa więcej go nie zobaczył. Według Pogotowia dla Zwierząt u Kory zdiagnozowano nowotwór złośliwy i to było powodem uśpienia zwierzęcia.

- Kora została poddana eutanazji ze względów humanitarnych. Na stole operacyjnym okazało się, że ma rozległy nowotwór z przerzutami w jamie brzusznej – mówi przedstawicielka Pogotowia dla Zwierząt.

- Bez mojej wiedzy, bez mojej zgody, zadysponowali o tym, żeby psa uśmiercić – żali się Zdzisław Pogorzelski, właściciel Kory.

Pogotowie dla Zwierząt po odebraniu Kory złożyło zawiadomienie w prokuraturze o znęcaniu się nad psem. Sprawa została umorzona.  Teraz zażaleniem pogotowia na tę decyzje zajmuje się sąd. Natomiast Zdzisław Pogorzelski złożył doniesienie o przywłaszczeniu Kory przez inspektora Pogotowia dla Zwierząt. 

- Nie wykluczam, że mogą być postawione takie zarzuty pracownikom pogotowia. Codzi o przywłaszczenie tego psa – informuje Dariusz Ślepokura z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.*

* skrót materiału

PS. Po realizacji materiału część przedstawicieli Pogotowia dla Zwierząt zdecydowała, że nie chce pokazywać twarzy!

Autor: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl